Mieszkaniec Wodzisławia młotkiem zaatakował żonę

Nie mogą zapomnieć o rodzinnej awanturze, która cudem nie zakończyła się tragicznie. - Było o krok od najgorszego. Kobieta może mówić o szczęściu, że uszła z życiem - mówi nam pani Anna, mieszkanka osiedla 26 Marca. - To jest dobra kobieta. Niestety związała się ze zwyrodnialcem, który ją bił i terroryzował. W końcu musiało dojść do tragedii - dodaje.

52-letni mieszkaniec Wodzisławia Śląskiego, który z młotkiem napadł w mieszkaniu na swoją 52-letnią żonę, jest już za kratkami. Sąd zastosował wobec niego tymczasowy areszt. Mężczyźnie może grozić nawet dożywocie. Do dramatu doszło wieczorem, w jednym z mieszkań, mieszczących się przy ul. 26 Marca.

- 57-letni mężczyzna pod nieobecność innych domowników zaatakował swoją żonę, zadając jej uderzenia młotkiem w głowę. Gdy kobieta się broniła, doszło także do złamania jej palców, ale dzięki temu pewnie przeżyła. O całym zdarzeniu poinformowali nas sąsiedzi, którzy zaniepokojeni krzykami i głośną awanturą udali się do mieszkania, z którego dochodziły krzyki. W międzyczasie wezwali na pomoc funkcjonariuszy - mówi młodszy aspirant Marta Czajkowska, rzeczniczka wodzisławskiej policji.

- Krzyki, jakie można było usłyszeć z mieszkania, były nie do zniesienia. Sąsiadka błagała o litość, ale jej mąż nie miał skrupułów. Wyglądał tak, jakby działał w amoku. Wszystkiemu winien był także alkohol, bo to był zawsze typ człowieka, który lubił sobie wypić - mówi nam pan Andrzej, mieszkaniec feralnego bloku.
52-letnia kobieta z rozległymi obrażeniami głowy i złamanymi palcami trafiła do szpitala. - Jej stan jest stabilny - mówi Czajkowska.

W trakcie śledztwa okazało się, że mężczyzna kilka dni wcześniej miał wyznaczony dozór policyjny, bo już nieraz znęcał się nad żoną. Niedawno opuścił też więzienie, gdzie odsiadywał karę pozbawienia wolności za podobne przestępstwo.