Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bernadeta Kowalska: Ludzie są spragnieni dobrych słów [WIDEO, ŚLĄSKIE SZLAGIERY]

Redakcja
Bernadeta Kowalska, gwiazda śląskiej sceny, potrafi wyważyć proporcje między pracą a rodziną. Do 21 grudnia zaplanowane ma występy w świątecznym klimacie, a sylwestra spędzi w Chorzowie

We wrześniu ukazała się pani najnowsza płyta "Piękne kwiaty, dobre słowa", a teraz przyszedł czas na jeden z najważniejszych etapów jego promocji.
15 grudnia w Radiu Piekary odbędzie się koncert promujący płytę "Piękne kwiaty, dobre słowa". Zaprezentujemy też utwory z nowej płyty, ale nie tylko. Koncert będzie miał też charakter świąteczny ze względu na to, że odbędzie się na kilka dni przez świętami Bożego Narodzenia. Na koncercie pojawią się też goście, m.in. Andrzej Grabowski, Grzegorz Poloczek... Szykują się niespodzianki.

Czy z tytułem płyty wiąże się jakaś specjalna historia?
Na początku płyta miała nabrać zupełnie innego charakteru. Miała to być płyta bardzo taneczna, która będzie oddawała wszystko to, co tyczy kobiet. Na początku powstawały piosenki wyłącznie dla kobiet: "Kochana" , "Tańczyć chcę", czyli o marzeniach kobiet, które na co dzień zmagają się z szarą rzeczywistością, związaną z codziennym życiem, pracą, obowiązkami, a w jednym momencie chciałoby się zostawić wszystko za sobą i znaleźć na wielkim balu. Na końcu powstał utwór, który jednocześnie dał tytuł płycie "Piękne kwiaty, dobre słowa".

Skąd tekst do niego?
Rozmawiając z publicznością zauważyłam, że ludzie są spragnieni dobrych słów. A tak mało mamy na nie czasu, bo coraz częściej rozmawiamy ze sobą zdawkowo lub prawie wcale. I przelewamy wszystko na internet. Brakuje czasu, by z kimś porozmawiać dobrymi słowami. A jak jeszcze do tego dołączone są kwiaty, to robi się już całkiem miło. Sądzę, że w tym tkwi też sukces tej piosenki, bo widzę, że ludzie znają słowa, śpiewają ją i mówią, że ten utwór bardzo łagodzi duszę.

Jest pani dość zapracowaną osobą. Jak udaje się pani wyważyć proporcje między sceną a życiem rodzinnym?
Rzeczywiście bardzo dużo mojego czasu pochłania praca w zespole. Scena magicznie wciąga i czasem jest trudno wyważyć dobre proporcje między życiem zawodowym a prywatnym. Ale chyba jestem na dobrej wadze (śmiech). Natomiast nie ma czegoś takiego, jak życie towarzyskie po zejściu ze sceny. Mam swoich przyjaciół w zespole, spotykamy się podczas koncertów, razem podróżujemy, ale kiedy wracam do domu, to on jest dla mnie najważniejszy. Trzeba ten dom ogarnąć, spojrzeć na ludzi, którzy w nim żyją, porozmawiać z nimi. Mam w domu jeszcze dwójkę dzieci, chłopaków. Cieszę się jednak, że mam tyle lat i potrafię dobrze rozgraniczyć te dwie sfery.

Od ilu lat muzyka pani w duszy gra?
Od 11 lat jestem na śląskiej scenie. To takie fajne 11 lat. Uczyłam się i cały czas uczę się publiczności. Pokory, bo nigdy nie wiem, kto stoi czy siedzi przede mną. Jaka to jest widownia. Cały czas pracuję nad tym, by ludzie, którzy przychodzą na koncert Bernadety Kowalskiej i przyjaciół, dostali to, czego oczekują. Na zaufanie publiczności trzeba ciągle pracować. To nieustanna praca, a jednocześnie ciągłe poznawanie siebie.

A co było takim przełomem, że z muzyką postanowiła się pani związać na stałe?
Dobrych kilkanaście lat temu byłam jedną z chórzystek w chórze "Sienkiewicz" w Miasteczku Śląskim i po paru latach koncertowania z tym chórem zdarzyło się coś bardzo niedobrego w mojej rodzinie. Zmarła moja wnuczka. W ciągu trwającej 2,5 roku choroby Wiktorii nagromadziło się we mnie tyle emocji i przeżyć, że znalazłam wspaniałego człowieka, Jerzego Macołę. Jurek jest świetnym kompozytorem, zawsze tyle o nim dobrego słyszałam, że piękne piosenki komponuje. I kiedy tych złych chwil, tego miotania się między pytaniami "dlaczego tak się stało", nazbierało się już tak dużo, to wtedy zapukałam do drzwi Jurka, poprosiłam o spotkanie.

On się zgodził...
Tak i w ten sposób powstał utwór dla Wiktorii zatytułowany "Jak promyk słońca". Ten utwór był początkiem i pomógł - nie tylko mnie, ale wszystkim w domu. Zrozumieć, pogodzić się, w jakiś sposób poukładać sobie to, co się stało. Odpowiedzieć na pytania. Ten utwór był początkiem tej drogi muzycznej, choć bardzo długo nie mogłam potem tej piosenki wykonywać. Za każdym razem było to dla mnie przeżycie, jakbym opowiadała o Wiktorii. Ten czas minął, teraz mogę ją śpiewać.

Muzyka w pewnym sensie pani pomogła?
Tak, bo wydaje mi się, że każdy z nas, kiedy już naprawdę nie potrafi sobie z czymś poradzić, szuka jakiegoś sposobu podzielenia się tym z drugą osobą. Żeby było łatwiej, lżej. Żeby ktoś jeszcze o tym usłyszał, pomógł, coś powiedział.
I podejrzewam, że moim sposobem na to wszystko, co się w środku działo, co było niedobre, była właśnie muzyka. Zresztą kiedyś mądry przyjaciel powiedział mi: Pamiętaj, że w życiu nie dzieje się nic nadaremnie. Wszystko jest po coś. Widocznie tak miało być. Wiktoria śpiewała ze mną piosenki, mieszkała w Niemczech, bo tam jest moja córka. Często kiedy nie mogłyśmy się spotkać, to siedziałyśmy "na telefonie", spędzałyśmy długie chwile na telefonicznej rozmowie. I śpiewałyśmy razem mnóstwo piosenek. Wiktoria miała 3,5 roku, ale była bardzo dorosłą dziewczynką.

Na koniec zapytam, gdzie w najbliższym czasie będzie można pani posłuchać?
Teraz można nas spotkać przede wszystkim w bardzo świątecznym klimacie. Są Śnieżynki, Mikołaj, Mikołajowa... Aż do 21 grudnia cała nasza grupa codziennie przemieszcza się w inne miejsca. Terminy są na naszej stronie internetowej. A szczególnie zapraszam 20 grudnia do Rudy Śląskiej na "Rudzki wigilijny stół". Będziemy wtedy kolędować, będzie piękny świąteczny nastrój. Natomiast 31 grudnia będziemy na sylwestrze organizowanym przez Urząd Miasta w Chorzowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo