Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czcij ojca swego ? "Strzępy" - film o przeoraniu rodzinnego życia

Adam Pazera
mat. prasowe
Filmów o nieuleczalnych chorobach, które spadły na któregoś z członków rodziny i ten wymaga stałej opieki, co dezorganizuje życie familii, powstało w historii kina już wiele. Ale choroby są różne: takie, że pacjenta można na jakiś czas samotnie zostawić w mieszkaniu, inne - wymagają ciągłej obecności i kontroli przez drugie osoby. Zaś wyjątkowo zdradliwą chorobą jest Alzheimer, która uderza podstępnie, bo zaczyna się wiele lat przed pojawieniem się objawów. A to, co uważać możemy za zwykłe roztargnienie, zapomnienie czy chwilowy brak koncentracji może być pierwszym symptomem choroby. Zaś dramatem najbliższych jest fakt, że żadne środki farmakologiczne nie spowodują wyleczenia choroby Alzheimera.

I stricte o tym zaburzeniu, z filmów ostatnich lat, mówią choćby „Gorąca linia" Diane Keaton o konieczności opieki (trzy córki, z których każda z osoba robi karierę) nad ojcem (kapitalny Walter Matthau), który trafił do szpitala, „Motyl Still Alice" Richarda Glatzera (główna bohaterka - Julianne Moore - sama odkrywa u siebie wczesne objawy) czy „Ojciec" Floriana Zellera (córka rozdarta pomiędzy powinnością wobec ojca - znakomity Anthony Hopkins - u którego postępuje zdradliwa choroba, a dopilnowaniem własnego życia). Ale nasza kinematografia nie ustępuje tym zachodnim – „Strzępy" Beaty Dzianowicz przedstawiają zmaganie się rodziny z tą chorobą u ojca/teścia/dziadka, której coraz bardziej uciążliwe i groźne objawy spowodują przeoranie ich codziennego życia. Ba! Rodzima produkcja budzi dużo większe emocje, zmaganie się z trudnościami nie jest „ucukierkowane", bez lekko komediowych elementów „mrugnięcia do widza", jest naturalne, a przez to porażające swą autentycznością. „Strzępy" dopiero tegorocznej jesieni weszły na nasze ekrany, a były wszak jednym z najciekawszych filmów ubiegłorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Bardzo dobrze zostały przyjęte przez festiwalową publiczność, a pani reżyser, znana śląska dokumentalistka, otrzymała nagrodę „za debiut reżyserski lub drugi film” (pierwszą fabułą sprzed pięciu lat był „Odnajdę cię") oraz za „drugoplanową rolę męską" dla Grzegorza Przybyła.

Majestatyczne góry, wiatr, zamieć, padający śnieg uderza w wierzchołki drzew. Po chwili wszystko cichnie, ze zbocza suną dwaj narciarze, spędzają noc na myśliwskiej ambonie. „Nie śpij, gdzie takie niebo zobaczysz?" - mówi starszy do młodego. To Gerard, ojciec drugiego mężczyzny - Adama, obaj pasjonaci fotografowania wczesnym rankiem „pięknych okoliczności przyrody" z górską zwierzyną na czele. Ci dwaj panowie uczą młodzież - Gerard jest wykładowcą akademickim, "specjalistą od strategii budynków, buduje w tym kraju wiadukty", Adam uczy historii w liceum. We wspólnym mieszkaniu czeka na nich żona Adama - Bogna oraz 16-letnia córka Zoja. Powolna zrazu narracja nabiera tempa: któregoś dnia Gerard wkłada aparat fotograficzny do zmywarki, myli przeźrocza na wykładzie, wkracza w nocy do sypialni małżonków zupełnie nie zwracając na nich uwagi. Domownicy są coraz bardziej wystraszeni: „Twoja babcia to miała" - stwierdza Bogna. „Nie, prababcia" - jakby na pocieszenie odpowiada żonie Adam. W domu pojawia się przyjaciel domu Piotr - lekarz, który poprzez proste pytania do Gerarda ma zaniepokojonemu Adamowi przedstawić wstępną diagnozę. „No i co Alzheimer, przecież on jest profesorem!" - w naiwny sposób nie chce on przyjąć do wiadomości początkowej opinii. „Noblistów też to dotyka" - bez sarkazmu, ale gorzko odpowiada Piotr. Objawy tej strasznej choroby rozwijają się powoli, ale stale, jej elementem „kulminacyjnym", który spowoduje wycofanie Gerarda z życia zawodowego stanie się jego... potrzeba fizjologiczna (do kwiatków w doniczkach) podczas wykładu dla studentów w auli!

Przeskok w czasie o kilka tygodni/miesięcy (od tego momentu film jest podzielony na cztery pory roku) to już zupełnie inny obraz Gerarda: zagubiony i potulny, żyjący we własnym świecie, ale także emanujący agresją wobec domowników. Rodzina staje się bezradna i całkowicie rozbita psychicznie. Człowiek, który przestaje panować nad własnym mózgiem, nad własną osobowością staje się obciążeniem, między małżonkami dochodzi do kłótni: „On wyssie z nas całą radość" - szepce w nocy do męża Bogna. – „Ty myślisz, że po mnie to spływa?" - odpowiada zirytowany, ale coraz bardziej zagubiony Adam. Uczucia rodziny wystawione są na ciężką próbę, dziedziczna choroba wyzwala u Zoi lęk o ojca: „A jak ty będziesz to miał?" – „To będę miał, jeszcze jest trochę czasu" - sztucznie bagatelizuje Adam. Ale jest też miejsce na odrobinę żartobliwej odpowiedzi: - „Też się będę tobą opiekować, gdy ci odbije" - mówi córka. Stopniowo dozowane jest napięcie: Co zrobi Adam przywiązany synowskim uczuciem do ojca: czy odda do ośrodka pomocy ryzykując rozpad rodziny? Czy da się jeszcze połączyć rozerwaną tkankę rodzinną i zszyć te (tytułowe) „strzępy"? Siła filmu tkwi w jego autentyczności, w kameralności ujęć, czujemy, że „to" się dzieje „tu i teraz" oraz znakomitej grze aktorów: Michała Żurawskiego i aktorów Teatru Śląskiego - Agnieszki Radzikowskiej i Grzegorza Przybyła oraz grającej nastoletnią Zoję - Poli Król. „Strzępy" to obraz poruszający do głębi swego jestestwa, mówiący o sile miłości, czułości, poświęcenia, ale i bezradności, co w pewnym stopniu przypomina film „Miłość" Michaela Haneke. Rozdarty psychicznie Adam pyta doktora: „Jak się umiera na Alzheimera?" – „Nie umiera się, najczęściej zapalenie płuc, jakiś rak". Ale ten drąży dalej: „A ty jakbyś chciał umrzeć?" - Lekarz odpowiada porażająco prawdziwie: „Nie wiem, nagle i niespodziewanie, jakiś porządny wylew, auto...".

W obliczu poczucia obowiązku i powyższych dylematów rodzi się pytanie: jak wesprzeć rodziców, którzy wszak najpierw pomogli nam? I chwila osobistej, głębokiej refleksji: rodziców nigdy nie oddałbym do ośrodka opieki czy hospicjum. Moja Mama przez 3-4 lata odchodziła na własnych warunkach: chciała być w swoim mieszkaniu, w miejscu, gdzie kilkadziesiąt lat temu zmarł jej mąż, a mój Ojciec. Jak po linii pochyłej zapadała się w czeluść lub raczej podążała ku górze. Miała świetną opiekę (pani Ania, później pani Joasia), zakończyła żywot w swoim mieście, w swoim pokoju, tylko mnie przy tym nie było. Odeszła w pół godziny po moim powrocie do Katowic. Spieszmy się kochać ludzi...

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera