Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Smolorz pisze o istocie sporu w sprawie Alicji Tysiąc

Michał Smolorz
Każda ze stron może być niezadowolona z orzeczenia, może mieć subiektywne poczucie niesprawiedliwości, ale nie wolno w praworządnym państwie kwestionować prawomocnego wyroku, a tym bardziej imiennie odsądzać sędziego od czci i wiary - pisze Michał Smolorz.

Dwa razy do roku na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach odbywają się dni skupienia dla ludzi mediów. Pożyteczne to spotkania, bo - niezależnie od wyznawanego światopoglądu - formułowane tam przemyślenia związane z etyką i posłannictwem zawodowym, mają charakter uniwersalny.

Minionej soboty otrzymaliśmy tam dwa ważne przesłania. Najpierw każdy odebrał skopiowany artykuł pt. Wymiary Sprawiedliwości, autorstwa Artura Bazaka z Rzeczpospolitej (z 12 marca 2010 roku). Tekst jest komentarzem do niedawnego wyroku sądowego nakazującego redaktorowi naczelnemu Gościa Niedzielnego przeproszenie Alicji Tysiąc oraz zadośćuczynienie doznanej krzywdzie.

Drugim ważnym przekazem sobotniego spotkania było słowo wstępne wygłoszone przez ks. dr. Arkadiusza Wuwera, socjologa i etyka, wielkiego przyjaciela ludzi mediów. Mówca trafnie wypunktował główne grzechy popełniane przez współczesnych polskich dziennikarzy.

To kaznodziejskie napomnienie - samo w sobie ważne i słuszne - w zadziwiający sposób zderzyło się z treścią wręczonego nam artykułu i w ogóle z debatą wokół wyroku w sprawie: Alicja Tysiąc - Gość Niedzielny. W tej kwestii jesteśmy ofiarami wielu dziennikarskich wykroczeń - niestety - po obu stronach ideologicznej barykady.

O co chodzi w tym sporze

Długo unikałem zabierania głosu na ten temat, bo nie ma tu dobrych i jednoznacznych rozwiązań. Jeśli w końcu formułuję garść przemyśleń, to zastrzegam: mój głos nie dotyczy aborcji, nie dotyczy postaci głównej bohaterki, nie komentuje treści wyroków sądowych, jakie na jej rzecz zapadły. Dotyczy manipulowania informacją i kilku innych dziennikarskich nadużyć.

Pierwsza manipulacja przeinacza samą istotę sporu i wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Alicja Tysiąc przeciwko Polsce. Od początku luminarze prawa konsekwentnie informują i napominają: to nie był spór o prawo do aborcji i nie o nim Trybunał orzekał. To był spór o niedbałość polskiego prawodawcy, o brak czytelnej procedury prawnej. I tylko za tę niedbałość, za kiepskie polskie prawodawstwo Alicja Tysiąc otrzymała odszkodowanie.

Mimo napomnień prawników, wciąż czytamy o rzekomym odszkodowaniu za odmowę aborcji. Także ks. Marek Gancarczyk w swym spornym artykule napisał, że "Alicja Tysiąc otrzyma 25 tys. euro odszkodowania plus koszty postępowania za to, że nie mogła zabić swojego dziecka".

Ta manipulacja ma wymiar i skutki salwy artyleryjskiej, ukazuje bowiem strasburski trybunał jako antypolską mafię proaborcyjną - czym przecież nie jest.

Między karą a zadośćuczynieniem

Druga manipulacja polega na fałszowaniu istoty wyroku polskiego sądu w sporze pomiędzy Alicją Tysiąc a redakcją Gościa Niedzielnego. Katowicki tygodnik i jego stronnicy konsekwentnie mówią i piszą o rzekomym skazaniu ks. Gancarczyka na dotkliwą karę, robi to też dziennikarz Rzeczpospolitej w dostarczonym nam artykule.

Tymczasem żadnego skazania i żadnej kary nie było. Pojęcia winy, skazania i kary występują wyłącznie w procesie karnym, w którym sądzi się sprawców przestępstw określonych w kodeksie. Żaden oskarżyciel (ani publiczny ani prywatny) nie oskarżył o nic księdza redaktora, nie zapadł żaden wyrok skazujący i nie orzeczono żadnej kary.

Spór był wyłącznie cywilny i toczył się o szkodę w dobrach osobistych powódki, zaś wyrok jedynie nakazuje zadośćuczynienie doznanej krzywdzie. Konsekwentne używanie pojęcia rzekomego skazania na karę jest obliczone na wywołanie wrażenia represji karnych na wzór tych z czasów PRL-u. Katolicyzm dokładnie rozróżnia karę za grzechy od obowiązku zadośćuczynienia, więc nie udawajmy, że nie wiemy o co chodzi.

Powaga rzeczy osądzonej

Jest wreszcie problem uszanowania zasady res iudicata pro veritate habetur (sprawę osądzoną uważa się za prawdę).

Każda ze stron może być niezadowolona z orzeczenia, może mieć subiektywne poczucie niesprawiedliwości, ale nie wolno w praworządnym państwie kwestionować prawomocnego wyroku, a tym bardziej publicznie i imiennie odsądzać sędziego od czci i wiary oraz przypisywać mu jakichś niegodziwych intencji.

Dotyczy to zarówno wyroku, jaki zapadł w Strasbourgu, jak i tego orzeczonego w Katowicach. Ks. Marek Gancarczyk tą żelazną regułą wzgardził, publicysta Rzeczpospolitej kontynuuje niechlubne dzieło.
Sędzia nie tworzy prawa, lecz je wykonuje, w jego granicach orzeka, uosabia majestat Europy lub państwa polskiego, więc publiczne poniewieranie go jest w najwyższym stopniu naganne. A przyrównanie sędziów do hitlerowskich zbrodniarzy, głęboko emocjonalne i nieprofesjonalne, narusza wszelką tolerancję i reguły debaty publicznej - niezależnie od tego, jak słuszne byłyby racje moralne autora.

Ks. Gancarczyk - jako kapłan i jako publicysta - ma swoje prawa i wolności, również Alicja Tysiąc ma swoje obywatelskie prawa i wolności. Kiedy te prawa i wolności znalazły się w konflikcie, sąd je tylko rozgraniczył i to rozgraniczenie każda ze stron powinna uszanować.

Prawo, które legło u źródeł wyroku w sprawie przeciwko Gościowi Niedzielnemu, zostało ustanowione demokratycznie, z zachowaniem wszystkich standardów, także z udziałem katolickich deputowanych. Nie można dziś tego prawa kontestować tylko dlatego, że stanęło na drodze naszym osobistym racjom i poglądom. Jeśli uznamy, że sąd sądem a sprawiedliwość musi być po naszej stronie, to znaczy, że rok 1989 i upadek PRL-u był niepotrzebny.

Szacunek dla człowieka

Autorytety Kościoła konsekwentnie powtarzają, że potępiać trzeba zło, a nie człowieka. Uczynił to także w ostatnim liście pasterskim (bardzo wyważonym i stonowanym, co należy docenić !) arcybiskup metropolita katowicki ks. Damian Zimoń.

Niestety, wcześniej stało się, co się stało: redaktor naczelny Gościa Niedzielnego publicznie napiętnował Alicję Tysiąc i temu nie da się zaprzeczyć ani czymkolwiek usprawiedliwić.
Artur Bazak na łamach Rzeczpospolitej robi de facto to samo, choć daleko bardziej profesjonalnie, bez emocji, za to z nieskrywaną pogardą dla adwersarzy: Czekam na to, aż polskie feministki razem z młodymi pryszczatymi lewicy, wspólnie z katolickimi dysydentami, którzy porzucili stan kapłański, popijając szampana w jednej ze swoich modnych knajp, wpadną na pomysł napisania alternatywnej historii chrześcijaństwa, w której dzieciobójstwo będzie przejawem wrażliwości wobec uciemiężonych przez mężczyzn kobiet.

Trzymajmy się zatem - wszyscy razem - reguł, o które apelujemy. W imię tych reguł błagam też na koniec: proszę mi nie przyklejać łatki zwolennika aborcji, wroga Kościoła lub Gościa Niedzielnego. Alicja Tysiąc nie jest moją bohaterką, podobnie jak stojący za nią wielobarwny tłum; nie podzielam ich poglądów ani systemu wartości.

Pragnę tylko, aby dziennikarskie reguły, które stały się meritum ostatniego dnia skupienia, stosować jednakowo do wszystkich stron tego sporu i nie posługiwać się po cichu narzędziami, które oficjalnie uznajemy za niemoralne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!