Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolekcjonerzy wakacyjnych wrażeń: Nie ma to jak na... obozie

Piotr Sobierajski redaktor-dziennikarz od. Zagłębie
arc
O warte wspomnień wakacyjne wrażenia można zadbać na wiele sposobów: wykupić gwarantowany podczas zagranicznych wojaży pakiet licznych atrakcji, wybrać się w mniej lub bardziej znane zakątki naszego kraju (a tych przecież nie brakuje) albo po prostu zebrać paczkę znajomych i wyskoczyć gdzieś nad wodę lub w góry.

Dla wielu z Was, podobnie jak dla mnie, jednymi z najcenniejszych letnich wspomnień są te z czasów młodości. Wtedy wszystko wyglądało inaczej, inaczej smakowała wakacyjna laba. Bo wypoczynek dzieci i młodzieży ważnym elementem całego systemu był. Koniec i kropka. I były też obozy i kolonie. I to taaaakie długie.

Cykl KOLEKCJONERZY WAKACYJNYCH WRAŻEŃ czytaj tutaj

Raczej nie zapomina się pierwszych kolonii, a że miałem wtedy 10 lat, to trzytygodniowy wyjazd do Polanicy Zdroju był nie lada wyzwaniem. Jak sobie poradzę? Jak to będzie - zastanawiałem się. I było świetnie! Chłonąłem górskie, jakieś takie dziwne kształty Gór Stołowych, z zaciekawieniem zaglądałem do Kaplicy Czaszek w Czermnej. I wszystko byłoby ok, gdyby nie… lody, które sprezentowali nam opiekunowie. Sanepid nie zdążył zamknąć na czas lodziarni u stóp górskich szczytów, a że z czystością bywało wtedy różnie, to też wszyscy się mocno struliśmy. A potem tylko kaszka manna i kaszka manna….

Całkiem miłe wspomnienia przywiozłem też z ówczesnej Czechosłowacji, a konkretnie z Jahodnika. Gdzie to jest? 60 km od Bratysławy, środek lasu i całe mnóstwo campingów - czyli jak to się ładnie nazywało "Pionierski Tabor". Byłem tam na obozie trzy razy. I nie znudziły się ani piesze, górskie wycieczki, ani zwiedzanie pobliskiej jaskini, ani nocny marsz przez las, kiedy straszyli nas opiekunowie przebrani za "coś wampirycznego". Ani też zawody sportowe, w których rywalizowaliśmy z rówieśnikami z Czechosłowacji, ZSRR czy NRD. Aha. I do szczęścia wystarczyły wszystkim jedne "Potraviny" na skraju lasu. Ważne, że były w nich "Lentilky".

No i na koniec Bułgaria. Szerokie plaże. Zawsze ciepło, słonecznie. Ale tak jest w wielu miejscach w Europie. Za to mnóstwo soczystych i słodkich owoców w połowie lat 80. minionego stulecia, to już było coś. Nie mogłem jednak pojąć, jak ktoś może jeść takie wąsate, czerwone stworzonka, sprzedawane w "tytkach" po lekkim tylko przyrządzeniu. A te właśnie gotowane raki oferowano niemal na każdym rogu ulicy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!