Kiedyś, mam tu na myśli przede wszystkim czas głębokiego PRL-u, dni, a właściwie tygodnie przed Wigilią, miały charakter poważnej batalii. Zaczynała się ona już w okolicach Barbórki - to wtedy po raz pierwszy w wybranych sklepach pojawiały się produkty, o których w innych miesiącach roku można było tylko pomarzyć. Dziwiło to bardzo gości przyjeżdżających z innych stron Polski, bo u nich świąteczne zaopatrzenie pojawiało się dopiero po 15 grudnia. Cóż, ludowa władza pamiętała o górnikach i hutnikach, ale już o mieszkańcach Bydgoszczy, Lublina, Poznania i wielu innych miast nie zawsze.
Słodycze z prawdziwą czekoladą, wędliny lepsze niż parówkowa i zwyczajna, szynki, polędwice i wreszcie śledzie oraz karpie (inne ryby mieli tylko ci, którzy je sobie sami złowili) - w kupowanie tych i paru innych luksusowych, jak na tamte czasy, dóbr (o ile tylko pojawiały się w sklepach) zaangażowana była cała rodzina. Bo tylko pospolite ruszenie gwarantowało, że na stole pojawi się to, co na nim w tych niezwykłych dniach być powinno, a prezenty dla najbliższych pod choinką będą trafione.
Dziś też zdarza się, że tracimy sporo czasu, ale na pewno nie na przedświąteczne zakupy. W tym roku załatwiłem je ciągu trzech godzin, odwiedzając jedno targowisko i jeden hipermarket, zaopatrując dom na kilka najbliższych dni. Cóż, proza życia, a nie to co fundowała nam władza w latach mojej młodości.
A często fundowała nam rzeczy, pisząc oględnie, bardzo bolesne. To paradoks, ale zarówno najwspanialsze przeżycie jak i największa trauma moich młodych lat wiążą się właśnie z Wigilią. Na przełomie lat 50. I 60. partia i kierujący nią Władysław Gomułka prowadzili wojnę z prywatną inicjatywą. I robili to niezwykle perfidnie. Mój ojciec był rzemieślnikiem i tylko dlatego przez klika lat z rzędu o godz. 6. rano w Wigilię łomotali do naszych drzwi smutni panowie z SB lub MO. I zabierali go bez żadnego powodu "na dołek". Wypuszczali go po kilkunastu godzinach, również w Wigilię, ale uroczysta rodzinna kolacja zaczynała się u nas wtedy, kiedy inni wstawali już od stołów.
Dla wielu niezapomniana była też pewnie Wigilia w 1981 roku. Ze względu na rygory stanu wojennego nie zawsze można ją był spędzić w gronie najbliższych. Ale nie tylko dlatego. Wyjątkowe były bowiem wtedy pasterki, podczas których z wielu ambon dobiegły dom wiernych słowa tak potrzebnej otuchy.
Było, minęło, lepiej jednak wspominać te lepsze chwile. Teraz o nie łatwiej, ale sentyment do nie tak przecież odległych lat wciąż trwa. I nie wykluczam, że z roku na rok będzie coraz większy. Pożyjemy, zobaczymy, bo kolejny koniec świata, który miał nadejść 21 grudnia 2012 roku, nie nadszedł.
Spokojnych, zdrowych i Wesołych Świąt.
CZYTAJ KONIECZNIE
Blog Stanisława Bartosika: Wspomnienia 50-latków
*Aquadrom w Rudzie Śląskiej - najpiękniejszy park wodny w Polsce ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*Zniewalający wystrój restauracji Kryształowa Magdy Gessler ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*75. urodziny Stanisława Oślizło. Benefis legendy Górnika Zabrze ZDJĘCIA
*Morderstwo w Skrzyszowie - NIEZNANE FAKTY
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?