Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

List do DZ: Kilof, łopata i młot - takie były narzędzia górników

Zenon Grzelak, Bytom
arc.
Jestem emerytowanym górnikiem od 1 marca 1985 r., mam obecnie 81 lat. Przepracowałem na kopalni Wujek 28 miesięcy, gdzie zostałem przymusowo wcielony jako niebezpieczny dla ówczesnej władzy. Po wysłużeniu tych niewolniczych lat, wróciłem w swoje rodzinne strony, ale po paru miesiącach przyjechałem z powrotem i podjąłem pracę w kopalni Dymitrow (obecnie Bobrek Centrum).

Przeszedłem wszystkie zawodowe szczeble: od niewolnika, górnika, górnika strzałowego, ratownika, a skończyłem na sztygarze zmianowym. Piszę, bo jestem oburzony artykułem "Przywileje górników warte miliardy złotych". Czy są to tak duże przywileje, że nasze państwo i cały resort górniczy bankrutuje? Czy nie mają większych przywilejów nasi posłowie i cały resort sprawiedliwości? Jestem przekonany, że mają większe przywileje i uposażenie jak górnik, tylko nic się nie pisze i nie podaje do publicznej wiadomości, bo oni mają władzę.

Resort górniczy bankrutuje, ale nie z powodu tych przywilejów, tylko źle jest zarządzany przez naszą władzę, która nie umie i nie potrafi się znaleźć obecnie na rynku. Takie małe Czechy kupują od nas kopalnie i dalej wydobywają węgiel, a ludzie mają pracę i zarobki.

CZYTAJ WIĘCEJ LISTÓW DO REDAKCJI DZIENNIKA ZACHODNIEGO

Nasz adres: "Dziennik Zachodni" Media Centrum, ul. Baczyńskiego 25a, 41-203 Sosnowiec
Adres mejlowy: [email protected]

Zgadzam się, że tych przywilejów obecnie jest za dużo, i że się one bardzo rozrosły. Za moich czasów nie było ich tak dużo. Ja przepracowałem pod ziemią 31 lat i mam emeryturę 3.200 zł. Czy jest ona tak duża? Pracowałem na okrągło, tzn. ile dni w miesiącu, tyle się pracowało, i nie 8 godzin, a po 12, a nawet 24 godziny. Oto przykład. Gdy pewnego dnia nie zrobiłem planowanego wydobycia, to naczelny inżynier [imię i nazwisko do wiad. DZ - przyp. red.] rozkazał mi zostać na drugą zmianę. Po paru godzinach dzwonię do niego, że jest to bez sensu, abym tu siedział. Odpowiedział mi w ten sposób, że mam tu siedzieć, aż się ze... Taka była odpowiedź.

Po paru dniach była awaria przenośnika sieciowego na pier-wszej zmianie. Ja ze swoją załogą zjechałem na drugą zmianę. Razem z nami zjechał wspomniany naczelny inżynier. Stanął na napędzie głównym i przyglądał się naszej pracy mimo ostrzeżeń, że jest tu niebezpiecznie. W pewnym momencie przyszedł opad kamienia i rzucił go na przenośnik. I tak skończyła się jego kariera. Ja się nie ze..., a on został kaleką z własnej woli.

Przepraszam za słowa, ale tak mi naczelny inżynier odpowiedział. Takich przywilejów, jak wyliczone w tekście DZ, nie było za moich czasów. Była tylko praca i jeszcze raz praca ponad siły, bo w tamtych czasach nie było żadnej mechanizacji - był tylko kilof, łopata i młot. Była oczywiście garstka ludzi, którzy jedli, pili i bawili się, a nie pracowali, ale byli to przeważnie ludzie z tzw. aktywu polityczno-partyjnego. Wszystko to, co przedstawiłem, jest prawdziwe, bo przeszedłem to wszystko podczas mojej pracy. (JJ)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!