Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego w Polsce nie rozmawia się o Unii Europejskiej? Porozmawiajmy o Europie: Klub Dyskusyjny UŚ i Dziennik Zachodni zapraszają

Michał Jarkiewicz
Michał Jarkiewicz
Po roku 89’ jasne stało się, że jednym z fundamentalnych celów naszej polityki zagranicznej, jak i rozwoju Polski, jest przynależność do Wspólnoty Europejskiej. Teraz, po 15 latach od wejścia do UE, nadal nie stać nas jednak na rzeczową dyskusję nad jej kształtem, jak i problemami, z którymi się zmaga.

Dlaczego w Polsce nie rozmawia się o Unii Europejskiej?

Kampania przed wyborami do Parlamentu Europejskiego zbliża się do finału. 26 maja zdecydujemy o tym, kto będzie nas reprezentował w jednym z najważniejszych organów UE. Zdawałoby się, że to najlepszy czas na dyskusję nad przyszłością Europy, bo jest i o czym. Brexit, kryzys migracyjny, czy rosnące w siłę ugrupowania eurosceptyczne, to tylko zrębek tego, z czym zmaga się Wspólnota w ostatnich latach. Na Starym Kontynencie coraz głośniej mówi się o zmianach, jakie powinny zajść w strukturach Unii, jak i analizuje się przemiany w społeczeństwach krajów członkowskich. Szuka się sposobów na utrzymanie konkurencyjności z rosnącymi gospodarkami Azji, rozważa utworzenie europejskiej armii, bądź zastanawia na tym, jak poradzić sobie ze zmianami klimatycznymi. Z Francji płynie również zaproszenie do dyskusji nad pogłębieniem integracji, którego celem miałoby być utworzenie europejskiego superpaństwa.

W tym samym czasie w Polsce, w kraju, który od 15 lat należy do tejże Unii, w państwie, które aspiruje do miana lidera Europy Środkowo – Wschodniej, próżno szukać w wystąpieniach liderów ugrupowań głównego nurtu większego zainteresowania tymi tematami. Nasza kampania skupia się na tym, co krajowe, z dodaniem dookreślenia „europejski” w nazwie i postulatach, czy wrzuceniem „Europy” do swojego hasła wyborczego. Agendę partii stanowią zatem m.in. „europejskie” płace, „europejska” służba zdrowia, czy „europejskie standardy”. Jak już niektóre ugrupowania odnoszą się stricte do kwestii europejskich, to nimi straszą, albo przed nimi bronią.

Przykładów daleko szukać nie trzeba. PiS od tygodni gra kartą waluty Euro, choć na jej przyjęcie w najbliższych latach szans wielkich nie ma, odgrzewa również w swojej retoryce kryzys imigrancki, podobnie jak w 2015 roku, stawiając znak równości pomiędzy uchodźcami i terrorystami. Od lat w przekazie partii rządzącej słyszymy także o potrzebie obrony chrześcijańskich korzeni Europy, a ostatnio i polskich rodzin przed homoseksualistami.

Motyw obrony jest swoją drogą bardzo ciekawy. Otóż, większość ugrupowań w tej kampanii chce nas przed czymś ochronić. Koalicja Europejska przed kolejnymi latami rządów PiS, partia Kaczyńskiego przed powrotem do władzy KE i „laicką, multikulturalną, jak i ogarnięta sodomią Europą”, a Konfederaci przed lewactwem, eurokołchozem, gender, feminizmem i wszelkim innym złem, które ich zdaniem rodzi się na zachodzie.

Dlaczego nie rozmawiamy?

W retoryce kampanijnej góruje zatem troska, o nas, obywateli. Oczywiście brak w niej szczerości - to czysty cynizm, okraszony miałkimi propozycjami. Płytkość i krótkowzroczność postulatów jest jednak problemem dotyczącym znacznej części naszej sceny politycznej, jak również jedną z przyczyn ignorancji w sferze działań oraz debaty nad zachodzącymi zmianami w globalizującym się świecie, a co za tym idzie UE. Brak dłuższej niż jedna kadencja wizji Polski objawia się m.in. w przygotowywaniu przez partie głównego nurtu programów skrojonych stricte pod wybory, natomiast skrajna polaryzacja polityczna sprawia, że wraz ze zmianą władzy, fundamentalnie przemodelowany zostaje kurs prowadzenia polityki. Nie bierze pod uwagę polskiej racji stanu, tylko partykularny interes partii i jej wyników sondażowych.

Problem ten ma swoją głębszą genezę. Po części opisywał ją profesor Rafał Matyja w swojej książce „Wyjście awaryjne. O zmianie wyobraźni politycznej”. Politolog wspominał, że w latach 90. budując III RP nie stworzono rdzenia państwa, który tworzyłaby wykwalifikowana i zdystansowana wobec partyjnego sporu kadra. Trzeba zauważyć, że aktualnie obsada ważnych polskich instytucji państwowych podlega systemowi łupów partyjnych. Po zmianie władzy, następuje gwałtowna rotacja personalna, której celem jest obsadzenie na stanowiskach „swoich” - tych, którzy często nie posiadają kompetencji do pełnienia swoich funkcji, przez co nie wypełniają swojej roli. Osobnym problemem jest także nikły wpływ niepolitycznych organizacji na władzę. W Polsce na pewno znalazłyby się osoby mające pomysł na innowacyjne rozwiązania, bądź wdrożenie pewnych rozwiązań z innych systemów, przeszkodą jest jednak brak legitymacji partyjnej, bądź powiązań z elitą rządzącą.

Nie bez powodu w swoich rozważaniach o Unii po krótce przytaczam dysfunkcje systemowe III RP. Są one bowiem moim zdaniem, jednym z fundamentów tego, że w Polsce po 15 latach członkostwa w UE nie jesteśmy w stanie na merytorycznym poziomie prowadzić dyskusji o Wspólnocie – jej problemach, przyszłości, jak i wyzwaniach - zarówno na naszym podwórku, jak i na arenie międzynarodowej. Krótkowzroczność, jak i brak podmiotowości działań Polski w zakresie polityki zagranicznej (której Unia jest fundamentem) to pokłosie braku eksperckiego zaplecza w strukturach instytucjonalnych, wzmacnianego dodatkowo przez polaryzację polityczną intensyfikującą rotacyjność na istotnych dla państwa stanowiskach. Krótko mówiąc - dyskusji, która mogłaby przekształcić się w ważny głos w UE, nie ma kto rozpocząć, ani sformalizować.

W debacie nie pomaga nam także stosunek Polaków do Unii Europejskiej. Skala polskiego proeuropeizmu jest przeszacowana. Owszem, prawie 90 procentom Polaków dobrze żyje się w Unii i oceniają oni bilans 15 lat członkostwa na plus. Pytanie tylko, czy jest w nich poczucie jedności ze Wspólnotą. Poczucie bycia Europejczykiem, ale nie w kategoriach geograficznych, lecz na płaszczyźnie podzielanych wartości.

W Polsce Unię Europejską w dużej mierze traktujemy instrumentalnie. Ważniejsza od wartości UE, jest dla nas wynegocjowana wysokość przelewu z Brukseli. Podsumowując 15 lat członkostwa liczymy kilometry chodników i dróg, sumy dopłat do rolnictwa, czy metraż wybudowanej infrastruktury. Problem pojawia się wtedy, gdy to nie Bruksela ma nam coś dać, tylko my mamy spełnić swoje obowiązki, bądź respektować zasady, na jakich Wspólnota jest oparta. Bez wątpienia tego egzaminu wartości europejskich nie zdajemy. W momencie piętrzących się problemów UE, nie potrafiliśmy spełnić swoich zobowiązań, co do relokacji uchodźców. Bardzo łatwo daliśmy się wciągnąć w retorykę wszechobecnego strachu wobec „innego”. Gdy w Polsce naruszany jest porządek konstytucyjny, alergicznie reagujemy na działania podejmowane przez UE. Gdy prezydent Polski mówił o UE, jako „wyimaginowanej Wspólnocie” – wielu z nas nie czuło się oburzonych. W naszym kraju nie potrafiliśmy także zadbać o mniejszości, znajdujące się pod szczególną ochroną w UE. Przykładem jest choćby kwestia Śląskości, cynicznie rozgrywana swego czasu przez Platformę i ostro tępiona przez PiS ("ukryta opcja niemiecka"). Jak już o mniejszościach mowa, to nie można pominąć środowiska LGBT, które nie doczekało się choćby realizacji postulatu wprowadzenia związków partnerskich w Polsce.

Nie przegapcie

Młodzi eurosceptycy

Problem polskiego sceptycyzmu wobec europejskich wartości widoczny jest szczególnie w najmłodszej grupie wyborców (głównie wśród mężczyzn). Ostatnie sondaże pokazują, że najbardziej antyunijni są młodzi Polacy, którzy większość swojego życia spędzili jako - nazwijmy to roboczo - obywatele Wspólnoty. Oczywiście nie można zapominać, że jest to także najbardziej niestabilna część elektoratu, często mało asertywna i nieświadoma swojego wyboru. Niemniej jednak problem pozostaje i jego zignorowanie może w przyszłości spowodować, że wizja Polexitu nie będzie tylko mającą grać na emocjach polityczną wrzutką.

Przypadek młodych polskich eurosceptyków wskazuje jednak, że od 2004 roku popełniono w naszej polityce wiele błędów. Po pierwsze, a zarazem najważniejsze - zaniedbano edukację. Sprowadzono ją do rozwiązywania testów i realizacji przeładowanego programu, który nie przygotowuje odpowiednio do rozpoczęcia dorosłego życia, jak i dalszego kształcenia. Wartości, a co za tym idzie, dyskusja o nich, w polskiej szkole są traktowane jako towar drugiej kategorii. Ani PO, ani PiS nie było stać na przeprowadzenie realnej i przygotowanej reformy systemu edukacji, która przygotowałby pokolenia do rozumienia świata w XXI wieku.

Po drugie - w ostatnich latach całkowicie zignorowano sferę społeczną. Zbytnio skupiliśmy się na infrastrukturze. Problemem nie jest bezrobocie, ale wysokość płac. Po ukończeniu studiów wielu młodym trudno znaleźć zatrudnienie w zawodzie, a gdy się uda, to często pierwsze co na nich czeka, to umowa zlecenie.

Młodzi szukają zatem alternatywy. Stąd tak duże w tej grupie poparcie dla partii antysystemowych, bądź radykalnych, bo one im ją w złudny i populistyczny sposób oferują.

Porozmawiajmy o Europie!

O wyżej wspomnianych problemach i nie tylko, rozmawiać będziemy już w środę, 22 maja, w katowickiej księgarnio-kawiarni Miejscownik (Warszawska 28). Gośćmi specjalnymi wydarzenia będą: dr Tomasz Słupik, który w swoim krótkim kilkunastominutowym wykładzie opowie m.in. o Brexicie i nacjonalistycznym zwrocie w krajach UE, oraz mgr Monika Szynol, która z kolei wygłosi referat pod tytułem "Dlaczego euroentuzjaści w Polsce nie głosują?". Start o 18.00. Na spotkanie zaprasza Klub Dyskusyjny UŚ oraz "Dziennik Zachodni".

Zobaczcie koniecznie

Zaskakująca wystawa STOP SMOG w Katowicach

Najciekawsze startupy na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo