Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fajruj na fest z Szołtyskiem

Redakcja
Marek Szołtysek za swoją ostatnią książką "Rok Śląski"
Marek Szołtysek za swoją ostatnią książką "Rok Śląski" FOT. Marzena Bugała
Czy wiecie, dlaczego śląski św. Marcin chodził w kapeluszu, a nie jak gdzie indziej w rzymskim hełmie? Zastanawialiście się, z jakich powodów, 30 listopada na śląskich andrzejkach wróżono z oszkrabin, zamiast z wosku? Nie? Nic straconego, bo zrobił to właśnie Marek Szołtysek w swojej najnowszej książce "Rok Śląski". Pisze o tym Maria Zawała

Gdy spojrzeć w kalendarz, okazuje się, iż dzięki bogactwu naszej kultury codziennie na Śląsku mamy powód, by fajrować na fest, czyli świętować na całego. Gdy jesteśmy katolikami, nie brak świąt religijnych, parafialnych odpustów, pielgrzymek czy rocznic poświęceń kościołów. Do tego dochodzą święta państwowe i rocznice powstań. No i bezdyskusyjnie urodziny wszystkich członków rodziny. Słowem, okazji do biesiad nie brakuje - zauważył Marek Szołtysek, pisarz, publicysta i fotoreporter w jednym. I przede wszystkim nasz felietonista, który w każdy piątek raczy Czytelników "Dziennika Zachodniego" opowieściami o śląskiej kulturze.

- Pomysł, by spisać śląskie święta i obyczaje wziął się z ciągłych pytań, czy na temat śląskiej kultury da się jeszcze coś nowego napisać. Wielu wątpiło, bo przecież tyle już książek powstało. Słysząc to powiedziałem, ależ można, tylko trzeba coraz głębiej grzebać - przyznaje Marek Szołtysek.
Powody do świętowania

Powiedz mi co świętujesz, a powiem ci kim jesteś - mówi Szołtysek, twierdząc, że Ślązoka poznać można po tym zawsze i wszędzie. No bo gdzie indziej z takim pietyzmem obchodzi się urodziny, wysyła dzieci do szkoły z tytami czy odprawia chłopskie i babskie ponci do Piekar? Jego ostatnia książka "Rok Śląski" to ciekawy, okraszony barwnymi ilustracjami album, opisujący takie właśnie regionalne zwyczaje. To także jedyny aktualny spis wszystkich śląskich parafialnych odpustów.

- Dotarcie do źródeł danych obyczajów nie zawsze jest łatwe - przyznaje autor. - Żeby dzień po dniu spisać, w której parafii odbywają się odpusty, musiałem dzwonić prawie do każdej z osobna, bo niewiele zamieszcza te informacje na swoich stronach internetowych - przyznaje autor. - Pamiętam też, jak szukałem odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludzie na Śląsku w Wielki Piątek często zaglądali do studni. Okazało się, że sprawdzali, czy woda zamieniła się już w wino. Symbolika religijna, kojarzona z cudem zamiany wody w wino na weselu w Kanie Galilejskiej, przetrwała na śląskich wsiach i - jak twierdzili gospodarze - sądzono, że ten, komu uda się zaczerpnąć takiego wina, będzie miał przez cały rok szczęście oraz... wino na święta - opowiada Marek Szołtysek.
Mikołaj i Walenty
Kazimierz Kutz nazwał go "współczesnym Karolem Miarką". Fakt, miarką Marka Szołtyska jest ponad 1000 publikacji prasowych na temat Śląska, niezliczona ilość audycji radiowych i telewizyjnych oraz kilkanaście książek poświęconych tej tematyce.

- Jestem najlepszym dowodem na to, że zainteresowanie tematyką śląską jest ciągle żywe - przyznaje autor 25 książek, w tym tak znanych jak "Elementarz śląski", "Biblia Ślązoka", "Kuchnia śląska" czy "Rozmówki śląskie - Podręcznik do nauki śląskiej godki".

Autor wszystkie ilustracje do książek wykonuje sam. - Fotografowanie to moja pasja - przyznaje. Jeżdżąc od wsi do wsi, od festynu do festynu i od odpustu do odpustu, ciągle spotyka się z nowymi ludźmi. Słucha i jeszcze raz słucha. - Coraz mniej jest osób, które jeszcze dawne obyczaje pamiętają. Jeśli teraz się od nich tego nie dowiemy, ta wiedza przepadnie - mówi Szołtysek i niezmiennie w swoich książkach utrwala niepowtarzalne chwile. W tej ostatniej, podzielonej na miesiące od grudnia do listopada, opisany jest cały rok śląski, dzień po dniu, święto po święcie. Można się dowiedzieć, co ze Śląskiem mają wspólnego pierniki, rychtowane 5 grudnia głównie w okolicach Raciborza. I po czym poznać prawdziwego św. Mikołaja, który jak każdy Ślązok wie, pochodzi z Łąki koło Pszczyny. Dlaczego w sylwestra wykradano sobie furtki, i dlaczego pilnowano, by w Nowy Rok za nic na świecie nie wydawać pieniędzy.

- A jak ktoś myśli, że walentynki wymyślili Amerykanie, to jest w błędzie - przekonuje Szołtysek z przekorą, opisując dawny, znany od lat kult św. Walentego na Śląsku. Wiele tradycji nie przetrwało do dzisiejszych czasów, a o tym, że były, świadczą już tylko opowiadania ostatnich żyjących. Tak jak w przypadku tradycji palenia szkrobaczek, o której Marek Szołtysek usłyszał pod Górą św. Anny.
- Szkrobaczki, czyli stare miotły zanurzano w smole i palono. Przypominały pochodnie palone przez strażników szukających Chrystusa w Ogrodzie Oliwnym. Na Śląsku szkrobaczki palono w Wielką Środę - opowiada autor, który ma nadzieję, że jego książka, podobnie jak poprzednie, stanie się ważnym elementem śląskiej kultury i edukacji regionalnej.

Gorzej w Czarnobylu...
Marek Szołtysek jest Ślązakiem urodzonym w Gierałtowicach, na skraju dawnego powiatu rybnickiego. Studia z mediewistyki ukończył na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Na pytanie, dlaczego tak bardzo zainteresowała go przede wszystkim tematyka śląska, przywołuje wspomnienia z młodości. - Zdarzyła się sytuacja, która miała pewien wpływ na późniejsze moje zainteresowania - wspomina czasy, gdy tuż po studiach musiał zdecydować, czy zamieszkać w Lublinie, czy wracać na Śląsk. Przedstawiciel jednej z odwiedzanych przez niego agencji nieruchomości, dowiedziawszy się o cenach mieszkań obowiązujących na Śląsku (wyraźnie niższych niż w Lublinie), skonstatował: "W Czarnobylu mieszkania są jeszcze tańsze" (rozmowa miała miejsce krótko po tragicznej awarii w tamtejszej elektrowni jądrowej - przyp. red.). - Rzucona uwaga uświadomiła mi, jak postrzegany jest Śląsk przez ludzi, którzy regionu tego nie znają i pokazała z całą jaskrawością stereotyp zdewastowanego ciężkim przemysłem kraju. To dlatego tak bardzo zapragnąłem pokazać, jak piękny i bogaty w kulturę i tradycję może to być region - przyznaje po latach.

Marek Szołtysek wraz z żoną i szóstką dzieci mieszkają w Rybniku. Rodzina, a zwłaszcza żona, także absolwentka KUL, podziela jego zamiłowanie do historii i regionalnych, często religijnych tradycji, a dzieci często pozują w regionalnych strojach do książkowych ilustracji. Marek Szołtysek ma też inne pasje: uczy się języka włoskiego, uprawia ogród, kocha czerwone wytrawne wino i włoskie potrawy. To właśnie do Włoch zabiera co roku swoją rodzinę na wakacje. I jak przyznaje, gdy trochę wypocznie i poplażuje, od razu myśli, gdzie tu się udać z aparatem, by odnaleźć związki ziemi włoskiej ze śląską. Tak jak to miało miejsce w wypadku wizyty w Loreto.

- Zauważyłem wtedy, że i my mamy takie śląskie Loreto w Głogówku, gdzie mieści się wierna kopia loretańskiego Domku Matki Boskiej - opowiada Szołysek. - Poza tym, tak naprawdę, mimo pozornych różnic, Ślązaków i Włochów więcej łączy niż dzieli. Na północy, dokąd jeżdżę na wakacje, ludzie są tak samo pracowici i szczerzy jak my. Ale to temat na następną książkę. Jak powiedziałem na początku, jest jeszcze tak wiele o Ślązakach do napisania...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!