Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzisiaj mamy pranie. Felieton Marka Szołtyska, historyka i znawcy Śląska

Marek Szołtysek
Kiedy wokół domu były rozciągnięte sznury a na nich suszyły się ubrania, to zaraz było wiadomo, że dzisiaj mają pranie!
Kiedy wokół domu były rozciągnięte sznury a na nich suszyły się ubrania, to zaraz było wiadomo, że dzisiaj mają pranie! archiwum Marka Szołtyska
Współczesna gospodyni, mówiąc - mam dzisiaj pranie - ma na myśli czynności typu: zabrać brudne ubrania z kosza w łazience, posegregować na kolorowe i białe -włożyć do pralki, zaprogramować urządzenie i włączyć. Na końcu jest wyciąganie prania z pralki, wieszanie, suszenie i ewentualnie prasowane. Oczywiście, zapracowane współczesne kobiety mają rację mówiąc, że z praniem jest dużo roboty. A co miały powiedzieć kobiety jakieś pół wieku temu i wcześniej?

Dlatego dla porównania spróbuję opisać jak wyglądało pranie w domu mojej babci - dokładnie sto lat temu.

PRZYGOTOWANIE. Wieczorem w dniu poprzedzającym pranie, babcia musiała ugotować dla rodziny jakąś gęstą zupę, nazywaną na Śląsku ajntopfem, bo w samym dniu prania nie było na to czasu, a jeść trzeba. I jeszcze dzień przed praniem trzeba było namoczyć pranie we wielkich baliach, przynieść ze studni dużo wody, przygotować sobie koło pieca drewno i węgiel.

DZIEŃ PRANIA. Owego dnia babcia wstawała wcześnie, około godziny czwartej. Namoczone pranie gotowała w garnkach, zapierała w mydlinach przy pomocy tarki pralniczej, którą na Śląsku nazywano na trzy sposoby: waszbret, rompla albo prołdło. Potem ubrania prało się i płukało przez zagniatanie i wyżymało się w ręcznej wyżymaczce zwanej po śląsku - wyszkort albo wyszkyrt. Jeszcze ciężkie mokre pranie trzeba było powiesić na sznurach do suszenia. W słoneczny dzień sznury na pranie wieszało się na dworze, zawieszając je między domem, szopą a drzewami. A jak babcia miała szczęście i dzień był ciepły i wietrzny, to pranie do wieczora wyschło. Wówczas resztami sił ściągała je ze sznura i układała w waszkorbie, czyli wiklinowym koszu na czyste pranie.

MAGLOWANIE. Dawniej Ślązoczki uważały, że biglować, czyli prasować, można tylko drobne elementy garderoby, jak koszule albo kiecki. Większą część prania zanosiło się do maglowni. Tam chodzić musiały przynajmniej dwie osoby, bo waszkorb z praniem miał do dźwigania dwa hyngle, czyli uchwyty. Wiem, bo z babcią do magla chodziłem. Był to magiel mechaniczny. Wyglądał jak położona na boku szafa wypełniona kamieniami a pod nią dwa kuloki z nawiniętym praniem. Całością poruszało się przez kręcenie korbą.

LUKSUS. Większość śląskich kobiet prała w domowej kuchni, co dodatkowo utrudniało życie, bo cały dom był zaparowany, zachlapany wodą. Lepiej było mieć do prania specjalne pomieszczenie zwane waszkuchnią albo ciaperkuchnią. Natomiast prawdziwie luksusowe pranie miały kobiety w niektórych osiedlach robotniczych, przykładowo na Nikiszowcu, gdzie był darmowy publiczny waszhaus, czyli pralnia wraz z suszarnią. Tam się chodziło rano z brudnym praniem a wracało po południu do czystego domu z praniem już czystym i wymaglowanym.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera