Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzelik: Po co ta chaja skuli fany?

Jerzy Gorzelik
Jerzy Gorzelik
Jerzy Gorzelik
Wywieszanie narodowej flagi nie ma w Polsce niczego z odruchu spontanicznej radości

Larum się podniosło okrutne. Gorzelik nie dość, że 11 listopada nie wywiesza na balkonie biało-czerwonej flagi - podobnie jak zdecydowana większość obywateli Rzeczpospolitej - to jeszcze bezwstydnie głosi o tym światu, zapytany przez dziennikarkę Dziennika Zachodniego [DZ z 10.11 - przyp. red.]. Bez cienia zażenowania, zaprzaniec jeden.

To prawda, nie wywieszam - ani biało-czerwonej, ani żadnej innej - o czym szczerze i bez skrępowania poinformowałem panią redaktor. Wprawdzie nad powodami rozwodziłem się nieco szerzej, ale rozumiem prawa, jakimi rządzą się media: przekaz winien być skrótowy i możliwie kontrowersyjny. A moja motywacja po części jest nieznośnie banalna. Skoro jednak redakcja pozostawia do mej dyspozycji tych parę tysięcy znaków, korzystam z okazji, by zaprezentować trzy powody, dla których 11 listopada na moim balkonie nie powiewa żadna flaga.

Po pierwsze, jako mieszkaniec ostatniego piętra kamienicy, której poddasze zajmuje miłośniczka karmienia gołębi, nie ośmieliłbym się narazić jakiegokolwiek narodowego symbolu na profanację. Wyobrażacie sobie Państwo, co by było, gdyby niesforne ptaki zbezcześciły flagę? Niestrudzeni obrońcy polskości Górnego Śląska od razu zdemaskowaliby mnie jako antypolskiego prowokatora. Powód to zupełnie oderwany od ideologii i - choć związany z ptactwem - całkowicie przyziemny. Balkon to kiepskie miejsce na wyrażanie swego przywiązania do barw - jakichkolwiek.

Po drugie, jako historyk (choć sztuki), świadom jestem kontekstu, jaki towarzyszył wyznaczeniu Święta Niepodległości na dzień 11 listopada. Nastąpiło to dopiero w roku 1937 - na fali kultu Józefa Piłsudskiego - uprawianego bez umiaru przez jego politycznych spadkobierców. Tych samych, którzy wtrącili do więzienia Wojciecha Korfantego i wydali bezpardonową walkę opozycji. Po latach można by się od tego kontekstu uwolnić, wszak sanacyjni funkcjonariusze odeszli w niesławie, a święto pozostało.

Dziwnym trafem jednak każdorazowo jednym z centralnych punktów obchodów jest w Katowicach wizyta pod pomnikiem marszałka - postaci na Górnym Śląsku dość kontrowersyjnej. I co roku płyną z głośników wzniosłe słowa, pełne bezkrytycznej czci. A ja do autokratów stosujących wobec przeciwników nie siłę argumentów, lecz argument siły, mam pewien dystans.
Po trzecie, wywieszanie państwowej flagi nie ma w Polsce niczego z odruchu spontanicznej radości, która towarzyszy podobnym gestom obywateli Stanów Zjednoczonych. Wpisuje się raczej w model zadekretowanego, akademijnego patriotyzmu, od którego wieje trupim chłodem.

Pomysły pewnej partii, by dekorowanie prywatnych balkonów z okazji państwowych świąt podnieść do rangi ustawowego obowiązku, jedynie utrwalają te skojarzenia. Dziwnie przypomina to wszystko moje lata nauki w PRL-u, kiedy rocznicę wybuchu rewolucji październikowej należało uczcić gazetką ścienną i szkolnym apelem. A 1 maja sąsiad milicjant skrupulatnie odnotowywał, kto wywiesił flagę, a kto dopuścił się w tym względzie nagannego zaniedbania. Cóż, z takim bagażem doświadczeń niechętnie robi się cokolwiek na komendę.

I to właśnie ostatni z powodów wydaje się mieć największy polityczny ciężar. Ostentacyjnie wywieszając biało-czerwoną flagę, miałbym poczucie udziału w ponurej maskaradzie. Nie mieszczę się w formule urzędowego patriotyzmu, która każde święto, także to w założeniu radosne, zamienia w Zaduszki. Stąd staram się trzymać z dala od wszelkich oficjalnych form celebracji. Moją spokojną i bezpieczną przystanią jest górnośląskość, którą niechętnie opuszczam nawet na statku pod polską banderą.

W filmie "Paciorki jednego różańca" Kazimierza Kutza jest taka scena, w której żona Habryki - głównego bohatera - prasuje biało-czerwoną flagę. Mąż pomaga jej, rozpylając na tkaninę wodę, nabraną uprzednio w usta. I choć praktyka taka była powszechna w dobie żelazek pozbawionych nawilżacza, "plucie" na barwy państwowe miało ponoć oburzyć ówczesnego sekretarza KW PZPR Zdzisława Grudnia. Czasy się zmieniły, ale wciąż odnoszę wrażenie, że nierzadko najchętniej przywiązanie do symboli demonstrują właśnie ci, którzy pozbawiają je jakiejkolwiek wartościowej treści. Mnie z nimi nie po drodze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!