MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ile jest Pilcha w Pilchu? Recenzja "Żywego ducha"

Piotr Ciastek
Piotr Ciastek
"Żywego ducha" to podróż wgłąb mrocznego, autorskiego "ja", która stawia pytania i pobudza do rozważań nad tym co nieuniknione. Warto tę podróż odbyć właśnie z Pilchem, bo którzy inny zaprowadziłby nas tak daleko?

Najnowsza powieść Jerzego Pilcha to naprawdę twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony mamy tu do czynienia z fantastyczną otoczką apokalipsy, z drugiej zaś w pewnym momencie fabuła rozmywa się na tyle, że poza Pilchem, a raczej dobrze znanym jego czytelnikom kolejną wersją alter ego autora, nie ma już niemal nic więcej. Ta dwustustronicowa książka to bardziej filozoficzny esej, kartki wyrwane z osobistego dziennika i pozszywane apokaliptyczną nicią. Momentami można się złapać na tym, że czujemy podczas lektury pewien dyskomfort, wynikający z nagromadzenia w jednym miejscu dobrze znanych pilchowych reminiscencji. Trudno jednak nie docenić językowego kunsztu autora i jego umiejętności w tworzeniu podszytych ironią sformułowań.

Bohater powieści zostaje sam na świecie po przedziwnej apokalipsie, w czasie której wszyscy mieszkańcy planety zniknęli. Początkowo osamotniony pławi się w zastanej sytuacji. Samotność, której zawsze pragnął ziściła się. Może brać ze sklepów nowe garnitury, szperać w cudzych mieszkaniach, cieszyć się z tego, że nikt mu nie przeszkadza. Jego wewnętrzne rozważania, z którymi mamy do czynienia niemal przez cały czas trwania narracji, błądzą między tym, co minione, tym co na zawsze utracone, a tym co będzie. Bohater martwi się, że już nie dotknie kobiety, nie sprawdzi się w podbojach. Nie chce też zostać znaleziony martwy w łóżku, w którym zgnije, bo nie będzie go miał, kto pochować. Tylko czy ktoś go znajdzie, skoro nikogo już nie ma. Początkowa radość z samotności przeradza się w strach przed tym, co nadeszło. Bohater szuka sygnałów, wypatruje wśród zgliszcz innych ludzi, zdaje mu się, że słyszy głosy, że ktoś go obserwuje.

"Żywego ducha" to opowieść o odchodzeniu, samotności, o byciu przezroczystym w świecie pełnym ludzi. Pilch prezentuje nam katalog przeróżnych wizji końca świata - w sztukach plastycznych, literaturze i muzyce, na podstawie, których chce oswoić swój własny koniec świata. Wskazuje, że apokalipsa czy umieranie nie jest doświadczeniem zbiorowym, a jednostkowym. Każdy odchodzi na swój sposób sam. Każdy musi się zmierzyć ze swoimi demonami i je poskromić. Autor przelewa na papier swoje obawy przed samotnością, która go trapi i rozważania nad doświadczeniami, które na niego spadły. W tekście pojawia się nawet choroba parkinsona, na którą cierpi Pilch. Wszystko to składa się na studium duszy artysty, swoisty rodzaj literackiego pożegnania, ale nie powiedzenia do widzenia, a jedynie próbę zdefiniowania tego, czym jest ta mała, osobista apokalipsa.

Miłośnicy Pilcha znajdą w tej książce, to co u autora uwielbiają najbardziej i to, czego u niego nie znoszą. Czytelnikom, którzy chcieliby rozpocząć przygodę z Pilchem radzę sięgnąć najpierw po wcześniejsze pozycje, bo właśnie w ich kontekście powieść zyskuje zupełnie inny wymiar. "Żywego ducha" to podróż wgłąb mrocznego, autorskiego "ja", która stawia pytania i pobudza do rozważań nad tym co nieuniknione. Warto tę podróż odbyć właśnie z Pilchem, bo którzy inny zaprowadziłby nas tak daleko?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!