Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karwat o Janoschu: Zabrzański heretyk z familoka

Krzysztof Karwat
Krzysztof Karwat
Krzysztof Karwat arc.
Dopiero teraz, po dziesięciu latach od pamiętnego spotkania autorskiego Janoscha w Gliwicach, w pełni uświadomiłem sobie, że miałem tego dnia trochę szczęścia. Lektura świeżo wydanej biografii autora "Cholonka" jeszcze bardziej utwierdziła mnie w tym przekonaniu.

Janosch nie znosi dziennikarzy, niechętnie udziela wywiadów i rzadko decyduje się na publiczne wystąpienia. A jednak mnie wtedy nie zlinczował, a to akurat ja prowadziłem ten wieczór. Był taki łaskawy? Miał wyjątkowo dobry humor? Bynajmniej. Te jego powroty na Górny Śląsk - po kilkudziesięciu latach nieobecności! - miały charakter sentymentalny, więc niejako wymuszały na nim respektowanie ogólnie przyjętych w takich sytuacjach zasad "pisarskiego savoir-vivre'u".

Inna rzecz, że Janosch wielokrotnie deklarował, że nie lubi nastrojów nostalgicznych, a "hajmatowe patriotyzmy" budzą w nim - w najlepszym przypadku - zażenowanie.

Opowiadał wtedy - niejako więc przeciwko sobie - że nigdy nie przestał czuć się zabrzaninem z Poręby, a właściwie to mógłby nawet być Polakiem, skoro w roku 1945 jego matce nadano obywatelstwo polskie i nigdy go jej nie odebrano (poniekąd więc i jemu - wówczas czternastolatkowi).

Ale manifestacji jakichś łzawych wzruszeń nie dostrzegłem, choć trudno ich w takich okolicznościach uniknąć, bo czytelnicy - a także emisariusze miejscowych władz - ich oczekują i nie wyobrażają sobie, by mogło być inaczej. A może mnie już pamięć zawodzi?

Na szczęście firma medialna Michała Smolorza zarejestrowała to spotkanie na taśmie filmowej. Może uda się je kiedyś publicznie odtworzyć, niechby tylko we fragmentach. Choćby w przyszłym roku, gdy Zabrze znowu - jak zawsze w połowie marca - zorganizuje "urodziny Janoscha". Okazja będzie wyborna, bo Horstowi Eckertowi (to jego prawdziwe, znienawidzone imię oraz nazwisko, którym tak bardzo gardziła jego matka) wypadnie świętować prawie okrągły, bo 85. geburstag.

Spotkanie przed 10 laty nie było wielkim wydarzeniem, bo nie wyszło poza standard. Dopiero teraz się dowiedziałem, że pisarz - kiedy tylko przyjeżdżał do Polski - wymykał się organizatorom spotkań literackich, by - nierozpoznany przez nikogo - samotnie przemierzać ścieżki swego dzieciństwa.

I tak naprawdę tylko to się dla niego liczyło. Spotkania publiczne były i są dla niego dopustem Bożym, nic więc dziwnego, że podczas nich nadmiernie się nie odkrywa. Jak przystało na "prawdziwego Ślązaka", Janosch nigdy nie był wylewny.
Tym większy więc sukces Angeli Bajorek, która kilkakrotnie pojechała na Teneryfę, gdzie Janosch od ponad 30 lat mieszka. To cud, że zdobyła jego zaufanie, nawiązała z nim korespondencję i pozyskała setki… e-maili. Otrzymała też prawo do wykorzystania prywatnych zdjęć i - przede wszystkim - bezcennych zapisków z nigdy niewydanych autobiografii.

Bajorek zebrała wspaniały, bogaty materiał faktograficzny. Dodała do niego tytaniczną pracę i niemały talent. Bo książka "Heretyk z familoka. Biografia Janoscha" jest odpryskiem rozprawy naukowej krakowskiej germanistki, a rzadko się zdarza, by akademik umiał "pisać dla ludzi". A tę książkę czyta się z wypiekami na twarzy!

Czy tylko na mnie zrobiła takie wrażenie? Na pewno nie, bo oto poznajemy człowieka, który z własnego losu uczynił dzieło sztuki. Niczym Ernest Hemingway, którego notabene Janosch wymienia pośród swych nielicznych ulubionych prozaików. Bo zabrzański "heretyk z familoka" - właśnie jak Hemingway - właściwie nigdy nie był "profesjonalnym" pisarzem czy rysownikiem. Nie tylko dlatego, że edukację zakończył na tzw. małej maturze.

Do twórczości pchnęło go tylko własne życie, a nie chęć zabłyśnięcia przed światem i ambicja dostarczenia mu jakiegoś odkrywczego przesłania. Janosch pisze, rysuje i wydaje wyłącznie po to, by zarobić na chleb. Po to - jak chętnie powtarza - by "nie musieć pracować".

Sława i miliony czytelników jego książeczek dla dzieci przyszły dopiero po wielu latach. I ani o centymetr nie przesunęły ścieżki życiowej, po której ten człowiek chciał iść. To musi działać na wyobraźnię.

Tak, zazdroszczę mu takiego życia. Biedy, której doznawał w dzieciństwie i młodości. I dzisiejszego bogactwa, z którego wcale nie czerpie. Bo żyje jak mnich, odrzuciwszy sąsiedztwo Boga i ludzi. A jednocześnie jest tak blisko nich!

Krzysztof Karwat,
publicysta


*Waloryzacja rent i emerytur 2015 PODWYŻKA NIE DLA WSZYSTKICH JEDNAKOWA
*16-letni Wojtek z Piekar zmarł na lekcji WF. Szok w szkole ZDJĘCIA
*Zielony jęczmień na odchudzanie? Tak! To działa. Właśnie zielony jęczmień stosują gwiazdy TV
*Koncert Linkin Park w Rybniku POZNAJ SZCZEGÓŁY + BILETY
*Śląsk Plus - pierwsza rejestracja za darmo. Zobacz nowy interaktywny tygodnik o Śląsku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!