Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Marchwicki, brat "Wampira z Zagłębia"

Teresa Semik
Zabójstwo Jadwigi Kuci, nakłanianie do zabójstwa, czyny lubieżneSąd Wojewódzki w KatowicachOskarżony: Jan MarchwickiWyrok: kara śmierci
Zabójstwo Jadwigi Kuci, nakłanianie do zabójstwa, czyny lubieżneSąd Wojewódzki w KatowicachOskarżony: Jan MarchwickiWyrok: kara śmierci arc.
Proces Zdzisława Marchwickiego "Wampira z Zagłębia" oraz jego braci - Jana i Henryka wciąż jest przedmiotem spekulacji. Nie brakuje głosów, że zabójcy stali się kozłami ofiarnymi PRL-u. Zaglądamy do akt sprawy. To nadal wstrząsająca lektura. Dziś kolejny odcinek. Czy Jan Marchwicki zasłużył na śmierć? - pisze Teresa Semik

W dniu imienin Jana Marchwi-ckiego nadrzwiach sekretariatu, w którym pracował, ktoś napisał: "Dzisiaj są imieniny Pana Jana, tutaj przyjmuje się wszelkiego rodzaju prezenty i łapówki".

Jan Marchwicki był wówczas kierownikiem administracyjnym na Wydziale Prawa Uniwersytetu Śląskiego. Pod koniec 1969 roku został zwolniony właśnie za to, że załatwiał przyjęcia na studia za pieniądze, ale także za nakłanianie studentów do czynów lubieżnych.

Był homoseksualistą i z tego powodu musiał zrezygnować ze studiów teologicznych, choć planował być księdzem. Po wyrzuceniu z UŚ, liczył na pracę w wydawnictwie kościelnym. Obawiał się jednak, że na przeszkodzie stanie dr Jadwiga Kucia, jak on związana z katowickim duchowieństwem. Wiedziała, że jest łapownikiem, podejrzewała, że współpracuje z milicją. Dlatego miała zamilknąć "tak, aby nie pisnęła więcej słowa".

Heniek ci ją podprowadzi

Jan Marchwicki namówił do zabójstwa swoich braci: Zdzisława i Henryka. "Litra postawisz, a łeb jej rozwalę" miał powiedzieć Zdzisiek - "Wampir z Zagłębia" na propozycję Jana. Jadwiga Kucia była jego ostatnią ofiarą. Jej ciało odnaleziono przy płocie Telewizji Katowice.

Gdy śledczy pytali wampira, ile zabił kobiet, podawał różne liczby. Nie pamiętał szczegółów, żadnej zbrodni nie planował z ołówkiem w ręku. Stąd wiele nieścisłości w jego opisach.

- Przy drodze polnej w Wojkowicach zabiłem kobietę. Uderzyłem ją 3-4 razy w głowę i przeciągnąłem kilka metrów dalej. Zabrałem jej bezwartościową obrączkę, którą potem dałem mojej siostrze, Halinie - mówił w śledztwie. - W Zagórzu kobietę spotkałem na drodze i uderzyłem ją prętem w głowę. Przeciągnąłem 4-5 metrów. W Sosnowcu na Pogorii zamordowałem tramwajarkę. Tej nie przeciągałem, zostawiłem tam, gdzie ją uderzyłem. Pręt był długi na pół metra, rozklepany.

Obrońcom zabójstwo dr Kuci "na zlecenie" nie pasowało do sposobu działania wampira, który zabijał wyłącznie w zamiarze zaspokojenia popędu seksualnego. Dlatego podważali wiarygodność śledztwa. A przecież ciało dr Kuci też było obnażone.
Uczestnicy tej ostatniej zbrodni - brat Henryk Marchwicki i Józef Klimczak - twierdzili, że "Wampir z Zagłębia" zabił na prośbę swojego brata, Jana Marchwickiego. To nie było tylko podżeganie. Jan zorganizował to zabójstwo. Ustalił, jaką drogę ofiara pokona z pracy do domu, gdzie powinien nastąpić atak, a potem zacierał ślady. Sam pisał anonimy do milicji, że wampirem jest osoba z Tarnowskich Gór. Osobiście nie brał udziału w zamachu, siedział w aucie nieco dalej.

Józef Klimczak, kochanek Jana, tak relacjonował: "Jan powiedział, Zdzisiek ty masz być koło szkoły na Wełnowcu około 18.30, a Heniek za nią będzie szedł i ci ją podprowadzi. Zdzisław odpowiedział - zgoda". Następnego dnia, jak ukazał się komunikat o zamordowaniu dr Kuci i nagrodzie miliona złotych za wskazanie sprawcy, "Jan kazał mi iść na uczelnię, żeby zlustrować sytuację". Kilka dni po zabójstwie Józef Klimczak sprzedał zegarek zrabowany dr Kuci. Był marzec 1970 roku.

Halina, siostra Marchwickich, powie śledczym, że w tym właśnie roku po Wszystkich Świętych mówiła do Zdziśka, że "nie zapaliła świeczki sąsiadce, bo nie mogła znaleźć grobu". Na to pijany Zdzisiek: "A zapaliłabyś na grobie tej, cośmy ją pieprznęli?".

Ojciec pił i bił

Ojciec Marchwickich żenił się pięć razy. Był górnikiem, spawaczem, ale zawsze alkoholikiem. Najpierw przyszła na świat Halina, potem Zdzisiek. Matka zmarła kilka dni po urodzeniu Jana. Wychowywała go siostra mamy, która nie pozwalała kontaktować się z ojcem. Gdy Jan miał 12 lat, zabrał go ojciec i zabronił kontaktować się z ciotką.

Rodzeństwo - także najmłodszy Heniek, brat przyrodni - dokuczało mu, bo był trochę obcy, ojciec zaś go lał, bo tylko taki znał sposób na wychowanie. Dlatego Jan uciekł z domu. Z Dąbrowy Górniczej poszedł pieszo do Warszawy. Opieka społeczna znalazła go w Częstochowie i odesłała do sierocińca salezjanów. Tuż przed końcem wojny, w 1944 roku, wrócił do ciotki i przez rok ukrywał się przed ojcem u rodziny mamy. Wówczas spokojny, małomówny, zamknięty w sobie ministrant.

Najpierw Jan Marchwicki był w seminarium w Poznaniu, a po maturze studiował teologię w Krakowie. Po trzech latach został usunięty, czy zmuszony do rezygnacji z powodu czynów lubieżnych. On sam wolał mówić, że "rektor go nie lubił".

To w czasie studiów w Krakowie bezpieka nawiązała z nim kontakt po raz pierwszy, by donosił, co mówią biskupi. - Doprowadzono mnie siłą do UB w Będzinie, to był rok 1952 - przypominał. Bezpieka ponownie nawiązała z nim kontakt w Sosnowcu na początku lat 60., by dalej donosił na księży.

Ukończył kurs nauczycielski i uczył w szkołach w okolicach Krakowa i Kielc. Na dłużej zatrzymał się w pracy na uczelni. Zwolniony z powodu intryg, tak on twierdził.

Wróg PRL-u i syjonista

Jan Marchwicki poszedł na pogrzeb zamordowanej dr Kuci. Kupił jej pięć białych goździków. Gdy rok później Józef Klimczak, jego partner seksualny, wpadł do domu z wojska, przekonywał go, że "niebezpieczeństwo całkiem zostało oddalone".
Niepokój wzrósł, gdy prawie dwa lata po tym morderstwie, 6 stycznia 1972 r., Zdzisław Marchwicki został aresztowany. Nikt z rodzeństwa nie wiedział, dlaczego? Wtedy Jan często zaglądał do swojej siostry Haliny w Dąbrowie Górniczej.

- Powiedział mi, bym się w czasie przesłuchania nie dała podbierać milicji i nie kleciła nic o tych torbach, co mi dał Henryk - przypominała w śledztwie, a była to torba dr Kuci. - Jan mówił też, że Zdzisiek zabił kobietę w Siemianowicach. Listy od niego czytał nawet pod światło, by wyczytać coś, co mogło być zamazane. Ale listu do niego do więzienia nie chciał napisać, choć go o to prosiłam.

Trzy miesiące po aresztowaniu brata Zdziśka - "Wampira z Zagłębia", Jan był przesłuchiwany w charakterze świadka.
- W zachowaniu Zdziśka nie zauważyłem niczego szczególnego - mówił. - Nie dostałem od niego żadnego zegarka.

Śledczy nie dali mu wiary, bo uznali, że skoro "Wampir z Zagłębia" okradał swoje ofiary, to pewnie dzielił się łupami. Przedstawili Janowi zarzut, że przyjął od niego "zegarki, obrączki i inne przedmioty wiedząc, że pochodzą z kradzieży na szkodę kobiet pozbawionych życia".

- Zdzisiek nigdy mi niczego nie dawał, raczej chciał zabrać, żeby wypić - Jan zaprzeczał zarzutom. - Nasza siostra Halina mówiła mi po aresztowaniu Zdziśka, że milicja i prokuratura podejrzewają go, że to on jest wampirem i że oskarżyła go o to jego żona Maria, ale ja z tą sprawą nie mam nic wspólnego.

Kolejny zarzut, jaki usłyszał Jan Marchwicki, to ten, że powoływał się na wpływy we władzach uczelni i za pieniądze załatwiał przyjęcia na studia. Milicji opowiadał za ile, wciągał w korupcję i szkalował wielu szacownych naukowców, rektora uczelni, dziekana. Ogółem Janowi Marchwickiemu przedstawiono 23 zarzuty, także dotyczyły handlu dolarami, świętymi obrazkami, które drukował nielegalnie i kolportował w całej Polsce. Zaprzeczał udziałowi w zabójstwie dr Kuci i temu, że namawiał do zabójstwa Henryki, która była w ciąży z jego kochankiem, Józkiem.

Właśnie Józef Klimczak z Bielska-Białej najbardziej obciążał Marchwickich. Pisał, że Jan jest do tego "wrogo nastawiony do ustroju, syjonista i zwolennik syjonizmu". Mało prawdopodobne, by tę opinię sformułował sam Józef, wówczas 24-latek, słabo wykształcony lekkoduch, który dał się uwieść dwa razy od siebie starszemu mężczyźnie za wikt i opierunek. Siedząc w areszcie długo kłamał, aż sam napisał: "Chcę złożyć szczerą i obiektywną prawdę w związku ze sprawą wampira. Mimo mojego haniebnego czynu, którego się dopuściłem, prawdy do tej pory nie powiedziałem, mimo że mam tak ludzkiego i dobrego śledczego, ob. Sokoła Bogdana".

Zabiłem kobietę, w życie

Zdzisław Marchwicki, "Wampir z Zagłębia", usłyszał 21 zarzutów. Nie przyznał się tylko do ostatniego - znęcania się nad własną rodziną. Na koniec oświadczył: "Wyrażałem żal przed przesłuchaniem mnie przez oficera, żal pod adresem milicji, że nie zostałem zatrzymany bezpośrednio po pierwszym przestępstwie. Mówiłem, że gdyby się tak stało, nie byłoby całej tej sprawy".

Gdy nie zgadzały się jakieś fakty, Zdzisław mówił: "Mam w kieszeni prawdę i w zależności od potrzeby, mogę z tej lub z innej kieszeni prawdę przedstawić. Obecnie doszłem do wniosku, że prawda jest tylko jedna". Często potem uzupełniał swoje opisy: "W Grodźcu w życie zabiłem kobietę. Zabrałem jej, poza zegarkiem, małym żółtym, również majtki. Przeciąłem je w kroku za pomocą scyzoryka".

Kochanek Marii, żony Zdzisława Marchwickiego, zeznawał: - Maria mówiła mi, że Zdzisiek odbywa stosunki z kurami i one potem zdychają. W czasie takiego stosunku miał go przychwycić ojciec. Opowiadała, że odbywał stosunki z kozą w chlewie i ojciec też go wtedy nakrył. W czasie stosunku z żoną brutalnie znęcał się nad nią. Doświadczał satysfakcji w chwili, gdy ona cierpiała.

Maria też składała wyjaśnienia obciążające "Wampira z Zagłębia": - Syn mój uderzył mnie w twarz i nazwał k... Powiedział, abym się powiesiła, bo przeze mnie siedzi w więzieniu niewinnie jego ojciec…

Fakty i mity w sądowych archiwach

"Skarżę się na brak humanizmu socjalistycznego w postępowaniu ze mną" - pisał do prokuratora Jan Marchwicki, niedoszły ksiądz, brat Zdzisława, "Wampira z Zagłębia". Nigdy się nie przyznał, że pomógł bratu w zabójstwie jego ostatniej ofiary.

Gdyby dziś stawał przed sądem, pewnie by żył, bo za nakłanianie i zorganizowanie jednego zabójstwa, za czyny lubieżne nikt nie zawisnął na stryczku. Jednak w 1976 r. Jan Marchwicki w wieku 47 lat usłyszał karę śmierci, którą wymierzył mu sąd w Katowicach w tym samym procesie, w którym na śmierć skazywał Zdzisława Marchwickiego, zabójcę 14 kobiet. Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. Kara została wykonana w garażu katowickiego aresztu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!