Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bikini w restauracji, dżins w teatrze

Henryka Wach-Malicka
Taki swobodny strój jest mile widziany w restauracji tylko pod warunkiem, że znajduje się ona przy basenie.
Taki swobodny strój jest mile widziany w restauracji tylko pod warunkiem, że znajduje się ona przy basenie. 123RF
Wolnemu człowiekowi nikt nie zabroni ubierać się tak, jak chce, a przecież z różnych powodów dobieramy strój do okazji i towarzystwa. Co to jest "kod ubierania" i jak Polacy nim dziś się porozumiewają - pisze Henryka Wach-Malicka

Scenka wyglądała tak. Do restauracji (nikt z kuracjuszy nie nazywał jej stołówką) domu wczasowego weszła młoda dziewczyna. Ubrana w stanik od bikini i opasującą biodra tkaninę, o wymiarach trochę większych od męskiej chustki do nosa.

Dialog zaczęła starsza pani, która, bardzo grzecznie, powiedziała:
- Dziecko, to nie jest bar na plaży, gdzie może pani pić drinka, nawet toples. Tu wypadałoby coś na siebie narzucić.

- Słucham? O co pani chodzi? - szczerze zdziwiło się "dziecko" - w majtkach przecież nie przyszłam. A poza tym, gdzie tu jest napisane, że nie wolno jeść w stroju kąpielowym?

- To nie musi być napisane - odparowała starsza pani - kulturalny człowiek po prostu to wie.
- Aha - zakończyła rozmowę nastolatka - to ja chyba jestem z innej kultury.

I od tamtej rozmowy przychodziła do restauracji w króciuteńkich, ale jednak, sukienkach!

Ubranie to też ważna informacja

Określenie "dress code", czyli zasady, według których ubieramy się w określonych sytuacjach i którymi sygnalizujemy otoczeniu informacje o sobie - pojawiło się w naszym języku niedawno. Ale samo pojecie, czy raczej zjawisko, ma długą tradycję.

Długą, i można powiedzieć, że kiedyś bardziej "sztywną" niż dziś. Kodeks ubierania, choć określenie brzmi nieco zabawnie, z biegiem czasu bardzo się zdemokratyzował. Na pewno wywodzi się jednak wprost z niegdysiejszej etykiety, która była pochodną pozycji społecznej i statusu majątkowego.

Trudno, żeby było inaczej, skoro jedna z XVII-wiecznych sukien, prezentowanych kiedyś na wystawie w krakowskim Muzeum Narodowym, warta była na przykład tyle, co kilka wsi! Skoro tak, to gdzie miała ją nosić właścicielka, jeśli nie na dworze panującego, przesyłając przy okazji informację, że szanuje go i ceni?
Dziś to nie pieniądze i nie pozycja, przynajmniej nie przede wszystkim, wyznaczają reguły ubierania się. Wyznacza je obyczaj, nasz wiek, przyzwyczajenia, charakter pracy i okoliczności, w jakich pojawiamy się (bądź powinniśmy się pojawić) tak, a nie inaczej ubrani. A także reguły wytyczone przez stylistów i kreatorów, na rozmaitych forach biczujących nieszczęśników, którzy podobno odziać się nie potrafią, i promują tych, którym udało się trafić w gusta modowych jurorów. Dostosowanie się do ich wymogów to jednak zajęcie głównie dla celebrytów. Cała reszta ludzkości kieruje się po prostu wyczuciem sytuacji i szacunkiem dla otoczenia. Czasem również mądrą kalkulacją i przewidywaniami.

Urzędnik w szortach - wykluczone

Badania naukowe wskazują ponad wszelką wątpliwość, że opinię (negatywną lub pozytywną) na temat innych osób wyrabiamy sobie w ciągu kilkudziesięciu pierwszych sekund od spotkania z nimi.

Nie ma więc co żartować z dyrektorów banków i z tego, że zalecają swoim pracownikom ubiór modny, ale stonowany i raczej klasyczny. Psychologowie biznesu udowodnili, że tak odziany urzędnik budzi o połowę (!) większe zaufanie klientów niż ktoś ubrany kapitalnie i z artystyczną fantazją, ale sprawiający bardziej wrażenie kolorowego ptaka niż solidnego urzędnika. Od kredytów, na przykład...

Zapotrzebowanie rynku natychmiast wyczuli zresztą specjaliści (prawdziwi i domorośli) w tej dziedzinie. W internecie pojawiły się liczne oferty usług, a nawet propozycje całych szkoleń dla pracowników urzędów i korporacji, z cyklu "jak się ubrać, żeby zdobyć klienta".

Mój strój mówi tyle, ile chcę powiedzieć

Biznes rządzi się więc w zakresie strategii dress code głównie wskazaniami pragmatycznymi. Nieco inaczej jest w sytuacjach, które (nomen omen) zakodowane są w naszej obyczajowości.

Niemal automatycznie nie lekceważymy zbyt swobodnym odzieniem poważnych uroczystości, choć i w tym względzie zdarzają się już odstępstwa od normy. Pewnie wiedział o tym Andrzej Łapicki, który - jak donoszą media - poprosił, żeby na jego pogrzeb nie przychodzić w T-shirtach, nawet w upał. Co żałobnicy uszanowali niemal bez wyjątku.

O ile na pogrzeby wciąż ubieramy się w zgodzie z tradycją, o tyle błyskawicznie niemal zniknął inny obyczaj. Obyczaj noszonej długo, i podkreślanej poprzez czarny strój lub wstążkę w klapie, żałoby po bliskich zmarłych. Zdaniem psychologów, to wynik przesunięcia akcentów z życia w zbiorowości (którą w ten sposób informowaliśmy o naszym nieszczęściu) na ochronę własnej prywatności. Ból i smutek uważamy za stany zbyt intymne, żeby je publicznie demonstrować.

Ten kod kupujemy, a ten nam się nie podoba

Strojem podkreślamy natomiast, bardziej niż kiedyś, uroczystości radosne. Galopem wraca moda na wystrzałowe kreacje gości weselnych, przy których niejedna panna młoda wygląda skromniej niż by chciała. Próbuje się nawet przeszczepić na polski grunt obowiązek noszenia na takich uroczystościach ozdobnych damskich kapeluszy, ale ten wymóg dress code'u raczej się powszechnie nie przyjmie. Nie nasza bajka, choć kapelusz nie jest nam obcy

Rezygnujemy też z obowiązującego jeszcze do niedawnaścisłego podziału na stroje (nie tylko suknie) koktajlowe, wieczorowe i balowe. W tej mierze coraz częściej stajemy na stanowisku, że ubieramy się elegancko, nawet wytwornie, ale jednak tak, jak nam wygodnie. A jeśli zapraszającemu zależy na zachowaniu w tym względzie ścisłych reguł, po prostu mówi, lub drukuje na zaproszeniu informacje, że "obowiązują stroje wieczorowe".
Gdy taka adnotacja jednak się znajdzie, jesteśmy bezwzględnie zobowiązani do spełnienia tej prośby.

Dżinsy w teatrze to już nie skandal, ale...

Prawdziwa "nierównowaga" kodu ubraniowego od lat panowała na linii artyści-widzowie.

Tym pierwszym wolno było wszystko, a od czasów cyganerii wręcz obwiązywała ich nonszalancka swoboda w doborze stroju, jako wyraz sprzeciwu wobec bogatego mieszczaństwa. Czasy się zmieniły, artyści to dziś całkiem często bogaci biznesmeni, ale i tak mogą na siebie wdziać to, co chcą, niezależnie od okazji i towarzystwa. Może z wyjątkiem filharmoników, którzy wciąż koncertują, jeśli nie w czarnych, to na pewno w stonowanych w kolorze sukniach i garniturach.

Widowni jednak fantazja w doborze ubrań długo była "zakazana". Wizyta w teatrze, w filharmonii czy operze, miała charakter święta. I stosownie do atmosfery święta należało się ubrać. Elegancko, choć skromnie i bez ekstrawagancji.

Ten trend pozostaje aktualny właściwie do dziś, ale coraz częściej zależy od charakteru widowiska, jakie oglądamy.

Współczesny teatr bardzo się zmienił i bardzo zróżnicował w swojej ofercie, a to wpłynęło na zmianę kodu ubraniowego. Dżinsy, trampki i bawełniana bluzka nie rażą nikogo na premierze musicalu "Tarzan", ale już na "Aidzie" mogą być co najmniej niestosowne.

Na pewno nie wypada natomiast pojawić się w teatrze w ubraniu sportowym czy wakacyjnym. Chyba że idziemy na przedstawienie plenerowe, niezobowiązujące i w ogóle - na pełnym luzie po obydwu stronach rampy. Krótko mówiąc kod ubraniowy zmienia się w tempie, w jakim zmienia się świat Czyli: coraz szybciej.

Możesz dowiedzieć się więcej: Zarejestruj się w DZIENNIKZACHODNI.PL/PIANO


*Marsz Autonomii 2012: ZDJĘCIA, WIDEO, OPINIE
*Olimpiada w Londynie 2012: RELACJE, ZDJĘCIA, CIEKAWOSTKI
*KONKURS FOTOLATO 2012:
Przyślij zdjęcia, zgarnij nagrody!

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!