Sklepy, szczególnie mięsne, pustoszeją, robotnicy strajkują o wolność, ale też o kiełbasę. Każda gospodyni domowa poluje na cokolwiek do zjedzenia. Nikt, przy zdrowych zmysłach z młodej załogi, nie spodziewał się rarytasów w marynarskiej messie. Tymczasem za sprawą okrętowego kucharza (kuka) Zdzisława, jakbyśmy znaleźli się w innym kraju. Na posiłki podawał nam schabowe, kurczaki, devolaye, szynkę z Baltony, prawdziwe parówki, wyborne pasztety, nutellę wówczas znaną nam tylko z peweksowskich witryn, a na deser codziennie własnoręcznie pieczone ciasto. Szok?
CZYTAJ KONIECZNIE:
Kolekcjonerzy wakacyjnych wrażeń SŁONECZNYCH STRON DZIENNIKA ZACHODNIEGO
Chyba rozpracowaliśmy tajemnicę kuchni (kambuza) na "Zawiszy". Otóż kuk Zdzisław, wcześniej całe lata pracował na włoskich statkach wycieczkowych. Wrócił do Polski i prawdopodobnie nie zauważył, że mamy kryzys. Pewnie dlatego karmił nas jak swoich pasażerów na włoskim wycieczkowcu. Tajemnicą niezbadaną pozostanie, skąd on brał te deficytowe towary. Za rok znów pływałem na "Zawiszy". Niestety, kucharza Zdzisława już tam nie było, a jakość posiłków nie różniła się zasadniczo od menu kiepskiego baru mlecznego.
Smażone dorsze, jk wiadomo najlepiej smakują w nadmorskiej smażalni. Bo, przynajmniej turyści w to wierzą że, są świeże. Ale świeższe mogą być tylko dorsze prosto z rybackiego kutra. Wracaliśmy jachtem "Leonid Teliga" z dość sztormowego rejsu na Bornholm. Pech chciał, że dwie mile przed portem w Kołobrzegu zepsuł nam się silnik, a jak wiadomo, na żaglach do portu wpływać nie można, bo zabrania tego prawo. Złapaliśmy więc "stopa", czyli rybacki kuter, który wziął nas na hol i bezpiecznie wprowadził do przystani. Ale taka usługa kosztuje. Z szyprem szybko ustaliliśmy cenę: butelka wódki a jakże "Bałtyckiej".
Czasy nadal były podłe, rok 1986, więc alkohol na kartki stanowił twardą walutę. Już w porcie okazało się, że rybacy mają do zaoferowania świeżutkie dorsze : cena za wiadro ryb taka sama, jak za usługi holownicze. Warto było. Tak smacznego dorsza nie jadłem nigdy później, mimo że przyrządzony był na najprostszy z możliwych sposobów.
Podobna przygoda przydarzyła mi się 15 lat później na Morzu Egejskim. Po trzydniowym sztormie nasz jacht Oceanis "Anna" nadawał się do remontu kapitalnego: zniszczone żagle, unieruchomiony silnik, innych strat w sprzęcie nie zliczysz. Neptun nie był łaskawy. Z pomocą przyszedł nam grecki kuter i doholował nieszczęsną "Annę" do portu na wyspie Kythnos. Jednak grecki szyper, zwietrzył okazję do zrobienia interesu życia i za pomoc zażądał jakichś kosmicznych pieniędzy. Sprawa oparła się o policję, niestety chciwiec dostał swoje.
Tuż po incydencie ten sam Grek, jakby nic się nie stało, siłą zaciągnął nas do swego kutra. A tam na stole świeżutkie kalmary, sery, oliwki, smażony tuńczyk. Do tego wszystkie wina Hellady. Rozstaliśmy się nad ranem w przyjaźni, jednak ze świadomością, że za tą kolację zapłaciliśmy wysoki rachunek.
*Marsz Autonomii 2012 ZDJĘCIA, WIDEO, OPINIE
*Wielki koncert Guns N'Roses w Rybniku ZOBACZ ZDJĘCIA, WIDEO
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?