MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Karwat: Wreszcie nadciągnął oczekiwany „wiatr od wschodu”

Krzysztof Karwat
W rozpisanej w kwartalniku „Fabryka Silesia” ankiecie na „kanon literatury śląskiej” książka ta znalazła się na szóstym miejscu. Głosowało 40 ekspertów i zapewne tylko tym można wytłumaczyć tak wysoką pozycję. Bo przecież - nieledwie do wczoraj - tej powieści w Polsce właściwie nie znano. Zresztą, w Niemczech też wpadła w czarną dziurę.

Alois Smolorz - tak, zgadza się, to brat śp. Michała, przez wiele lat publikującego w tym miejscu - właśnie na te okoliczności wskazuje w słowie wstę-pnym do pierwszego polskiego wydania „Wiatru od wschodu” („Ostwind”) Augusta Scholtisa. Wyjaśnia, że stały się one dla niego inspiracją „do przetłumaczenia i wydania książki”.

Chwała mu za to, bo przecież kilka generacji germanis-tów i zawodowych translatorów dotąd tylko dywagowało na ten temat, zgodnie twierdząc, że „trzeba”, „warto” i „należy”. Smolorz zaś - choć jest „tylko” inżynierem - po prostu to zrobił. Na edycję zaś zdecydowało się opolskie wydawnictwo Silesia Progress w porozumieniu z Payern Verlag z Alt-dorfu. Brawo! Mamy wydarzenie literacko-wydawnicze. Inna rzecz, że spóźnione o wiele lat.

Ciśnie się na usta: lepiej późno niż wcale! Odróbmy więc tę lekcję, bo o samym Scholtisie też niewiele wiemy, choć w jego rodzinnych Bolaticach, na pograniczu śląsko-morawskim, wmurowano na budynku gminy dwujęzyczną tablicę z jego wizerunkiem, wybijając daty urodzin i śmierci (1901-1969). Ale to już za granicą, w Republice Czeskiej, na skrawku ziemi zwanym niegdyś kraikiem hul-czyńskim. Po naszej stronie Górnego Śląska też wprawdzie całkowicie o Scholtisie nie zapo-mniano, lecz zapisy tej pamięci trwają tylko w niszowych, naukowych wydawnictwach. Zasługa to przede wszystkim prof. Grażyny Barbary Szewczyk, a wcześniej - jej ojca, Wilhelma, który w latach 60. utrzymywał przyjacielskie kontakty z Scholtisem. Czas, by teraz tę wiedzę szerzej upowszechnić.

Pisarz urodził się w niezamożnej rodzinie, lecz miał trochę szczęścia w dzieciństwie i młodości, bo dostał się pod kuratelę księcia Karola Lichnows-kiego z Krzyżanowic, który roztropnie władał olbrzymimi połaciami dawnego powiatu raci-borskiego, był pionierem przemysłu włókienniczego i dyplomatą niemieckim, a z uwagi na swe antywojenne przekonania, szanowanym zwłaszcza w Anglii. Notabene - jego usymbolizowana postać pojawia się w „Wietrze od wschodu” i bodaj jako jedyna z grona „wysoko urodzonych” nie napotyka na sarkastyczne ostrze krytyki pisarza.

Dość przywołać inną fikcyjną (?) postać z powieści, której Scholtis dał zabawne i zjadliwe miano: Udo Toto von Moto Homo. Ach, nie lubił Scholtis niemieckiej szlachty i arystokracji, obwiniając ją o utratę Śląska, a później nawet o zdradę narodową na rzecz odrodzonej w 1922 r. na tym terenie Polski. Nie lubił też socjaldemokracji za to, że zlekceważyła potrzeby mas robotniczych i chłopskich. I nie miał zaufania do nazistów, a wydał swą najważniejszą powieść na rok przed objęciem władzy przez Hitlera (w powie-ści któraś z postaci groteskowo „hajluje”, zanim jeszcze dobrze echa I wojny nie wybrzmiały!) .

Nie dziwię się więc, że „Ostwind” nie spodobał się brunatnemu reżimowi, ale nie dziwię się również, że - w ówczesnych realiach - „po tej stronie Odry” oceniany był jako antypolski. W sylwetkach Wojce-cha i Dollnego bez trudu odnajdziemy rysy Korfantego i przy-szłego marszałka autonomii śląskiej Konstantego Wolnego. I nie są to postaci sympatyczne. Cóż, 30-letni Scholtis czuł się Niemcem, a ledwie dziesięć lat po podziale Górnego Śląska należał do tych, którzy nadal ubolewali, że ich kraj przecięła „krwawiąca granica”.

Jako pisarz miał wyjątkowego pecha. W latach 30. jego powieść nie mogła odbić się szerszym echem. Skazano ją na niebyt (kolejne wydania ukazały się już po jego śmierci). On też znalazł się na marginesie i właściwie przez większą część życia klepał biedę. Po wojnie nie odnalazł się również w środowiskach ziomkowskich. Chyba nie tylko dlatego, że poważną rolę odgrywał w nich Karl Schodrok (wcześniej: Sczodrok), czołowy publicysta śląsko-niemiecki lat międzywojennych i wojennych, wierny członek NSDAP.

Pomyśleć, że ten redaktor wpływowego „Der Oberschle-sier” wcześniej był nauczycielem wiejskim w Bolaticach i uczył małego Augusta. Czy Scholtis jego właśnie opisuje, jak codziennie w czasie lekcji śpi pijany na biurku i chrapie?

A w ogóle to proponuję czytelnikom, by - po tylu latach! - nie czytać tej powieści, jak „prawdy objawionej” o historii plebiscytu i powstań śląskich. Nie tylko dlatego, że te jej partie, które obciążone są presją czasu i ówczesnym kontekstem politycznym, najsłabiej się bronią. To powieść wyjątkowa, bo wyrywa się z ciasnych ram realizmu. Jest niczym magiczna i rozbita mozaika, która - bez naszej pomocy - nie złoży się w całość.


*Studniówki 2016 Szalona zabawa maturzystów. Zobaczcie, co się dzieje ZDJĘCIA + WIDEO
*Abonament RTV na 2016: Ile kosztuje, kto nie musi płacić SPRAWDŹ
*Horoskop 2016 dla wszystkich znaków Zodiaku? Dowiedz się, co Cię czeka
*Jesteś Ślązakiem, czy Zagłębiakiem? Rozwiąż quiz
*1000 zł na dziecko: JAK DOSTAĆ BECIKOWE? ZOBACZ KROK PO KROKU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!