Mieście, w którym wprawdzie się nie urodził, ale przemieszkał w nim dzieciństwo, młodość i wiele późniejszych lat. Autor złożył ją w większości z drobnych tekstów, gatunkowo rozpiętych między esejem a felietonem, z domieszką tonu, który nadaje jej cechy gawędy literackiej. Tak, tę rzecz dobrze się czyta.
Ba, dobrze... się słucha, bo dobija się z niej pojedynczy głos człowieka, który nie tylko chce zgłębić rozmaite katowickie tajemnice, ale również - po prostu - podzielić się swymi obserwacjami i odkryciami, niechby nawet drobnymi, ale mającymi posmak olśnienia.
Oto bowiem Waniek, wnikliwie studiując stare mapy i niezliczoną ilość razy depcząc po katowickich brukach i zaułkach, doszedł do przekonania, że bieg centralnych ulic zmierzających do miejsca, które kiedyś było Rynkiem, a dziś jest marnym placem nieustannie przez tutejszą władzę "konsultowanym społecznie", nie był przypadkowy.
"Że Nottebohm [planista, zaprojektował centrum miasta - przyp. K.K.] spędził tu co najmniej kilka miesięcy, a dokładniej od równonocy wiosennej aż do równonocy jesiennej, to znaczy od mniej więcej 21 marca do 23 wrze-śnia, naprowadziła mnie obserwacja pewnej astronomicznej prawidłowości - pisze Waniek. - Zaczęło się od tego, że w roku 1975 każdego dnia - o ile tylko była sprzyjająca pogoda - wykonywałem zdjęcia zachodów słońca (...).
Właśnie tym zdjęciom zachodzącego słońca zawdzięczam odkrycie, którym dzieliłem się z przyjaciółmi. A mojego syna, gdy już miał dziesięć lat czy coś koło tego, przywiozłem specjalnie z Warszawy, by mu to pokazać. Był chyba koniec marca lub początek kwietnia i z katowickiego Rynku mógł zobaczyć, jak zachodzi słońce w szparze ulicy Mickiewicza. Coś podobnego - ale to w sierpniu lub wrześniu - widać w świetle ulicy 3 Maja (...).
Chodzi o to, że te dwie ulice - Mickiewicza i 3 Maja - niegdyś Schneiderstraße i Grundmannstraße, biegnące od Rynku na zachód, są regularnymi, prostymi jak strzała wskazówkami astronomicznego zegara. Ich projektant - właśnie Nottebohm - najpierw dokładnie sprawdził, w którym punkcie horyzontu zachodzi słońce wiosną, a w którym jesienią. Później wziął kompas, przyłożył ślepą linijkę, wykreślił je na rajzbrecie i basta. W ten sposób Rynek katowicki stał się poniekąd zegarem (czy raczej kalendarzem) słonecznym, a środek Katowic otrzymał ścisłą orientację astronomiczną i miasto rozkwita jak słoneczny poemat (...)".
Albo jak "nostalgiczny poemat" - powie Waniek w innym miejscu, odnosząc nadzwyczaj krótkie dzieje te-go miasta do własnej biografii i przypominając, że jeszcze jakieś 150 lat temu o dzisiejszą ulicę Poniatowskiego opierała się granica lasu, rachityczne resztki nieodległej Puszczy Pszczyńskiej. Co jeszcze dziwniejsze, wioska Katowice (Kattowitz) rozłożyła się wśród kilku, a nawet kilkunastu stawów i stawików, których całkiem spore dna to dzisiejszy Rynek, place Andrzeja i Wolności.
Fascynująca jest ta wędrówka między wcale nie tak odległymi laty a współczesnością, która dla Wańka nie oznacza bynajmniej XXI wieku. On, siłą swej pamięci i nostalgii, niejako zatrzymuje czas, proponując nam, abyśmy zobaczyli Katowice powojenne - z Dworem Marii, folwarkiem i parkiem zamkowym Wincklera zamiast Ronda, Spodka i hotelu "Katowice". Przede wszystkim zaprasza nas na "swoją" ulicę Młyńską, szukając jej dawnych mieszkańców - Niemców, Polaków, Żydów, Ślązaków.
Lecz Waniek jest nie tylko nostalgiczny. Także - gdy trzeba odnieść się do rzeczywistości post- i socjalistycznej - zgryźliwy i przekorny. Niejednoznaczny. Jak tytuł tej książki: "Katowice - blues albo Kattowitzer polka". Serdecznie polecam. Lada chwila, za sprawą wydawnictwa "Śląsk", powinna pojawić się w naszych księgarniach. Polecam ją nie tylko mieszkańcom Katowic. Nawet nie tylko tzw. rodowitym Ślązakom. Raczej, by zacytować słowa samego Wańka z jednego z wywiadów prasowych, tym wszystkim, "którzy tutaj czują się jak u siebie, bo w jakiś sposób weszli w duchowy sojusz z miejscem, gdzie żyją".
"Katowice Henryka Wańka" - to tytuł kolejnego wieczoru z cyklu "Górny Śląsk - świat najmniejszy", który rozpocznie się w poniedziałek o godzinie 19.30 w chorzowskim Teatrze Rozrywki. W promocji książki "Katowice - blues albo Kattowitzer polka" poza autorem udział weźmie m.in. Wojciech Stolorz, aktor "Rozrywki".
"Dziennik Zachodni" jest patronem medialnym spotkania.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Oddano hołd ofiarom Zbrodni Katyńskiej. Złożono wieniec na grobie Kazimierza Sabbata
- Szef MSZ: Albo Rosja zostanie pokonana, albo będzie stała u naszych granic
- Lecisz do Londynu? Uważaj. Na słynnym lotnisku rozpoczynają się strajki
- Niedziela była wspaniała. A jaki będzie poniedziałek? Sprawdź prognozę pogody