Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komunia i list do Stalina. Felieton Marka Szołtyska, historyka i znawcy Śląska

Marek Szołtysek
Teofil Basista (z prawej) wraz z mamą i bratem podczas swej pierwszej Komunii Świętej. Zdjęcie z maja 1952 roku
Teofil Basista (z prawej) wraz z mamą i bratem podczas swej pierwszej Komunii Świętej. Zdjęcie z maja 1952 roku arc
Uroczystość Pierwszej Komunii Świętej to zazwyczaj dla dzieci czas bardzo radosny. Były jednak takie okresy w naszych dziejach, że dzień ten dzieci wspominały później ze łzami w oczach.

Gdy przykładowo moja mama szła do Komunii, to była okupacja niemiecka w czasie drugiej wojny światowej. Jej ojciec a mój dziadek za pracę w przedwojennej polskiej Straży Granicznej – był w obozie w Auschtwitz. Uroczystość więc w domu była bardzo skromna. Był tylko kołocz z posypką a białe buty mamie babcia uszyła sama. Nie ze skóry, ale z białego płótna. Były to więc buty biedy, jednorazowe? Może kilkurazowego użycia. Ale w końcu mój dziadek uciekł z tego obozu i wojna w mojej rodzinie skończyła się bez jeszcze większej tragedii.

Natomiast o wiele gorszą sytuację miał z Pierwszą Komunią inny młody Ślązok, Teofil Basista. A zdarzyło się to około 70 lat temu już po wojnie, choć cała historia zaczyna się jeszcze w latach okupacji. Otóż ojciec Teofila był zwykłym robotnikiem, stolarzem, który jako Ślązok, został przymusowo powołany do niemieckiej armii, do Wehrmachtu. Niestety było to wtedy w naszym regionie zjawiskiem powszechnym. Ojciec naszego Teofila walczył między innymi na froncie wschodnim, gdzie dostał się do rosyjskiej niewoli i w obozie pracował przy budowie baraków. Jednak rodzina, czyli Teofil, jego mama i brat, przez kilka lat nie znali losu ojca, aż w 1947 roku dostali list z Niemiec od frontowego kolegi – Rudiego Hartmanna, który cudem przeżył. Była więc nadzieja na powrót męża i ojca. Mijały jednak kolejne cztery lata i Teofil przygotowywał się do swojej Komunii. Miał nadzieję, że ojciec do tego czasu wróci. Wówczas w atmosferze tęsknoty i oczekiwania, chłopak w tajemnicy przed rodziną napisał list do Stalina, ulegając ówczesnym propagandowym kłamstwom o „dobrym Stalinie”.

List ten – jak opowiadał mi osobiście Pan Teofil - był napisany po śląsku, mniej więcej tak: „Generalissimusie Stalinie. Bydźcie tak dobrzi i wypuście ze waszego ruskigo haresztu moigo łojca, bo chciołbych go mieć na swoij Piyrszyj Komunii /…/”. Na kopercie zaś Teofil napisał: „Generalissimus Józef Stalin, Moskwa„ Podał też adres nadawcy, przykleił znaczek i kopertę wrzucił do skrzynki na poczcie w Rybniku-Paruszowcu, gdzie wówczas mieszkał z mamą Reginą i starszym bratem Zygmuntem. Co się działo dalej? Ojciec nigdy z Rosji nie wrócił, a za to mały Teofil z mamą dostał wezwanie na „komunistyczną” milicję. Musieli więc pójść na komisariat do Ratusza przy rybnickim Rynku. Tam na oczach przerażonej mamy przesłuchiwało go czterech funkcjonariuszy-bandytów PRL. Jedni trzymali matkę a drudzy chłopca bili pięściami i kopali. Stracił przytomność. Po wszystkim matka zaniosła go do domu na rękach. Wyzdrowiał. Wiosną 1952 roku poszedł do Komunii. Ojciec Teofila – Wilhelm Basista (rocznik 1909) nigdy z Rosji nie wrócił i nie wiadomo gdzie jest pochowany.

Nie przeocz

Zobacz także

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera