MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Niektórym wydawało się, że już dogoniliśmy Kraków i Wrocław. Miasto ogrodów, psiakrew

Michał Smolorz
Pisałem kiedyś o podmiejskiej knajpie, która przez wiele lat od upadku komunizmu trzymała swój stary, GS-owski fason. Pod wiszącą u sufitu żarówką i lepem na muchy, przy chybotliwych stolikach pokrytych ceratą siedzieli ci sami od lat bywalcy: bezzębni, zarośnięci, smętni, z klubowymi w zębach. Piwem z obtłuczonych kufli zapijali kolejne pięćdziesiątki czystej, bełkocząc o wrednych żonach, kiepskich piłkarzach i wszechobecnych Żydach.

Nad nimi unosiła się lepka, gąbczasta atmosfera zmieszana z potu, tytoniowego dymu, alkoholowych wyziewów i intensywnego zapachu moczu z szaroburej toalety. Za pleksiglasem warczącej lady chłodniczej marki "ByFaUch" migotała świetlówka, pod nią usychały nieśmiertelne jajka w majonezie i śledzie w oleju. Opasła bufetowa nalewała rozwodnione piwo ze szlauchu i twardą ręką trzymała w garści całe towarzystwo.

Dopiero w nowym tysiącleciu knajpa zmieniła właściciela. Miał ambicje, wyremontował lokal, zmienił wystrój, zatrudnił kucharza i rozesłał reklamy zapraszające na domowe obiady. Zeszli się nowi goście, z obfitego menu wybierali smaczne i gustownie podane posiłki, które konsumowali na czystych obrusach. Dawni bywalcy zrazu zaglądali przez szybę na ten dziwny i nieznany świat, który odebrał im dobrze znaną codzienność.

CZYTAJ WIĘCEJ FELIETONÓW MICHAŁA SMOLORZA

Potem nieśmiało do środka wszedł jeden, potem kolejny i następny, siadali skromnie gdzieś w kącie i cicho pociągali piwo z nowych szklanic. Ale z każdym tygodniem wracało ich więcej i więcej, z menu ubywało kolejnych dań, aż w końcu kuchnię zamknięto, zza stolików poznikali nowi goście. Pewnego dnia wszedłem tam i zastałem już dobrze znany widok: stara cywilizacja zwyciężyła, genius loci upomniał się o swoje.

WIĘCEJ KOMENTARZY NASZYCH PUBLICYSTÓW I FELIETONISTÓW

Ileż to było zabiegów, aby stworzyć w centrum stolicy województwa reprezentacyjną uli-cę, taką namiastkę nieistniejącego rynku, gdzie życie toczyłoby się do późna w noc, albo i całą dobę na okrągło. Miasto senne, wyludnione po zamknięciu ostatnich sklepów, mierziło nas, a nawet irytowało - wychodzących z teatru czy filharmonii irytowała szarość, bezruch i kłódki na drzwiach. Jeśli coś się ruszało, to bandy hałaśliwych wyrostków snujących się od bramy do bramy; chętni do wypicia kawy mogli co najwyżej dostać w ryja.

*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
W okolicznych miastach nie było wiele lepiej. Mocno reklamowany gliwicki rynek też szybko zamyka podwoje, może w letnie weekendy jest lepiej. Chorzowska ulica Wolności nawet po generalnym remoncie zamiera o zmroku, podobnie jak sosnowiecka "patelnia". Urokliwe za dnia ryneczki Mikołowa lub Pszczyny tak samo gasną, gdy zapalają się latarnie.

CZYTAJ WIĘCEJ FELIETONÓW MICHAŁA SMOLORZA

Minęło niewiele ponad rok, jak mamy wreszcie swoją wymarzoną "przestrzeń publiczną" w mieście stołecznym i metropolitalnym, osławioną ulicę Mariacką. Rozbłysła blichtrem, granitowym trotuarem i nowoczesnymi ławkami, klimatycznym oświetleniem i odnowionymi elewacjami, ożyła szeregiem knajp i ogródków oraz cyklicznymi imprezami. Ileż to było radości i satysfakcji, ile prezydenckiej dumy, ile kolorowych folderów o "mieście ogrodów".

WIĘCEJ KOMENTARZY NASZYCH PUBLICYSTÓW I FELIETONISTÓW

Ale zapomnieliśmy, że Mariacka - jak tamten szynk na przedmieściu - też miała swój genius loci, który nie podda się ot, tak, bez walki. Najpierw pojawiła się klientela nocnych sklepów sącząca z gwinta pół litra lub piwo Kruger z promocji. Zrazu okupowała ławki, potem coraz śmielej wchodziła do knajpianych ogródków, za nic mając protesty właścicieli, a nawet interwencje miejskich gwardzistów.

Rychło pojawiły się bandy agresywnych żuli sunące tyralierą ze wschodu na zachód i odwrotnie, ryczące, tłukące, kopiące i demolujące w szale radosnego tworzenia. Narastał fetor bijący z obsikanych bram, nowy bruk znikał pod warstwą lepkiego brudu, rozdeptanych psich odchodów i rzygowin. Menele przegnani z burzonego dworca kolejowego przemieścili się tłumnie, pożywiając się resztkami ze stołów i z koszów na śmieci, coraz śmielej żebrząc pośród knajpianej klienteli.

Nowa cywilizacja jeszcze walczy ze starą, ale jej dni są policzone. A niektórym wydawało się, że już dogoniliśmy Kraków i Wrocław. Miasto ogrodów, psiakrew.

*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!