Bielsko-Biała dołoży do latania w Aleksandrowicach

Dług gminy sięgnie tym roku blisko 300 milionów złotych i trzeba go będzie spłacać do 2021 r. Mimo to samorząd zarezerwował w budżecie 1,3 mln zł na budowę pasa startowego na należącym do aeroklubu lotnisku. Podatnicy pytają po co w Bielsku-Białej pas startowy, skoro w odległym o kilkanaście kilometrów Kaniowie, kosztem 28 milionów złotych powstał Bielski Park Techniki Lotniczej z 700-metrowym, betonowym, oświetlonym pasem startowym.

Przeciwnikiem budowy pasa w Aleksandrowicach jest miejski radny Wiesław Handzlik. Twierdzi, że przeznaczanie na to pieniędzy w tak ciężkim dla miejskiego budżetu czasie jest niewskazane.

- Może kiedyś, w przyszłości. Teraz to tylko drażni ludzi. To inwestycja dla kilkunastu osób - argumentuje Handzlik.

Miasto tłumaczy, że o utwardzony pas zabiega Aeroklub Bielsko-Biała, a zarezerwowana kwota to tylko deklarowany wkład w przypadku, gdyby marszałek województwa wyłożył na ten cel 5,2 mln zł. We wrześniu ubiegłego roku pięć śląskich aeroklubów zwróciło się bowiem do marszałka z prośbą o zmodernizowanie lotnisk.

- Jeśli województwo będzie chciało inwestycję sfinansować, dołożymy. Ale to jest warunek. Już w ubiegłym roku zarezerwowaliśmy środki, żeby nie okazało się, że marszałek daje pieniądze, a my nie mamy wkładu własnego - wyjaśnia rzecznik bielskiego Ratusza, Tomasz Ficoń.

Zdecydowanymi wrogami inwestycji w Aleksandrowicach są okoliczni mieszkańcy. Boją się, że pas zwiększy częstotliwość lotów, a hałaśliwy już obecnie sąsiad, czyli aeroklub stanie się jeszcze bardziej uciążliwy. Nie tylko mieszkańcy okolic lotniska nie widzą powodu, by podatnicy składali się na budowę pasa, który będzie służył grupce amatorów latania.

- Jeśli pas jest im tak potrzebny, dlaczego nie złożą się na jego budowę? - pyta Henryk Harężlak z Bielska-Białej.

Ratuszowi urzędnicy odpierają zarzuty.

- Specjaliści twierdzą, że utwardzony pas ułatwi życie nie tylko pilotom aeroklubu, ale też mieszkańcom. Samoloty mniej na nim hałasują, mniej potrzebują miejsca, by wystartować, szybciej też osiągają wysokość. O możliwości lądowania w Bielsku-Białej pytają biznesmeni zainteresowani inwestowaniem. Kaniów nie rozwiązuje sytuacji - zapewnia Ficoń.

Handzlik ripostuje, że biznesmeni patrzą głównie na to, żeby były dobre drogi, bo dzięki nim realizowane są różne interesy.

- Poza tym dofinansowanie marszałka, o którym się mówi, to też nasze pieniądze - dodaje Handzlik.

O Kaniowie można w Ratuszu usłyszeć, że to inwestycja w zasadzie prywatna, choć za unijne pieniądze, że starostwo ma tam niewielkie udziały, pas jest źle zrobiony, wręcz niebezpieczny, a inwestycja - chybiona.

- Nigdy nie powiem, że w Bielsku pas nie jest potrzebny, bo utwardzona droga startowa to bezpieczeństwo. A twierdzenie, że ten w Kaniowie nie jest bezpieczny, to bzdura wyssana z palca. Być może powody są ambicjonalne. Nasz pas jest dobrze zrobiony, bezpieczny i zarejestrowanym przez Urząd Lotnictwa Cywilnego - ripostuje prezes BPTLw Kaniowie, Dariusz Piecuch.

Dyrektor aeroklubu, Antoni Kufel podkreśla, że miasto takie jak Bielsko-Biała bez pasa betonowego to prowincja. - 800 metrów drogi nigdzie nie prowadzi, 800 metrów pasa otwiera możliwości. Ze względu na rozwój i z powodów bezpieczeństwa - powinien być. Wylądują na nim dromadery ratownicze, na łące nie. To nie jest wielki koszt, a korzyść ogromna - przekonuje.