Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

7 milionów Polaków choruje na otyłość. Jemy i tyjemy. Czy umrzemy z przejedzenia?

Maria Zawała
Politycy, którzy jak poseł Ryszard Kalisz, także cierpią  z powodu nadmiaru kilogramów,  zamiast stosować  i promować nieskuteczne diety, powinni pomóc lekarzom   w stworzeniu  ustawowych mechanizmów leczenia otyłości
Politycy, którzy jak poseł Ryszard Kalisz, także cierpią z powodu nadmiaru kilogramów, zamiast stosować i promować nieskuteczne diety, powinni pomóc lekarzom w stworzeniu ustawowych mechanizmów leczenia otyłości zbigniew kosycarz/kfp
Już ponad 7 milionów Polaków choruje na otyłość. Przeskoczyliśmy z epoki biedy do epoki nadmiaru i obżeramy się, czym popadnie. Prognozy są przerażające. Jeśli się nie opamiętamy i nie zmienimy stylu życia, w 2035 roku co trzeci rodak będzie otyły. Podobnie jak większość obywateli świata. Pisze Maria Zawała

Na nadwagę i otyłość choruje już 75 proc. Polaków po 65. roku życia - alarmują lekarze. Na potęgę tyją dzieci i młodzież. Dlaczego tak się dzieje? Cóż, z zachwytu nad obfitością jedzenia folgujemy sobie ponad miarę. W biegu wrzucamy w siebie góry żywności. Mało się przy tym ruszamy. I kilogramów przybywa.

W sierpniu cała Polska żyła sprawą 5-letniego Maciusia ze Środy Śląskiej, którego kuratorka chciała odebrać dziadkom z powodu jego otyłości. Nie milkły głosy oburzenia na bezduszność wymiaru sprawiedliwości. Niestety, prawda jest brutalna. Jeśli Maciuś nie przestanie tak dużo i niezdrowo jeść, nie doczeka starości.

Ofiary przekarmienia

Odbieranie dzieci rodzicom czy nadopiekuńczym dziadkom, by ratować je przed przekarmieniem, zdarza się w Europie coraz częściej. W Wielkiej Brytanii pracownicy socjalni zabrali z domów z powodu przekarmienia sześcioro maluchów. W Londynie 12-latek został umieszczony w specjalnym ośrodku, bo jego wskaźnik masy ciała (BMI) o 60 procent przekraczał normę. W hrabstwie Cumbria pracownicy socjalni interweniowali, gdy 9-latka utyła do rozmiaru 44.

Już teraz jedna trzecia brytyjskich 13-latków jest otyła lub ma nadwagę, a w ciągu 5 lat w Wielkiej Brytanii będzie milion otyłych dzieci. Tam Fry z Krajowego Forum Otyłości Wielkiej Brytanii postuluje, by przekarmiane dzieci zaczęły być traktowane jako ofiary wykorzystania.

Kto szkodzi dzieciom?

Za otyłość odpowiadają przede wszystkim tzw. czynniki środowiskowe, a zatem domowe zwyczaje dotyczące jedzenia i sposób spędzania wolnego czasu. Największymi sprzymierzeńcami zdrowego stylu życia dzieci oraz ich odchudzania są rodzice. To od nich zależą codzienny jadłospis i porcja ruchu zalecana dziecku. Tymczasem rodziców świadomych problemu jest niewielu.

- Wiele szkody wyrządzają też dzieciom nadopiekuńcze babcie. Karmią maluchy byle czym, przeważnie słodyczami albo kluskami i ciastami, nie zważając na to, że dziecko nie chce już jeść. I potem mamy otyłych trzynastolatków z nadciśnieniem i cukrzycą typu 2 - ocenia prof. Magdalena Olszanecka-Glinianowicz, prezes Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością.

Instytut Matki i Dziecka od 1992 r. co cztery lata bada dzieci i młodzież w naszym kraju pod kątem nadwagi. Z ostatniego raportu z 2010 r. wynika, że prawie 22 proc. dzieci w wieku 11-12 lat waży za dużo (18,3 proc. ma nadwagę, a 3,4 proc. jest otyłych). Wśród 13-14-latków problemy z wagą ma 18 proc., a w grupie 17-18 lat zrzucić kilogramy musi 12 procent. Grubsi są przy tym chłopcy.
Śląski obiad tuczy

Na Śląsku ostatnie wyniki badań otyłości dzieci pochodzą z 2005 roku. Wówczas nadwagę miało 8,4 proc. 7-9-latków, a na otyłość chorowało 3,2 proc. dzieci. Otyłość jest zresztą czwartym pod względem występowania schorzeniem dzieci i młodzieży do 18. roku życia w naszym regionie.

Obserwując, jak przybywa otyłych dorosłych w woj. śląskim, można mieć nawet pewność, że liczba otyłych dzieci, podobnie jak w Polsce, stale będzie rosnąć. Świadczy o tym m.in. ostatnie badanie PolSenior z 2011 r. Pokazuje bowiem, że na Śląsku jest 37,3 proc. otyłych osób w wieku 55-59 lat. 42,7 proc. z nich to mężczyźni, a 33 proc. kobiety. W wieku 55-59 lat kobiety są grubsze, stanowiąc 36,2 otyłych. Wśród mieszkańców naszego regionu powy-żej 65. roku życia otyli to aż 33,6 proc. osób. W tym jest aż 40,9 proc. kobiet.

Sprawdźmy nasze sztandarowe danie. Kluski śląskie (100 g) 160 kcal, rolada - 260 kcal, modra kapusta - 90 kcal. Dużo? Dużo, ale trudno to danie obwiniać za tkan-kę tłuszczową Ślązaków. Problem jest bowiem bardziej złożony.

Dlaczego tyjemy?

Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że fast foody w połączeniu z tłustą dietą mają fatalny wpływ na zdrowie i wagę.

- Niezwykle trudno odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tyjemy, ale jedno jest pewne - tyjemy zawsze od jedzenia. Generalnie wtedy, gdy mamy dodatni bilans energetyczny. Gdy ilość kilokalorii dostarczonych do organizmu z pożywieniem jest większa niż to, co potrafimy zużyć - wyjaśnia prof. Magdalena Olszanecka-Glinianowicz. - Wpływają na to naturalnie złożone mechanizmy, ale na pewno główną przyczyną jest zmiana przez wieki naszego trybu życia. Coraz mniej się ruszamy, a coraz więcej jemy. Proszę choćby porównać pranie. Daw-niej tarcie o kamień czy tarkę wymagało wysiłku, dziś włączamy guzik w pralce i wracamy do laptopów czy na kanapy przed telewizorami, nieustannie coś podjadając - dodaje pani profesor.

Dzieci szybciej umrą

Rozstępy, nadmierne owłosienie, trądzik, nadciśnienie, cukrzyca - to tylko niektóre problemy "wagi ciężkiej", które dotykają otyłe dzieci. W wypadku dorosłych tak naprawdę większość chorób, z nowotworami włącznie, ma swe źródło w tkance tłuszczowej.

- Otyłość to nie defekt kosmetyczny, jak wielu sądzi, tylko ciężkie schorzenie - tłumaczy prof. Olszanecka-Glinianowicz. W 1997 roku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała ją za chorobę przewlekłą. To także przyczyna innych schorzeń. U osób otyłych główną przyczyną śmierci są choroby układu krążenia, w tym: choroba niedokrwienna serca, nadciśnienie tętnicze i niewydolność mięśnia sercowego. Skutki zdrowotne otyłości to także spory problem dla systemów ochrony zdrowia. Nic dziwnego, skoro w latach 1980-2008 liczba osób z nadmierną masą ciała na świecie zwiększyła się dwukrotnie, a osoby otyłe spotyka się już w najbiedniejszych państwach Afryki.
USA - big problem

Najbardziej epidemia otyłości widoczna jest w Stanach Zjednoczonych. Szacunki są takie, że w 2048 r. nikomu nie będą potrzebne ubrania w rozmiarze S, a ludzi o prawidłowej masie ciała pokazywać się będzie jak Indian w rezerwatach - alarmują naukowcy.

Już teraz w wielu krajach zmienia się numerację ubrań. Niemiecki rozmiar 36 to we Francji - 40. Podobnie zaczyna się dziać także w Polsce. A będzie tylko gorzej. Przewiduje się zresztą, że do 2015 roku osoby z otyłością będą stanowić 1/10 całkowitej ludności świata.

Węgrzy lubią zjeść

Problem otyłości narasta też w Europie. Już 50 proc. mieszkańców Unii Europejskiej ma nadwagę. Rośnie przy tym liczba patologicznie otyłych. Największy problem mają z tym Węgrzy, gdzie otyłych jest już 28,5 proc. mieszkańców. Kolejne niepochlebne miejsca w statystykach zajmują: Wielka Brytania - 26,1, Irlandia - 23 proc. i Malta 22,9 proc. W Niemczech 14,7 proc. obywateli zalicza się do otyłych. W Polsce, według WHO, 15,8 procent. - Myślę, że jest ich więcej. Z innych badań wynika, że już ponad 22 proc. naszego społeczeństwa to ludzie otyli - precyzuje prof. Olszanecka-Glinianowicz.

Stan epidemii

Choć już ponad 7 mln Polaków choruje na otyłość, porównując się do populacji ogólnej Stanów Zjednoczonych, sytuacja w naszym kraju wypada korzystniej. Jeśli jednak porównamy rodaków po 65. roku życia do białej populacji Stanów Zjednoczonych w tym samym wieku, to w obu przypadkach odsetek osób otyłych przekracza 30 proc.

- Cały świat ma problemy, ale walka z otyłością to póki co największa przegrana wojna XXI wieku - mówi prof. Magdalena Olszanecka-Glinianowicz. Choć natychmiast zastrzega, że słowo "walka" jest nie na miejscu.
- Z punktu widzenia psychologicznego, słowo "walka" to bardzo złe określenie i bez względu na uzyskany efekt, człowiek ponosi porażkę. Walka to podjęcie krótkotrwałego działania, które ma na celu uzyskanie szybkiego efektu i wymaga od człowieka dużej mobilizacji, zwiększając tym samym poziom stresu. Jeśli człowiek podchodzi do problemu otyłości jak do walki, to zawsze będzie przegrany. Nawet jeśli schudnie, będzie miał poczucie krzywdy wynikającej z rezygnacji z wielu przyjemności. W związku z czym prędzej czy później do nich wróci. Z kolei, jak nie schudnie, dalej będzie zajadać stres - wyjaśnia prof. Olszanecka-Glinianowicz.

Dlatego, jej zdaniem, zamiast terminu "walka", powinno się używać określenia "sposób dbania o siebie, o swoje zdrowie". - Musimy pamiętać, że skoro otyłość jest chorobą, to z chorobami się nie walczy, tylko się je leczy - przekonuje.

Otyłość skraca życie

Dlaczego leczenie otyłości jest tak ważne? - Bo otyłość jest okrutna, skraca życie, wcześniej prowadząc do inwalidztwa - tłumaczy prof. Mariusz Wyleżoł, bariatra, kierownik Kliniki Chirurgii Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej w Warszawie. - Chorzy cierpią często w zamkniętych ścianach, bo nie są w stanie z powodu ciężaru ciała wyjść z domu - mówi.

Na co dzień jako lekarz styka się z pacjentami z otyłością olbrzymią. Dla jego pacjentów jedynym wyjściem, tak naprawdę ratującym im życie, są operacje bariatryczne. To kilka rodzajów zabiegów, polegających w skrócie na tym, że z użycia wyłącza się pewien fragment żołądka i jelit. Dzięki temu radykalnie zmniejsza się ilość przyjmowanego przez pacjenta pokarmu, zmniejsza się łaknienie, a informacja: "Jestem syty" jest wysyłana z żołądka do mózgu szybciej niż normalnie. Skutkiem tego wszystkiego jest spadek wagi.

Tylko w 2011 roku wykonano na świecie 340 tysięcy takich operacji. W USA to najczęstsze operacje ogólnochirurgiczne. W Polsce wykonuje się ich zaledwie 1500 rocznie.

- Dlatego między innymi 5 tysięcy chorych u nas co roku umiera, choć medycyna potrafiłaby im pomóc - twierdzi prof. Wyleżoł.
Początkowo, jak opowiada, nie mógł zrozumieć, jak ludzie mogą tak dużo jeść, by doprowadzić się do olbrzymiej wagi. Dziś, po latach pracy w zawodzie bariatry, już ich tak nie osądza.

- Bo wiem, że oni są wobec swojej choroby bezradni, a ona nie wybiera. Choćbyśmy się nie wiem jak starali im zmodyfikować nawyki żywieniowe i zwiększyć aktywność fizyczną, wielu chorych nie będzie w stanie zapanować nad swoją chorobą.

Grelina, bakterie i wirusy

Poszukiwania Świętego Graala otyłości, czyli odpowiedzi na pytanie, skąd się ona bierze, zajmują naukowców od lat. Pojawiają się różne teorie. Między innymi ta, by zrzucić winę za otyłość na zaburzenia neurohormonalne.

- Sugeruje ona, że to nie nasz mózg decyduje o tym, co zjemy, ale nasz przewód pokarmowy, który daje rozkaz naszemu mózgowi, co i kiedy ma zjeść - tłumaczy prof. Wyleżoł.

O co chodzi? - W naszym żołądku jest hormon, który nazywa się grelina. To on pobudza nas do jedzenia. Mówi "proszę gnać do lodówki" - żartobliwie tłumaczy profesor. - Może więc to, że gnamy, to nie do końca nasza wina, tylko sprawka nadmiernej aktywności greliny? - zastanawia się prof. Wyleżoł, wyjaśniając, że naukowcy nie potrafią jeszcze poukładać wszystkich puzzli, tłumaczących powstawanie otyłości, choć na pewno wiadomo już, że u osób z otyłością olbrzymią poziom wspomnianej greliny jest wysoki.

Ciekawie też przedstawiają się prace Lee Kaplana i jego kolegi z Harvardu prof. Petera Turnbaugha, którzy postanowili sprawdzić, czy wyjaśnieniem zagadki otyłości nie są przypadkiem bakterie. Zaobserwowali bowiem, że flora bakteryjna osób otyłych i szczupłych dość wyraźnie się różni. Nad związkami mikroorganizmów w jelitach z otyłością pracował też indyjski profesor Nikhil V. Dhurandhar, który nazwał swoją teorię "infectobesity" - otyłością zakaźną.

Jego zdaniem, w człowieku bytuje 100 kwintylionów bakterii (1 i 30 zer), wśród których 500 gatunków znajduje się w jelitach. Większość bakterii można podzielić na dwie grupy: Firmikutes i Bacteroides. U osób otyłych flora jelitowa zdominowana jest przez Firmikutes, a u ludzi o normalnej budowie ciała przez Bacteroides.
Teorię indyjskiego doktora potwierdziły amerykańskie badania przeprowadzone na myszach. Doktor Jeffrey Gordon, dyrektor Naukowego Centrum Genomu w Waszyngtonie wraz z kilkoma członkami laboratorium naukowego dowiedli, że proces tycia przypomina kulę śnieżną - im więcej jesz, tym więcej powstaje Firmikutes w jelicie, tym lepiej przyswajają się węglowodany, tym szybciej znów chce się jeść i tak w nieskończoność. Wydać by się mogło, że świat był już bardzo blisko rozwiązania zagadki otyłości. Niestety, ostatnie badania wykonane na ludziach nie potwierdziły tych teorii i naukowcy zaczynają szukać dalej.

Otyłość jest bowiem bardziej złożonym zagadnieniem. Są nawet teorie poszukujące jej przyczyn w wirusach. Ale póki co, to tylko teorie. Nie doprowadziły do stworzenia szczepionki przeciw nabieraniu wagi. Zatem, jak stwierdził podczas Europejskiego Kongresu Poświęconego Otyłości w 2013 roku prof. James O. Hill ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu w Kolorado, skoro nie ma jednej przyczyny rosnącej otyłości, trzeba skierować wysiłki w celu upowszechniania zdrowego odżywiania i aktywnośći fizycznej, bo póki co pozostają one najlepszymi środkami dbałości o zdrowie i szczupłą sylwetkę.

Unia się odchudza

Komisja Europejska i kraje Unii pragną obecnie wspólnie zwalczać otyłość. Unia Europejska finansuje m.in. programy rozprowadzania owoców i mleka w szkołach. Jednak, jak zauważyła Stefanie Gerlach, rzeczniczka Niemieckiego Towarzystwa Badań nad Otyłością, stosowane dotąd środki zapobiegawcze i uświadamiające są niewystarczające. Jej zdaniem trzeba się zastanowić nad nowymi rozwiązaniami. Ponieważ na odżywianie, szczególnie dzieci, ogromny wpływ mają reklama i marketing, coraz więcej mówi się o koniecznośći wyraźniejszego zaznaczania na etykietach informacji na temat wartości odżywczej produktów, a także zakazie reklamy przeznaczoej dla dzieci oraz zachwalającej produkty o dużej zawartości tłuszczu.

Także w Polsce coraz głośniej zaczyna się mówić o przeciwdziałaniu otyłości. Instytut Żywyności i Żywienia organizuje m.in. bezpłatne 12-tygodniowe programy redukcji masy ciała oraz dietetyczne punkty konsultacyjne w placówkach ochrony zdrowia na terenie całej Polski. Akcja jest częścią projektu "Zachowaj równowagę". Potrwa do końca 2015 roku. Dodatkowo w wybranych placówkach służby zdrowia organizuje się dietetyczne punkty konsultacyjne, gdzie porad udzielają dietetycy wyłonieni w drodze konkursu przez Polskie Towarzystwo Dietetyki.

Narodowy Fundusz Zdrowia z kolei chce od 2014 roku przyjrzeć się wadze głównie młodzieży. Polegać ma to na tym, że pielęgniarki rodzinne sprawdzać będą wagę i ciśnienie, i doradzać dietę osobom między 20. a 40. rokiem życia.
Polska młodzież jest bowiem coraz mniej sprawna, coraz bardziej otyła i schorowana. Co więcej, obecnie dorastające pokolenie może być pierwszym, które będzie żyło krócej od swoich rodziców. Dlatego m.in. do boju o kondycję fizyczną dzieci i młodzieży ruszyła też minister sportu Joanna Mucha. Chce przekonywać lekarzy, żeby nie wystawiali bez potrzeby zwolnień z WF-u. Jeśli jednak przyjrzeć się statystykom, to lekarze wystawiają tylko 18 proc. zwolnień, 23 procent wypisują sami rodzice. Nie ma się potem co dziwić, że aż 60 proc. młodych ludzi ma wady postawy, skoro 60 minut ruchu dziennie zażywa zaledwie co czwarty 11-latek, a połowa 13-latków siedzi w weekend przed telewizorem dłużej niż 3 godziny, a przed komputerem spędza więcej niż dwie. Efekt? Liczba otyłych dzieci podwoiła się w ciągu dekady.

Profesor Olszanecka-Glinianowicz pochwala wszystkie wspomniane działania, ale uważa, że dziś to za mało.

- Różne programy i akcje edukacyjne to działania krótkoterminowe. Potrzebne są konkretne długofalowe zapisy w ustawie o zdrowiu publicznym - przekonuje.

Jej zdaniem powinno się szybko stworzyć u nas specjalizację lekarza obesitologa, leczącego otyłość, by uniknąć różnego rodzaju oszustw, na które narażeni są otyli pacjenci mamieni możliwościami łatwego i szybkiego zmniejszenia wagi, często szkodliwymi dla ogólnego stanu zdrowia, oferowanymi przez różne ośrodki niepodlegające żadnej kontroli.

- Otyłość to nie tylko problem dietetyków. Jej leczenie to coś więcej niż dieta. A często otyli pacjenci, odwiedzając różnych specjalistów, otrzymują sprzeczne informacje.

Diety cud nie istnieją

Polskie Towarzystwo Badań nad Otyłością, które od czwartku do soboty obraduje w Zawierciu na swoim czwartym już zjeździe, planuje przygotować długofalową strategię profilaktyki. Apeluje o podjęcie działań mających na celu szybsze rozpoznawanie i skuteczniejsze leczenie otyłości. - Pacjent powinien mieć świadomość, jak wielkim zagrożeniem dla jego zdrowia są nadmierne kilogramy - przekonuje.

Profesor Olszanecka-Glinia-nowicz podkreśla jednak, że obecnie nie ma na świecie żadnego preparatu dopuszczonego dla ludzi, który by powodował przyspieszenie metabolizmu w komórkach tłuszczowych. Znaczy to, że tabletek na odchudzanie nie ma. - Są tylko środki wspomagające odchudzanie oraz nieliczne suplementy diety, które temu służą, jak np. błonnik.

Skoro więc nie ma tabletki, która spowoduje, że schudniemy leżąc na dowolnie wybranym boku, to może najwyższy czas, by zastanowić się nad zmianą stylu życia.
- Jeść można wszystko, tylko nie w takich ilościach jak obecnie - tłumaczy prof. Olszanecka-Glinianowicz.

I krytykuje restrykcyjne diety, widząc przy okazji wiele złego w promowaniu ich przez media i celebrytów. Prawidłowo zbilansowana dieta ma dostarczać organizmowi wszystkich niezbędnych składników pokarmowych. Niestety, dieta Atkinsona lub jej polski odpowiednik - dieta optymalna, czyli Kwaśniewskiego, nie spełniają tych warunków. To jedne z najgorzej zbilanso-wanych i szkodliwych diet - przekonują lekarze.

- Z przykrością to stwierdzam, ale ofiary modnych diet wysokotłuszczowych albo już nie żyją, albo są po by-passach, z cukkrzycą lub nadciśnieniem - przyznaje prof. Olszanecka- Glinianowicz. - Po ostatniej fali mody na Ducana, czyli dietę wysokobiałkową, pełne ręce roboty mają lekarze zajmujący się osteoporozą i często także nefrolodzy, bo ta dieta uszkadza nerki - tłumaczy, powtarzając jak mantrę, że diety cud nie istnieją.

Dlaczego? Bo żadnej nie można stosować do końca życia. Diety bazują na niedoborach albo podaży nadmiaru określonych składników.

- W leczeniu otyłości nie możemy się głodzić, tylko na całe życie zmienić nasze nawyki żywieniowe. Lepiej dla zdrowia się nie odchudzać niż stale tracić i przybywać na wadze - ostrzega pani profesor. - To grozi ryzykiem powikłań, ponieważ chudnąc, tracimy też masę beztłuszczową, a tyjąc, zyskujemy wyłącznie tłuszcz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!