Coraz więcej obiektów, i to położonych coraz wyżej, przypomina kilkugwiazdkowe hotele, z dobrze wyposażonymi apartamentami, w których takie zbytki, jak np. sauna nie należą do rzadkości. W salach restauracyjnych wiszą napisy zakazujące spożywania przyniesionego przez siebie prowiantu, a do łazienki nie ma kolejki, bo… każdy pokój ma własną. Jednak takie miejsca, moim zdaniem, bardziej nadają się kilkudniowy wyjazd, niż miejsce odpoczynku podczas górskiej wędrówki. Z turystyką górską nie mają zbyt wiele wspólnego, a w dotarciu do nich pomaga często właściciel dysponujący odpowiednim pojazdem terenowym.
Co decyduje zatem o tym, że o schronisko nazywamy górskim? Dla mnie podstawowym wyznacznikiem jest właśnie sposób w jaki do niego docieramy. Jeżeli można dojechać samochodem, to jest to przede wszystkim górski hotel i restauracja, a nie miejsce dla prawdziwych turystów. Ci, dla których liczy się kontakt z naturą czują się tam zazwyczaj źle, a plecak jest tam rzadziej widziany niż torba podróżna. Dlatego, przykładowo, obiekt PTTK na Równicy jest górską restauracją, a nie tradycyjnym schroniskiem. Chociaż przed laty właśnie taka rola była mu bliższa i wolę go w tamtej roli.
Większy kłopot mam ze schroniskami, do których można dostać się zarówno pieszo jak i korzystając z górskiej kolejki. W nich atmosfera gór jest już o wiele bliższa turystom niż w tych, do których można dojechać samochodem. Najbliższym takim obiektem dla mieszkańców naszego regionu jest pewnie Szyndzielnia, z kolejka gondolową i wiekowym, ale wciąż restaurowanym i przytulnym schroniskiem. Można tam równie dobrze spotkać panie na szpilkach jak i w butach odpowiednich do górskich wędrówek. Dwa światy, które jednak w tym miejscu sobie nie przeszkadzają.
Prawdziwą atmosferę gór czuje się jednak tylko w tych schroniskach, do których trzeba dojść. Mam takie dwa ulubione obiekty, które znajdują się w okolicach Wisły. Mam na myśli Stożek i Stecówkę. Obydwa serwują znakomite jedzenie, ale nie mają też - o ile dobrze pamiętam - nic przeciwko tym, którzy przychodzą tam z własnym prowiantem. To pierwsze kojarzy mi się z góralską jajecznicą, która najlepiej smakuje w przerwie narciarskich szaleństw, albo po zimowym podejściu od strony Wisły. To drugie odwiedzam zazwyczaj w okresie letnim, a wtedy nic tak dobrze nie wchodzi jak schłodzone kwaśne mleko.
CZYTAJ KONIECZNIE
Blog Stanisława Bartosika: Wspomnienia 50-latków
*Slash w Katowicach! Spodek oszalał [SENSACYJNE ZDJĘCIA i WIDEO]
*Hajmat, hanysy, gorole, powstania śląskie, godka! [Śląski Słownik Pojęć Kontrowersyjnych]
*Ranking szkół nauki jazdy 2013
*Poznaj tajemnicę abdykacji papieża Benedykta XVI
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?