Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mecz Polska - Anglia 2:0. 40 lat minęło [HISTORIA DZ]

Aldona Minorczyk-Cichy
40 lat temu nasze Orły pokonały Anglię 2:0. Kto strzelił pierwszego gola: Jan Banaś czy Robert Gadocha? Śląskie gazety nazajutrz po meczu przypisały bramkę piłkarzowi Górnika Zabrze, warszawskie - Gadosze. Jan Banaś, kiedyś chluba polskiej i śląskiej piłki, mieszka w pobliżu stadionu Górnika Zabrze. Niemal każdego dnia przychodzi na ul. Roosevelta i obserwuje robotników modernizujących trybuny. Wspomina czasy, kiedy biegał po murawie za piłką. W tym mecz sprzed 40 lat - Polska - Anglia na Stadionie Śląskim.

Te historyczne zmagania drużyny Kazimierza Górskiego oglądało według jednych źródeł - 90 tysięcy osób, według innych - nawet 130. Wygrana 2:0 przybliżyła "Orły Górskiego" do awansu do mistrzostw świata w 1974 roku. Ale nie Banasia. Jemu życie napisało inny scenariusz.

Banaś czy Gadocha? Wierzymy, że Banaś!

Pierwszego gola 6 czerwca 1973 roku zapisano na konto Roberta Gadochy. W 7. minucie po jego rzucie wolnym, po którym pod bramką angielską było niesamowite zamieszanie, piłka wylądowała w siatce. Tak opisywały to 40 lat temu warszawskie gazety. Wspominano też o ewentualnym samobójczym rykoszecie kapitana Bobby'ego Moore'a. Śląskie gazety nie miały wątpliwości - strzelił Jan Banaś i kropka.

Z trybun w 1973 roku mecz obserwował Stanisław Bartosik, dzisiaj redaktor "Dziennika Zachodniego", fan piłki nożnej: - To Banaś strzelił gola. Nie mam najmniejszych wątpliwości. I nie miałem ich także 40 lat temu.
Drugą, przesądzającą o zwycięstwie bramkę zdobył Włodzimierz Lubański. Ale został też zniesiony z boiska po brutalnym faulu Roya McFarlanda.

Jan Banaś chętnie wspomina ten dzień, choć nie ukrywa żalu do Gadochy: - Nie przyznał się, że to nie on strzelił. To nie był dobry kolega.

Dodaje: - Z powodu politycznej kontuzji, czyli zakazu gry w Niemczech, ominęły mnie wtedy dwie wielkie imprezy. Może w 1974 roku na Mistrzostwach Świata bym nie grał, bo Grzegorz Lato był świetny, ale w 22-osobowej kadrze powinienem być. Za to w 1972, roku olimpijskim, byłem w wielkiej formie. Z Bułgarią w eliminacjach zagrałem najlepszy mecz w kadrze. Strzeliłem dwa gole i miałem asystę. To była kluczowa wygrana w walce o awans na olimpiadę w Monachium. Zostałem jednak w domu, obie imprezy widziałem w telewizji. Na igrzyskach straciłem medal i jak się później okazało, także emeryturę olimpijską. To dla mnie nadal trudne. Nie biedowałbym teraz. Wszystko przez jedną głupią decyzję.

Polityczna kontuzja, czyli przykre skutki ucieczki

Pierwotnie jego nazwisko brzmiało Heinz-Dieter Banas. Matka Ślązaczka poznała podczas II wojny światowej we Lwowie niemieckiego żołnierza Wehrmachtu Paula Helminga. Owocem owego burzliwego związku był mały Heinz-Dieter. Urodził się w marcu 1943 roku w Berlinie.
- Mama pojechała tam za ojcem. Na miejscu okazało się jednak, że Helming to oszust, na dodatek żonaty. Mama przeczekała trudne chwile u ciotki i po pół roku wróciła ze mną na Śląsk, do domu. Przez 23 lata byłem przekonany, że jestem sierotą. Matka kazała mi się modlić za duszę ojca - wspomina Banaś. O tym, że ojciec żyje przekonał się wiele lat później, kiedy był już wziętym piłkarzem. Od małego rwał się do piłki. W 1959 roku grał już w Zrywie Chorzów. Na boisko w juniorskiej reprezentacji kraju wybiegał razem z Antonim Piechniczkiem i Zygfrydem Szołtysikiem. W 1962 roku dostał propozycję gry w Polonii Bytom. Kupiono go za 14 par dobrych butów i trochę sprzętu sportowego. To było coś, bo w sklepach pustki.

Dla Polonii był to świetny interes. Banaś grał jak marzenie. Prawy pomocnik, mistrz sztuczek, doskonała intuicja i technika, dynamiczny - tak go opisywały ówczesne gazety.

Pewnego dnia, kiedy miał 23 lata, w bytomskim klubie zadzwonił telefon. Męski głos w słuchawce informował Jana Banasia, że... jest jego ojcem.

Uwierzył ojcu i drogo za to zapłacił

Ojciec chciał nawiązać kontakt, pomóc. Pisał listy i namawiał na przyjazd do Niemiec. Paul Helming był skarbnikiem w drugoligowym klubie Hoff i obiecywał synowi, że znajdzie mu dobry klub w RFN. Trzy lata później (1966 rok) Polonia jechała do Szwecji na mecz z IFK Norrkoeping. Banaś wraz z kolegami, Norbertem Pogrzebą i Konradem Bajgerem, spotkał się tam z ojcem. Zapada decyzja: nie wracają do Polski, pozostają na Zachodzie.

- Zwyczajnie mnie przekabacił. A ja jak głupi uwierzyłem, bo to w końcu ojciec. Pewnego dnia przy obiedzie dał mi kartkę po niemiecku i kazał podpisać. Nie znałem tego języka, ale zobaczyłem "10 procent". Zacząłem dopytywać. Wkurzył się i potargał ją. Achim Pogrzeba pozbierał po cichu te skrawki i schował do kieszeni. Później złożyliśmy je do kupy. Okazało się, że ojciec chciał 10 proc. od każdego przyszłego transferu. Chciał na mnie zarobić - opowiada Banaś. Pomógł mu szef ojca, ale nie mógł grać. Dostał zakaz od FIFA - 2 lata. Był zrozpaczony. Zaczął korespondować z prezesem Polonii. W końcu dostał polecenie: "wracaj".

Gen. Ziętek pomógł, ale mistrzostwa diabli wzięli

Do klubu jechał z duszą na ramieniu. Za zdradę, ucieczkę komunistyczne władze mogły go na długie lata wsadzić za kratki. Ale los chciał inaczej.

- W Polonii powiedzieli, że mam jechać do Katowic, na spotkanie z wojewodą gen. Jerzym Ziętkiem - wspomina Banaś.

Do gabinetu "Jorga" wszedł na gumowych nogach.

- Coś ty pieronie nawywijoł? - usłyszał. - Już się teraz nie martw, chłopie. Masz trenować i strzelać gole. Każdy ma jakiś feler. Ja też. A największy, że się z moją starą ożeniłem - dodał gen. Ziętek.

Banaś strzelał bramki najlepiej, jak umiał. Po trzech miesiącach od przyjazdu już w lidze. Największym sukcesem Górnika Zabrze był jednak awans do finału Pucharu Zdobywców Pucharów w sezonie 1969/70, gdzie zabrzanie zmierzyli się z Manchesterem City - na stadionie w Wiedniu Górnik przegrał 1:2. Na 22 gole - w drodze niemal na sam szczyt - aż cztery strzelił Banaś!

Był i minus: tzw. kontuzja polityczna, czyli bezwzględny zakaz gry w Niemczech. Z powodu tej kary piłkarza ominęły igrzyska w 1972 roku i dwa lata później mistrzostwa świata. Ojcu krzywdy nie zapomniał. Zmienił nazwisko.

Grał na największych stadionach świata

- Już nie byłem Heinzem-Dieterem Banasem, tylko po prostu Janem Banasiem. Zerwałem ostatnią więź z ojcem. Nie chciałem mieć z nim nic wspólnego. Najpierw oszukał matkę, potem mnie - podkreśla. Nigdy potem już nie widział Helminga. Wie tylko, że zmarł ponad 15 lat temu.
Banaś tak naprawdę nie mógł narzekać. Dzięki piłce zwiedził cały świat. Za mecz na legendarnej brazylijskiej Maracanie, jednym z największych stadionów świata, Banaś dostał 15 dolarów. Tymczasem z trybun grę Polaków podziwiały 184 tys. widzów.

- Ale jakoś sobie radziliśmy. Po prostu szmuglowaliśmy, co się dało. Wódkę, kryształy, krem nivea - wspomina.
Jego pasją były kobiety i szybkie samochody. A może w odwrotnej kolejności?

- Ten czerwony ford mustang… - rozmarzył się Banaś.

W latach 70. było to jedno z pięciu takich aut w kraju. Drugim jeździł Władysław Grotyński, bramkarz Legii Warszawa. Banaś swoją maszynę kupił od sztygara, który z kolei sprowadził ją wprost ze Stanów Zjednoczonych. Piłkarz zapłacił za mustanga równowartość dwuletniej pensji w Górniku.

Po zakończeniu gry w Górniku grał w USA, Meksyku, Francji, ale to już inna historia.

Jan Banaś to historia naszej piłki

Z wykształcenia górnik, ale na dół do kopalni nigdy nie zjechał. Na boisku prawoskrzydłowy.
Karierę piłkarską zaczynał w AKS Mikołów. W 1959 r. przeszedł do Zrywu Chorzów, uzyskując powołanie do ju-niorskiej reprezentacji Polski, gdzie grał razem z m.in. Zygfrydem Szołtysikiem i Antonim Piechniczkiem. Karierę ligową zaczął w 1962 w Polonii. W 1969 przeszedł do Górnika Zabrze, w barwach którego zdobył 2 tytuły mistrza Polski (1971, 1972) i trzy Puchary Polski (1970, 1971, 1972). W Górniku rozegrał 170 oficjalnych meczów, w tym 124 w ekstraklasie i 20 w pucharach europejskich. W 1975 zakończył karierę w Górniku i wyjechał za granicę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!