Dużo stresu, nerwów, ale udało się. Na Śląsk wróciła grupa 70 dzieci, które uczestniczyły w trzynastodniowym obozie w Ławach (woj. zachodniopomorskie), organizowanym przez Śląski Związek Karate Kyokushin. Choć podróż nie była łatwa, to na dworcu PKP w Katowicach dzieci m.in. z Katowic, Siemianowic Śląskich, Rudy Śląskiej, Chorzowa i Zabrza wysiadły wczoraj uśmiechnięte i zadowolone. Nie było po nich widać, że był to w ich życiu najpewniej najdłuższy powrót do domu.
ZOBACZ KONIECZNIE ZDJĘCIA:
NAWAŁNICA NA POMORZU: 70 DZIECI ZE ŚLĄSKA UTKNEŁA W BURZY
- Spaliśmy na ziemi albo na dworcu na ławkach. Fajnie było! - opowiada Kuba.
A wszystko z powodu nawałnicy, jaka w minioną niedzielę przeszła nad województwem zachodniopomorskim, unieruchomione zostały pociągi, w tym ten, który miał zabrać młodych sportowców na Śląsk.
O trudnej sytuacji dzieci z naszego regionu poinformował nas Urząd Miasta w Siemianowicach, z którym skontaktował się jeden z rodziców. Dlaczego zadzwonił po pomoc do Siemianowic? Bo okazało się, że koszalińskie centrum zarządzania kryzysowego działa nie całodobowo, a w godzinach pracy urzędu. Zatem w nocy z niedzieli na poniedziałek opiekunowie nie mogli się skontaktować z tamtejszymi służbami kryzysowymi. Pomógł dopiero telefon na policję.
- Początkowo nie było żadnej osoby kompetentnej z UM na dworcu. Dopiero potem pojawiły się osoby odpowiedzialne za zarządzanie kryzysowe w Koszalinie i choć byli nami mocno zainteresowani, to nie byli nam w stanie pomóc - relacjonuje Edward Urbańczyk ze Śląskiego Związku Karate Kyokushin, opiekun.
Na dworcu w Koszalinie musiały więc koczować dzieci w wieku 7-17 lat. Jak poinformował nas Urbańczyk, były też dzieci w wieku trzech, czterech, pięciu i sześciu lat. Wszystkie musiały w spartańskich warunkach oczekiwać na pociąg. Na dworcu spędziły noc z niedzieli na poniedziałek. Co gorsza, kończyła się woda oraz suchy prowiant, a za toaletę... kazano płacić 3 złote.
- Na dworcu lakonicznie informowano o spóźnieniu i o tym, kiedy będziemy mogli wrócić do domu - relacjonuje Urbańczyk dodając, że dopiero potem pojawili się ludzie z koszalińskiego UM, z wydziału zarządzania kryzysowego.
Pomoc, napoje i jedzenie zapewniono dzieciom dopiero w chwili, gdy cała grupa weszła do pociągu o godz. 2.10 w poniedziałek.
- Otrzymaliśmy cały wagon dla siebie, a w Gdyni doczepiono kolejne wagony, byśmy mogli się pomieścić. W pociągu dostaliśmy rogaliki, wodę mineralną, tak więc można powiedzieć, że PKP nas zauważyło - opowiada Urbańczyk.
A jak przeżywali to rodzice? Różnie. Zbigniew i Joanna Kasztowie mocno się denerwowali czekając, aż ich syn Oskar wróci do domu.
- To był duży stres. Mieli być tutaj o godz. 9.30 (wczoraj - przyp. red.), a wrócili dopiero teraz. Mieliśmy na szczęście cały czas informacje, co dzieje się w Koszalinie - opowiadają przejęci.
Spokojniej do sprawy podszedł Marcin Kaczmarek z Chorzowa, którego syn Kuba był na obozie. - Nerwów nie było, bo dzieci były pod opieką wychowawców i to bardzo dobrą. Bardziej denerwowało to, że w całej tej sytuacji nie było nikogo, kto by ich wspomógł, choćby dowiózł wodę - opowiada pan Marcin.
*Najlepsze baseny, aquaparki i kąpieliska w woj. śląskim [GŁOSUJ W PLEBISCYCIE]
*Tajemnica śmierci 21-latka w Zawierciu. Jego koledzy oskarżają policję
*Energylandia w Zatorze, atrakcje, ceny, mapa oraz film z kamery Go Pro [WIDEO GO PRO]
*Gdzie na basen? Zobacz kryte baseny w woj. śląskim [LISTA BASENÓW]
*Prognoza pogody na sierpień 2014 [POGODA W SIERPNIU]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?