Karolina Naja: Wolę kiedy mówią za mnie moje osiągnięcia
Z igrzysk w Londynie i Rio de Janeiro wracała pani z brązowymi krążkami, a w Tokio rozbiła bank dwukrotnie stając na podium. Który z krążków wywalczonych w Japonii ceni pani bardziej - srebro w swojej koronnej konkurencji -dwójce czy brąz w czwórce wywalczony z większą grupą koleżanek?
Każdy medal cenię sobie bardzo mocno i każdy jest dla mnie niezwykle ważny. Gdy jednak stanęłyśmy w Tokio na podium w czwórkę to bardzo się cieszyłam z tego faktu, bo grono polskich medalistek olimpijskich w kajakach powiększyło się o kolejne dziewczyny. Budowanie takiej drużyny - silnej osady, która z dobrej strony będzie prezentować się na arenie międzynarodowej, było dla mnie bardzo ważne.
Koleżanki z osady nazywają panią mamą i faktycznie mówi pani teraz jak matka ceniąc bardziej brąz wywalczony z nimi niż srebro z Anną Puławską. Jak pani zatem zarządza drużyną w kajaku - jak dobra czy raczej sroga mama?
Wiadomo, że w trakcie wyścigu każda z nas ma swoje zadania i każda jest bardzo ważna. Z racji tego, że jestem faktycznie najstarszą zawodniczką w tej osadzie, a przy tym mamą w życiu prywatnym, więc koleżanki tak zaczęły o mnie mówić. Związane jest to także z tym, że często szlakuję siedząc w kajaku na pierwszej „dziurze” i nadając tempo wiosłowania. Jestem też najbardziej doświadczoną zawodniczką z tego grona i często coś dziewczynom podpowiadam czy doradzam. Czasem podejmuję również ważne decyzje dotyczące naszej osady, ale są one zawsze konsultowane z trenerem kadry Tomaszem Krykiem.
ZOBACZCIE ZDJĘCIA KAROLINY NAJI
W kajaku pani rządzi, ale dziennikarzy stara się unikać. Dorobiła się pani nawet miana najbardziej nierozpoznawalnej polskiej multimedalistki olimpijskiej. Mało jest też pani w social mediach...
To nie jest tak, że nie lubię mediów. Zamiast jednak opowiadać o swoich treningach i pokazywać codzienną harówkę wolę, by to moje osiągnięcie mówiły za mnie. Sport wyczynowy na takim poziomie pochłania naprawdę wiele czasu, a gdy do tego dochodzą obowiązki związane z byciem mamą, to już niewiele czasu zostaje na to, by dbać o swój wizerunek. Poza tym kajakarstwo nie jest tak popularną dyscypliną sportu, by wspierali nas specjaliści od social mediów i kreowali w nich nasz wizerunek. Koncentruję się więc na tym co robię najlepiej, czyli na treningach i zawodach, choć gdyby teraz udało się to połączyć z autopromocją siebie czy naszej dyscypliny sportu to byłoby naprawdę fajnie.
Syn oglądał jak mama staje w Tokio na olimpijskim podium?
Łukasz nie chciał budzić w nocy czterolatka tylko po to, by obejrzał w telewizji jak płynie mama. Myślę, że przyjdzie jeszcze czas, by syn zrozumiał, że mama w tym czasie walczyła o swoje marzenia i może stanę się dla niego inspiracją na przyszłość, z czego nie ukrywam bardzo bym się cieszyła.
Jeszcze w Japonii podkreślała pani dużą rolę swojego partnera w wywalczeniu tych medali, bo to głównie on przez ostatni rok zajmował się wychowywaniem syna.
Gdyby nie Łukasz to z pewnością nie udałoby mi się tego połączyć i tyle osiągnąć. Osób, którym chcę podziękować jest jednak więcej. To moi rodzice, druga babcia, drużyna, która przyjęła mnie z otwartymi rękami po powrocie z urlopu macierzyńskiego. Czułam cały czas ich wsparcie, choć czasami funkcjonowało to wszystko trochę na wariackich papierach.
Po igrzyskach w Rio miała pani przerwę na urodzenie dziecka, więc przełożenie olimpijskiej rywalizacji w Tokio o rok było chyba dla Karoliny Naji na rękę?
Z jednej strony niby tak, ale z drugiej przed rokiem w marcu czy kwietniu byłam w dobrej dyspozycji fizycznej, a moja głowa była nastawiona na to, że w sierpniu powalczę o medale. Pandemia postawiła jednak wszystko na głowie, odwoływano zawody międzynarodowe i w końcu odwołano też igrzyska. Od października ruszyłam więc z nowymi przygotowaniami do Tokio, które doprowadziły mnie do olimpijskiego podium.
Okazja do powiększenia medalowego dorobku pojawi się już za trzy lata w Paryżu, bo z tego co słyszałem zdecydowała się pani najpierw na start na igrzyskach, a dopiero po nich na kolejne dziecko.
Na dziś faktycznie podjęłam taką właśnie decyzję. Na razie zresztą nie koncentruję się na igrzyskach w 2024 roku, ale na najbliższym sezonie. Poznałam już sport z każdej strony i wiem, że każdemu zawodnikowi zawsze mogą przytrafiać się kontuzje. Młodzież też coraz mocniej na mnie naciska, ale dopóki pływanie w kajaku sprawia mi frajdę i mam wewnętrzną motywację do pracy, to nie odpuszczę i chcę pojechać na czwarte w swojej karierze igrzyska.
Pochodzi pani z Tychów, ale już od lat mieszka w Wielkopolsce. Często wraca pani na Śląsk?
Okres pandemii nie bardzo sprzyja podróżowaniu, ale w Tychach mam rodzinę, staram się też podtrzymywać stare znajomości w tym mieście. Gdy jestem na południu Polski, w okolicy Śląska, zawsze staram się zajrzeć na stare śmieci. Będąc w Paprocanach, gdzie zaczynałam swoją karierę, zawsze odnajduję wewnętrzny spokój, bo jest to dla mnie powrót do korzeni, taki balsam na wszystkie kłopoty i stresy.
Nie przeocz
- Nie jedzcie tego! Biedronka, Lidl i IKEA usuwają żywność z toksyczną substancją
- Śmiałe pokazy tańca zaskoczyły dziewczyny w klubie Pomarańcza Katowice
- Mecz GKS-u Tychy z Widzewem przerwany przez racowisko i czarny, gryzący dym
- Lawendowy ogród w Katowicach został otwarty. To największy ogród społeczny w mieście
Musisz to wiedzieć
Bądź na bieżąco i obserwuj
Czy Biało - Czerwoni zatriumfują w stolicy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?