Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czesak: Śląski to żywy język i dobrze rokuje

Dr Artur Czesak
Artur Czesak, językoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego
Artur Czesak, językoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego wiadomości24
Godka potrafi już nazwać komputer i komórkę, czasem tych nazw jest kilka. Ślązacy siedzą przy "komputrach", a nie "komputerach" - mówi dr. Artur Czesak. Z językoznawcą z Uniwersytetu Jagiellońskiego, badaczem śląskiego języka, rozmawia Marcin Zasada

Ma pan jakieś ulubione śląskie słowo z tych zapomnianych?
Jestem badaczem spoza Śląska i sama odmienność językowa od polszczyzny ogólnej wprawia mnie w zachwyt, ponieważ mamy tu do czynienia z wielkim bogactwem śląskiej leksyki. Im bardziej ją poznaję, tym częściej znajduję wyrazy smakowite i rzadkie. Jest pewien przykład, który kiedyś mnie bardzo zdziwił. Słowo "urok". Okazuje się, że "urok" to na Śląsku zachodnim i południowo-zachodnim to sa-mo co "procent". Znalazłem to w jakimś starym regulaminie górniczej spółki pożyczkowej - "jakie będą uroki". Słowo wydało mi się bardzo dziwne, a tymczasem w Atlasie Językowym Śląska, do którego materiał był zbierany w latach 50. i 60. ubiegłego wieku, było ono poświadczone. Czyli ludzie urodzeni pod koniec wieku XIX mieli ten "urok" w swoim zasobie. Dziś nie ma go nawet w najbardziej dokładnych śląskich słownikach.

ZOBACZ RÓWNIEŻ:
Akcja Zapomniane Śląskie Słowa. Najlepiej zareagować pozytywnie!

Od kilku tygodni piszą do nas Ślązacy starej daty, którzy przyłączyli się do akcji poszukiwania zaginionych słów z godki. I oni mówią, że ten język umiera, niebawem go nie będzie. Mają rację?
I tak, i nie. Sto lat temu mówiono, że wszystkie tak zwane gwary w naszej części Europy giną, a przemysł, maszyny parowe i kolej szybko je wytępią. Potem przyszła uniformizacja językowa za sprawą mass mediów i w latach 80. ogłoszono, że dokonała się integracja językowa w Polsce Ludowej, a to była chyba wyłącznie specyficzna propaganda sukcesu. Owszem, wiele elementów jest zapominanych, zmniejsza się liczba ludzi mówiących językami niestandardowymi, ale nowe media, internet i nowe jakościowo działania zorganizowanych instytucjonalnie miłośników mowy śląskiej, nawet zabawowe akcje na Facebooku - to wszystko nowe ścieżki dialogu międzypokoleniowego. Czyli, nie tylko starzik wnukowi w domu, ale i opa, który wrzuca swoje wspomnienia do sieci. Dodajmy do tego możliwość utrwalenia dźwięku, która pozwala mieć nadzieję, że melodia śląskiego nie będzie ginąć pod wpływem polszczyzny ogólnej. Starsi ludzie często mówią - "a kiedy ja byłem młody, to było inaczej, a teraz to już, panie, idzie ku upadkowi", ale ja widzę nowe nadzieje.

Dla nich sięganie do pamięci to jak wizyta w świecie, którego już nie ma.
I to jest proces uniwersalny. Z kopalń na przykład zniknęły konie, ich mechanizacja sprawiła, że kolejne zawody, przedmioty i czynności odeszły w przeszłość. W innych dziedzinach życia jest podobnie.

CZYTAJ TAKŻE:
Leberwuszt, oplerki, właga, tyta, wieprzki [ZAPOMNIANE ŚLĄSKIE SŁOWA - OPINIE CZYTELNIKÓW]
https://dziennikzachodni.pl/leberwuszt-oplerki-wlaga-tyta-wieprzki-zapomniane-slaskie-slowa-opinie-czytelnikow/ar/989788[/b]

To prawda - cywilizacja wyrzuca z obiegu słowa w każdym języku. Ale powstają - przynajmniej powinny powstawać - nowe. Tak jest w języku śląskim?
Pod względem zanikania pewnego słownictwa, śląski jest z oczywistych względów bardziej zagrożony od języków standardowych. A nowe słowa? Są, i to jest najlepszy dowód na to, że nie mamy do czynienia z mową martwą, skansenową. Godka potrafi już nazwać komputer i komórkę, czasem tych nazw jest kilka, ale przypominam, że w języku polskim - jeszcze w połowie lat 90. - na telefon komórkowy mówiło się "komórkowiec". Na Śląsku jest "handy", czyli anglicyzm przejęty przez język niemiecki, a także "mobilniok" czy "mobilok", który stanowi świetną pożyczkę z angielskiego, ale jest też trochę nawiązaniem do czeskie-go, z charakterystycznym regionalnym sufiksem "-iok" lub "-ok". Ślązacy mówią, że siedzą przy "komputrach", a nie "komputerach".

Więc śląski, wbrew wielu opiniom, to wciąż żywy język.
Jest tak żywy, jak jego użytkownicy go kształtują. Mówienie, że śląski zanika, to złudzenie. Inny grzech popełniają naukowcy, którzy twierdzą, że wszystko w tej mowie już zostało zbadane. Moim zdaniem, mamy w niej jeszcze tysiące ciekawostek i zagadek do rozwiązania. Dawne śląskie słowa bywają fascynującymi świadkami arcyciekawej historii tej pogranicznej krainy - pokazują związki z obszarem językowym czeskim czy morawskim. Do Francji kiedyś było bliżej i stąd te wszystkie "antryje" i "byfyje". Pamiętajmy też o związkach z polszczyzną - takie słowo jak śląski "kierz", czyli "krzak" to uśmiech XV-wiecznego języka polskiego do nas, żyjących w wieku XXI. W "Satyrze na leniwych chłopów" jeden "za krzem leżał".

To też świadectwo różnorodności godki. Taki agrest to - w zależności od części Śląska - "wieprzki", "yńćki" albo "sztachloki".
"Sztachloki", od niemieckiego "stachelbeere". No właśnie. Więc tylko w tym jednym przypadku widzimy i zróżnicowanie pokoleniowe, i zróżnicowanie społeczno-zawodowe (silne elementy rolnicze i miejsko-przemysłowe), i terytorialne.

Jak całe to bogactwo ocalić od zapomnienia, zachowując jego rozmaitość?
Zacznijmy od tego, że bardzo korzystnym zjawiskiem jest szeroko rozumiana afirmacja śląskiej tożsamości. Młode pokolenia, bez względu na historię swoich rodzin, cenią sobie przywilej posiadania swoich własnych regionalnych skarbów. Śląsk ma szansę na tworzenie kultury. Zachęcam każdego, kto notował dawne śląskie słowa, by przekazał je dzieciom lub wnukom, a oni niech opublikują je w internecie. Tak jak ci seniorzy z Pszowa, którzy nadesłali do państwa redakcji swoją listę wyrazów wychodzących z obiegu. Uważam, że takie nieagresywne współistnienie tych regionalnych różnic słownikowych będzie dodatkowo wzbogacać leksykalny krajobraz.

Dlaczego warto uprawiać tę językową archeologię, jaką po części jest nasza akcja wydobywania zapomnianych śląskich słów?
Bo język śląski nie ma takiego szczęścia jak choćby francuski i nie istnieją zapisy od wczesnego średniowiecza, które dziś pokazują, jak przez 800 lat się ta mowa zmieniała. Teksty zapisywane po śląsku, nie zawsze wiernie, mamy mniej więcej od końca XIX wieku. Jeśli dziś jeszcze ktoś wspomina, jak się godało w latach trzydziestych, to dysponujemy bezcennym świadectwem śląszczyzny, rodzajem niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Innych nie będzie - nie znajdą się unikatowe nagrania po śląsku sprzed ponad 100 lat.

Co będzie ze śląską mową za kilkadziesiąt lat, gdy zabraknie pokolenia, dla którego była ona pierwszym językiem?
Jest spora nadzieja, że ten nowy afirmatywny ruch pokolenia dumnego z mówienia po śląsku przeniesie tę dumę na swoich potomków. I dzisiejsi 30-lat-kowie z Facebooka będą kiedyś szacownymi starzykami, od których kolejne pokolenia będą uczyć się poznanego przez nich języka. Pewne zmiany na pewno będą, może znikną jakieś formy fleksyjne, tak jak zanika mówienia "z chopyma" na rzecz: "z chopami", ale to nie jest katastrofa dla języka. Tak samo w polszczyźnie nie mówimy już "wilcy" i "wróblowie". Siła kultury śląskiej ma szansę pociągnąć język, który nie będzie już znakiem jakiegoś społecznego wykluczenia, ale odrodzenia czy rewitalizacji regionalnej tożsamości. Tego należy życzyć, bo różnorodność językowa to bezcenny skarb kulturowy, a nie garb, balast czy przeszkoda.

***

Bezcenne listy

Państwa udział w naszej akcji "Zapomniane śląskie słowa" nie przestaje nas zadziwiać.

Dostajemy mnóstwo e-maili i listów, w których przypominacie Państwo przykłady śląskich wyrazów, które wychodzą z obiegu.
Pani Irena z Rybnika przysłała nam listę zapomnianych słów, wśród których wymieniła np. "gutalin" (pasta do butów), "smażonkę" (jajecznica) i "cfist" (grubsze nici do cerowania skarpet).

Kolejny pokaźny, miejscami fascynujący spis, dostaliśmy od pana Andrzeja Piontka z Pszowa. A w nim m.in.
"gagoły" (niedojrzałe owoce), "amlary" (czereśnie), "żbele" (szczeble drabiny), "szupy" (skorupki jaj), "łodka" (donica), "szpajchy" (szprychy w kołach) czy "culaga" (dokładka jedzenia), "korbflasza" (gąsior o dużej pojemności - 5-15 litrów do robienia wina.

W koszyku był wypełniony holzwollą, czyli heblowinami, żeby utrzymać odpowiednią temperaturę zacieru).

Dziękujemy też panu Henrykowi Psocie z Katowic, który zadziwił całą naszą redakcję, śląc do nas Pocztą Polską 6-stronnicowy śląski leksykon własnej roboty. Własnej, to znaczy - pan Henryk starannie wykaligrafował słowo po słowie.

Kilka przykładów: "chrom" (grzmot, piorun), "cicidła" (biżuteria), "dyndel" (dekolt), "dusznik" (parafianin), "erplich" (spadek), "egzorta" (toast), "elbołgi" (łokcie), "spokopić" (zrozumieć), "szkorupy" (porcelana), "ściyl" (tatarak), "śćmiywek" (poranek), "rozkroka" (rozwidlenie), "poszklybki" (drwiny).

Czekamy na kolejne listy i e-maile. Piszcie na [email protected] albo na adres naszej redakcji



*PROGNOZA POGODY NA 19-30 WRZEŚNIA 2013
*GALERIA KATOWICKA OTWARTA: CZY WARTO DO NIEJ PÓJŚĆ? RECENZJA I ZDJĘCIA]
*Horror w Chorzowie: Dzwonię zgrobu! Uwolnijcie mnie! [NAGRANIE + ZDJĘCIA]
*Najlepsze prezenty na DZIEŃ CHŁOPAKA 30 WRZEŚNIA 2013

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!