Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie tylko Legia. Skandale na Śląsku: Koszulki były czyste, a sędzia słaby

Rafał Musioł
Rafał Musioł
Fot Arkadiusz Gola / Polskapresse
Pobicie piłkarzy Legii przez bandytów mieniących się jej kibicami to temat, który wstrząsnął Polską nie tylko sportową. Śledząc wydarzenia w klubie mistrzów Polski warto jednak przypomnieć, że Śląsk też ma pod tym względem swoje niechlubne tradycje.

Pięść zamiast rozmów
14 września 2003 roku piłkarze GKSKatowice przegrali w Łęcznej z tamtejszym Górnikiem 1:4. Zespół Edwarda Lorensa grał w kratkę, co frustrowało kibiców, w pięciu kolejkach zdobył siedem punktów. Atmosfera była gorąca także ze względu na marcową decyzję o zmianie nazwy klubu na Dospel. Bojkotowali ją fani i większość mediów, nie pomagała też fatalna - jak się to dziś określa - piarowska polityka tej firmy. Nikt nie spodziewał się jednak takich konsekwencji tej porażki.
Gdy autokar wjeżdżał już do centrum Katowic zespół otrzymał informację (od kierownika drużyny Lechosława Olszy, który zadzwonił do gospodarza stadionu, by ten otworzył bramę), że na klubowym parkingu zgromadziła się grupa kilkudziesięciu kibiców. Szkoleniowiec, który już wcześniej otrzymywał pogróżki, wysiadł na Rondzie, reszta ekipy dotarła na Bukową.
Do szalikowców wyszedł bramkarz Jarosław Tkocz (późniejszy trener golkiperów w reprezentacji prowadzonej przez Adama Nawałkę). Rozmowy już jednak nie było. Tkocz dostał pierwszy cios, za chwilę oberwał Marcin Bojarski (niektóre źródła twierdziły, że po upadku był jeszcze kopany). Jackowi Kowalczykowi podbito oko, a najmocniej poszkodowany Tomasz Owczarek miał uszkodzoną szczękę.
Prezes Piotr Dziurowicz następnego dnia rano rozstał się z Edwardem Lorensem, a trening prowadził Olsza.
- Zrobimy wszystko, by piłkarze i inni pracownicy klubu mogli czuć się bezpiecznie. Napastnicy zostaną napiętnowani i ukarani, zamierzamy oddać sprawę organom ścigania, by ich ukarano - oświadczył najmłodszy szef klubu w Polsce.
Realia okazały się zupełnie inne.
Po siedmiu miesiącach śledztwa prokuratura wydała komunikat. - Poszkodowani piłkarze nie byli w stanie zidentyfikować napastników. Do zdarzenia doszło w mroku, napastnicy nosili czapki. Działania operacyjne policji także nie doprowadziły do wykrycia sprawców, inne osoby z obsługi stadionu również nie mogły w tym pomóc i w rezultacie musieliśmy podąć decyzję o umorzeniu postępowania - oświadczył chorzowski prokurator rejonowy Bogdan Łabuzek.
Wspomniane postępowanie zresztą samo w sobie było zadziwiające. Najpierw prowadziła je katowicka prokuratura, ale okazało się, że parking leży w Chorzowie, więc tam zostało przekazane, a później prokuratorzy mieli problem z ustaleniem adresów piłkarzy, którzy i tak nie byli skłonni do zeznań.
Epilogiem był transparent „14.09 - powtarzamy?” jaki wywieszono na Blaszoku 24 kwietnia 2004 podczas meczu z Lechem Poznań. W drugiej połowie przy stanie 0:2 znak zapytania został zasłonięty...

Sędzia nie zdążył uciec
Przy Bukowej obrywało się nie tylko piłkarzom. W maju 2005poszkodowany został sędzia Marcin Borski, zbiegający do szatni po tym, jak zakończył mecz z Odrą Wodzisław tuż po zdobyciu przez nią wyrównującej bramki w 93. minucie. Arbitra ratował Olsza, ale w tym samym momencie bito jednego z asystentów sędziego, a bandyci odcięli drogę do szatni wodzisławianom, którzy zawrócili do tunelu, gdzie zgromadziły się siły porządkowe.
- Spodziewam się bardzo wysokich kar, ale tak słabego sędziego, jak dziś Borski, jeszcze nie widziałem - komentował Dziurowicz.
Koszulki były czyste
Zazwyczaj jednak obywało się bez rękoczynów, chociaż piłkarze i tak czuli się zagrożeni. Tak było na przykład w Zabrzu wiosną 2009 roku, gdy Górnik pod ręką Henryka Kasperczaka zmierzał do I ligi. Na treningu pojawiła się stuosobowa grupa, która zmusiła piłkarzy do założenia koszulek z napisem „Nie wystarczy tylko biegać lub trochę się starać, z naszym herbem na sercu trzeba zap...dalać”. Szkoleniowiec przyglądał się temu z boku, a potem na konferencji prasowej dał popis absurdu: -Ale w czym problem?Przecież koszulki były czyste... Jakiś napis tylko był... - mówił ze swoim francuskim akcentem, ale na pytanie dlaczego sam nie włożył takiego trykotu już nie odpowiedział.
„Problemu” nie widział zresztą też ówczesny prezes Jędrzej Jędrych.
- Nie doszłoby do tego zdarzenia, gdyby nie postawa piłkarzy. A kibice reagują tak jak potrafią - mówił były poseł i szef komisji do spraw służb specjalnych.
- Z tego co wiem o sprawie byli powiadomieni prezes i trener, nieznany był tylko termin tej wizyty. Kibice mieli też przestrzegać zasad, nie mogli dotknąć żadnego piłkarza. I ta umowa została dotrzymana - dodał Michael Mueller szef Rady Nadzorczej.

Operacja „Tortilla”
Na celowniku kiboli znajdowali się zresztą także działacze.
W czerwcu 2011 roku zaplanowano Radę Nadzorczą Piasta Gliwice. Do pomieszczenia wtargnęła grupa szalikowców, a wiceprezes Piasta Gliwice, Jarosław Kołodziejczyk, został obrzucony tortem.
- Meldujemy, że operacja Tortilla została wykonana - pisano na forach fanów Piasta, a tłem akcji była rozważana zgoda na wypożyczenie stadionu przy Okrzei Górnikowi Zabrze, którego Arena była wtedy budowana.

Kontakty emocjonalne
W samym Zabrzu w maju 2016 podczas obrad RN, która dymisjonowała prezesa Marka Pałusa, doszło do bardziej radykalnego rozwiązania. Według mediów w czasie awantury ucierpiało wyposażenie sky-boxów oraz laptopy członków Rady. Kibice zaprzeczali tym wydarzeniom, policja nie otrzymała powiadomienia, ale sami członkowie Rady unikali konkretów.
- Mamy częste kontakty z kibicami i mają one różny charakter, czasami emocjonalny - odpowiedział na pytanie o zajście Tomasz Młynarczyk, ówczesny przewodniczący Rady Nadzorczej, a dziś pełniący obowiązki prezesa. - Ja nie czułem się zagrożony, zresztą nigdy nie miewam takiego uczucia - zapewniał.

Szturm na szatnię
GKS kolejną historię napisał w 2019 roku. Zespół sensacyjnie spadł do II ligi po nieprawdopodobnych wydarzeniach w meczu z Bytovią. Sportowy dramat splótł się z kibicowskimi awanturami. Na murawę wpadli szalikowcy, którzy pozbawili piłkarzy koszulek, a później szturmowali szatnię, bronioną przez siły porządkowe.

Nie rzucać kamieniem
Oceniając ostatnie zajścia w Legii - gdzie tradycja bicia zawodników jest mocno zakorzeniona od sprawy Rzeźniczak - „Staruch” - warto więc także na Śląsku spojrzeć w lustro przed rzuceniem kamieniem. I trzeba pamiętać, że zawsze może być gorzej, bo atak nie zawsze ma wymiar fizyczny. Tak było na przykład w 2015 roku, gdy zawodnicy Zawiszy Bydgoszcz zobaczyli na murawie trumny i krzyże ze swoimi nazwiskami oraz ówczesnego prezesa Radosława Osucha...
Cała gra toczy się po prostu o to, by podobne do opisanych skandale nie stały się normą, tymczasem pasywność Ekstraklasy, PZPN, samych klubów i organów państwa wróżą raczej taki właśnie scenariusz...

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera