Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niech siada i czyta. Kto?

Marcin Zasada
Kultowy "Miś". Scena w barze mlecznym. Pani bufetowa troszczy się o jakość zastawy stołowej
Kultowy "Miś". Scena w barze mlecznym. Pani bufetowa troszczy się o jakość zastawy stołowej arc.
Jeśli usłyszysz od lekarza: "niech zakasła!", to wiedz, że coś się dzieje. Jeśli w sklepie słyszysz: "punkciki na kartę zbieramy?", to wiedz, że coś się dzieje. O groteskowych formach bezosobowej komunikacji we współczesnym świecie pisze Marcin Zasada.

Przychodzi chłop do lekarza. Na komendę opuszcza galoty, pochyla się do kąta prostego i czeka jak na egzekucję. Lekarka strzela gumowymi rękawiczkami i… bach! W gabinecie otwierają się drzwi. Wchodzi asystentka z inną pacjentką, z korytarza z pięć innych głów nie może uwierzyć, jak śmiesznie wygląda od przodu facet badany per rectum. Mężczyzna kurczy się w zakłopotaniu i słyszy od nietrącącej rezonu lekarki: "Wypnie!!! Niech nie kuli jak piesek przy kupci!"

W cywilizowanej, partnerskiej relacji lekarz-pacjent, ten komunikat powinien raczej brzmieć: "Proszę wypiąć się trochę mocniej" (i tu, opcjonalnie, urocza metafora z pieskiem). Jednak forma bezosobowa natychmiast ustawia pacjenta w roli bezbronnego petenta. Kto choć raz nie słyszał u lekarza: "Niech zakaszle", "niech siada", "niech się rozbierze", najwyraźniej cieszy się końskim zdrowiem i jest złotym płatnikiem ZUS-u.

Normalnie, na dyspozycję "Niech zakaszle", pacjent posłusznie kaszle. Gdy w omawianym przypadku pacjent usłyszał żołnierskie: "Wypnie!", to oczywiście się wypiął. Zresztą, widzieliśmy to wszyscy, to jedna z lepszych scen doskonałego filmu "Dzień świra" z Markiem Kondratem w roli badanego i Ewą Ziętek w roli badającej.

Niech weźmie kalafiora

Profesor Jan Miodek, językoznawca podkreśla, że kiedyś w formie "niech zrobi" zwracano się do ludzi niższego stanu. O tak: "Niech Jan weźmie widły i niech w końcu przerzuci tę gnojówkę". Pospólstwo też mogło zacząć zdanie od "niech" do szlachcica, ale tylko jeśli brzmiało ono: "Niech żyje!".

- Dziś taka asymetria w komunikacji tę komunikację zaburza. No i używanie form bezosobowych jest zwyczajnie niegrzeczne - podkreśla prof. Miodek.

Lekarze ze swoimi "niech się wypnie" to wdzięczna ilustracja. Ale "ja" petenta zdegradowane do "onego" to nie tylko służba zdrowia. Kolejny filmowy przykład. Bar mleczny, lata wesołej komuny. Klient rozkoszuje się ostatnimi ziarnami kaszy gryczanej, którą wydłubuje z blaszanej michy przytwierdzonej do stołu za pomocą śruby. Sztućce na łańcuchu to "Miś" oczywiście. Wtem zjawia się bufetowa: "Co tak kręci?! Zaraz talerz przekręci!". I poprawia mocowanie za pomocą kuchennego śrubokręta.

Schyłek XX wieku. Kraków, bar "Dworzanin" przy Floriańskiej. Dialog przy kasie, pani kasowa obdarzona pięknym sznaps-barytonem obsługuje klienta. - Dostanę pierogi ruskie? (a były tak dobre, że gdyby w Sevres potrzebowano wzorca pieroga ruskiego, to do "Dworzanina").
- Skończyły się, ruskich nie dostanie. Może zjeść z mięsem.

- Ale ja nie mogę z mięsem, bo nie jem mięsa.

- To niech sobie weźmie kalafiora albo co, niech się zdecyduje, bo kolejka jest!

Podoba się jej fryzura?

Nieistotne, czy klient zjadł kalafiora, czy złamał zasady i dał się zwabić mięsem. Niech czytelnik sobie tym głowy nie zaprząta. Niech czytelnik wie, że na taką formę komunikacji niektórzy mówią…
- Neochamstwo i tandetny postkomunizm w porozumiewaniu się - nazywa zjawisko Tymon Tymański, muzyk jazzowy. - Podobnie bywa, gdy policjant zatrzymuje do kontroli kierowcę. "Wyciągamy dowodzik. No, za szybko się jechało. Gdzie się tak spieszymy?".

Krzysztof Skiba, publicysta, lider grupy Big Cyc, zgadza się, że bezosobowość komunikacji to spadek po PRL-owskiej anonimowości.

- Nie mówiło się per "pan", bo z panami ustrój sobie poradził. Byli obywatele i formy: "niech obywatel słucha". Albo kuriozalna formuła: "wy" kultywowana szczególnie w okolicznościach biurowo-urzędowych - wylicza Skiba. - Ja osobiście z partykułą "niech", stosowaną w trybie rozkazującym mam komiczne wspomnienie. Tak mówił do mnie dziadek, gdy jeździłem do niego w wakacje zbierać czereśnie. Kierował całą akcją spod drzewa i przejęty komenderował: "niech przesunie drabinę!", "niech uważa na tę gałąź!". Zawsze strasznie mnie to bawiło.

Inny przykład z życia wzięty. U fryzjera, w Bytomiu. Fryzjerka kończy dzieło swojego życia i pyta nieco zamyśloną klientkę:
- I co, podoba się?
- Alee... Co się podoba i komu?
- No, jej. Fryzura jej się podoba?

Niech złoży kibić na zydlu

Się podobała. Jej. Czasem bezosobowa komunikacja przybiera formy groteski i purnonsensu. Prof. Miodek wspomina, że gdy miał 25 lat, jego pięcioletni kuzyn wstydził się mówić do niego per "ty". Z drugiej strony, nie używał formy "pan", bo też wydawała mu się nie na miejscu.

- Więc mówił do mnie: "niech patrzy". Pewnego razu moja żona poprosiła go, żeby zawołał mnie z kuchni. Nie podszedł do mnie, tylko do mojej mamy i powiedział: "Niech przyjdzie do pokoju ten, co pisze w Słowie Polskim" - opowiada językoznawca.

Dziecku można wybaczyć, ale dorosłemu? Prof. Jerzy Bralczyk, językoznawca zaznacza, że u dorosłych takie językowe manewry też wynikają z niepewności.

- Zakładam, że ludzie zawsze chcą dobrze, chcą być życzliwi, ale nie zawsze wychodzi - uśmiecha się prof. Bralczyk. - Wydaje się, że "pan" nadmiernie zwiększy dystans, a na "ty" nie wypada. I "niech... " jest tu kompromisem. Chociaż są regiony w Polsce, w których formy bezosobowe są jeszcze krótsze. Na Podlasiu słyszałem: "Siądzie, se posiedzi, gdzie będzie szedł".

Mariusz Kałamaga, kabareciarz, członek grupy Łowcy. B zna jeszcze ciekawsze formy: "niech stojo", "niech szukajo", "niech płaco". Najbardziej sympatycznie, gdy przenikają one do relacji konsumenckich. "Niech płaco, 5,50 zł".

- Podczas nauki wielu zawodów: lekarza i wszystkich w branży usługowej, uczniowie i studenci powinni być przygotowywani do tego, jak powinna wyglądać komunikacja z klientem czy pacjentem - uważa prof. Marek Szczepański, socjolog.

Wg legendy, Aleksander Bardini, legendarny aktor, reżyser, podczas egzaminu w szkole teatralnej, zirytował się kiepskim przygotowaniem kandydatki. Gdy już stracił cierpliwość, zrezygnowany rzucił: "Niech no wreszcie złoży kibić na zydlu!".

Są chwile, gdy wypada tylko złożyć kibić na zydlu. W innych sytuacjach niech odpowiada pełnym zdaniem. Kto? No, on, ona.

"Opuści, zsunie spodnie". "Będzie te 50 groszy?". "Punkciki na kartę zbieramy?". Niech mówią...

Jan Nowicki, aktor:

Sam rzadko słyszę karykaturalne: "niech usiądzie". W sklepie parę razy miałem przyjemność zostać zapytanym: "Będzie te 50 groszy?". Albo: "Jest 50 groszy?". To chamstwo czystej wody, impertynencja, na którą człowiek dobrze wychowany nie pozwoliłby sobie w rozmowie ze służącym. Zwykle na tak zadane pytania odpowiadam pełnym zdaniem: "Nie, proszę pani, nie mam 50 groszy", ale czasem najlepiej byłoby opieprzyć człowieka. Niech się nauczy dobrych manier. Z drugiej strony, równie irytujące bywa zbytnie spoufalanie się osób, których nie znam. Na przykład: "panie Janku" od człowieka, którego pierwszy raz na oczy widzę. Ale co ma powiedzieć mój przyjaciel Andrzej Grabowski, do którego nieznajomi często zwracają się per: "panie Ferdku"?

Janusz Rewiński, aktor i satyryk:

Sam mówię czasem do znajomych: "niech zrobi to", "niech zrobi tamto", ale w formie wygłupów. Do żony czasem zwracam się też na przykład: "niech pani podejdzie". A żona odpowiada: "niech poczeka". Ale lekarz albo majster na budowie rozkazujący: "niech tu podejdzie" raczej nie ma na myśli dobrego dowcipu. Może to szlachecka krew płynie w ich żyłach, bo przecież tak się kiedyś mówiło do chłopów?
W sklepie albo na stacji benzynowej słyszałem kiedyś takie cudowne pytanie: "A punkciki na kartę (sklepową czy benzynową - wszystko jedno) zbieramy?". Odpowiadam, zgodnie z gramatycznymi wymogami: "Nie, nie zbieramy", choć bywa i tak, że robię niedźwiedzią minę i najchętniej bym tylko burknął.

Ewa Ziętek, aktorka, lekarka z "Dnia świra":

"Opuści, zsunie spodnie", "wypnie!", "niech czeka" - sama śmieję się oglądając tę scenę. Marek Koterski (reżyser "Dnia świra") bardzo dokładnie pisze scenariusze i wymaga nie tyle odgrywania słowo w słowo, co litera w literę. On to wymyślił, ja starałam się być wiarygodna (śmiech). Scena u lekarza, podobnie jak zresztą cały "Dzień świra" stanowi wyjątkowo trafną satyrę na otaczającą nas rzeczywistość.

W życiu najczęściej jesteśmy po tej drugiej stronie i słyszymy właśnie takie: "niech czeka". Uważam, że taka przedmiotowa komunikacja odbywa się ze szkodą dla obu stron. Bo okazywanie braku szacunku skutkuje... brakiem szacunku od drugiej osoby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!