Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ochrona zdrowia to obszar, w którym zawsze będą trudności. Rozmowa z Moniką Pohorecką, radną PiS-u w Częstochowie

RED
Monika Pohorecka
Monika Pohorecka arc
O szpitalnych problemach, kondycji służby zdrowia oraz przedwyborczej gorączce rozmawiamy z Moniką Pohorecką, częstochowską radną.

W „Indeksie Zdrowych Miast” Częstochowa zajmuje 63. miejsce na 66. badanych miast. Przed nami jest Sosnowiec, Ruda Śląska, czy Siemianowice Śląskie. Jest Pani radną PiS-u i zasiada m.in. w Komisji Zdrowia i Pomocy Społecznej. Jak ta sytuacja wygląda z Pani perspektywy?

To kolejny ranking, w którym Częstochowa znajduje się na niechlubnej pozycji, która wskazuje, że u nas dzieje się źle. Mamy świadomość tego, że ochrona zdrowia to jest obszar, w którym zawsze będą trudności. Ten obszar stanowi wielkie wyzwanie dla każdego rządu i dla każdych władz centralnych, czy samorządowych. Ja się odnoszę do Częstochowy, gdyż to tutaj właśnie lokalnie od ponad 9 lat pracuję w samorządzie częstochowskim, więc mam możliwość doświadczać i przyglądać się temu, co się dzieje. Powiedziałam w jednym z ostatnich wywiadów, że bezpośrednio jako członek Komisji Zdrowia mam wgląd w dokumenty, jakie przesyła nam szpital miejski i tutaj nie da się nie odnieść do bezpośredniego mojego kontrkandydata w wyborach do senatu. Byłam pytana wielokrotnie o to, jak oceniam pracę miejskiego szpitala, którym zarządza pan dyrektor Konieczny, obecny senator. W mojej ocenie źle się dzieje, że łączy się obie tak ważne funkcje - funkcję senatora i funkcję dyrektora szpitala. Mówię to po to, żeby zaznaczyć, że podmiot medyczny, jakim jest miejski szpital, bo głównie do niego chcę się odnosić, gdyż jest to jednostka medyczna, na którą ma bezpośrednio wpływ samorząd częstochowski. Jak wiemy, wojewódzki szpital podlega pod organy na Śląsku, więc trudno się odnosić bezpośrednio do jego nadzoru. Natomiast uważam, że szpital miejski jest źle zarządzany. My programy naprawcze, które dostajemy do wglądu, nad którymi corocznie debatujemy i które w końcu jako Rada zatwierdzamy, one się niczym nie różnią poza aktualizacją dat i liczb. Tak naprawdę te same wizje, pomysły, które się przedstawia w programie naprawczym, od lat się nie zmieniają. Problem polega na tym, że nie są wdrażane i nie są realizowane.

Niedawno mogliśmy obejrzeć program „Alarm” w telewizji, w którym to pokazano wprost wiele konkretnych przypadków, kiedy to rodziny i pacjenci wskazywali nieprawidłowości i błędy, które nie powinny się zdarzyć. Dla mnie to też była okazja, by bezpośrednio przyjrzeć się temu, co się dzieje. Wielokrotnie przyjmowałam, i to się dzieje nadal, zgłoszenia i postulaty od mieszkańców miasta Częstochowy z prośbą o interwencję właśnie w szpitalu miejskim u pana dyrektora. Proces poprawy sytuacji w obszarze ochrony zdrowia wymaga wielu wysiłków, wymaga wielu decyzji i wymaga czasu, to jest długi proces. Rząd Prawa i Sprawiedliwości podejmuje działania, które mają przeciwdziałać trudnej sytuacji w ochronie zdrowia. Przykład choćby zwiększenia środków centralnych na ochronę zdrowia w kraju. Z kolei o sytuacji lokalnej mogę powiedzieć, że brakuje tu specjalistów, bo jednym z głównych problemów, jakie mieszkańcy czy to Częstochowy, czy kraju zgłaszają, to jest długi czas oczekiwania na wizyty u specjalistów. Wynika to po prostu z faktu, że mamy tych specjalistów najzwyczajniej za mało. Ich jest corocznie za mało. My tutaj lokalnie również próbujemy temu przeciwdziałać i wielkie podziękowania do parlamentarzystów Ziemi Częstochowskiej, że podjęli trud choćby powołania kierunku lekarskiego, wydziału lekarskiego, na naszym lokalnym uniwersytecie. I to się dzieje. Natomiast oczywiście na konkretne efekty i skutek będziemy musieli jeszcze poczekać kilka lat, ale ważne, że coś w tym kierunku drgnęło i jest szansa na poprawę sytuacji. Wiele wątków i wiele czynników myślę, ma bezpośredni wpływ na trudną sytuację w ochronie zdrowia, długo by o tym mówić, natomiast na pewno uważam, że nadzór i jakość zarządzania w lokalnym miejskim szpitalu, to taki podstawowy czynnik. Myślę, że tutaj jest wiele do zrobienia.

Także szpitale z okolic Częstochowy mają kłopoty. Na przykład w Lublińcu, czy swego czasu w Kłobucku. Główny problem, na który zwracają uwagę to źle, ich zdaniem, wycenione procedury w kontraktach z NFZ.

Przed kilkoma dniami wręczaliśmy symboliczny czek na zakup karetki pogotowia dla częstochowskiej stacji. Karetka, która została wyceniona na ponad 630 tys. zł zostanie kupiona. 600 tys. zł to było wsparcie z resortu zdrowia. Przypomnę, że inna karetka została przekazana na rzecz Ukrainy, z uwagi na sytuację wojenną na wschodzie kraju, i w związku z tym natychmiast odpowiedziano na tę potrzebę i wypełniono lukę w postaci ważnego sprzętu medycznego, który trafi do mieszkańców Częstochowy i ościennych powiatów. To jest tak, że są podejmowane konkretne działania, ale ile tych działań by nie było podjętych, to zawsze ich będzie za mało. Jak wcześniej wspomniałam, to jest proces długofalowy. Oczywiście są szpitale, w których ta sytuacja ulega poprawie i tutaj znowu wracam do jakości zarządzania i sposobów, w jaki te środki są rozdysponowywane. Oczywiście zgodzę się z tym, żeby być uczciwą i obiektywną, że kontrakty z NFZ stanowią, myślę, jeden z ważniejszych czynników i należałoby się przyjrzeć tutaj konkretnym kontraktom, jakie zostały podpisane przez konkretne szpitale z NFZ-em. Wielokrotnie słyszeliśmy, że NFZ za słabo płaci, zbyt późno płaci itp., to są problemy, które oczywiście należy analizować i na bieżąco rozwiązywać i poprawiać. Natomiast podkreślam, że jeden z decydujących czynników, to sposób i jakość zarządzania środkami. Miasto Częstochowa stale dokłada do szpitala. Wiemy, że szpital to nie jest podmiot, który ma zarabiać na siebie, czy przynosić konkretne zyski. Nie o to chodzi. Natomiast nie powinien generować corocznie, aż takich strat, jakie generuje - na poziomie 20 milionów złotych w poprzednim roku. To są pieniądze olbrzymie. Dlatego znaczne środki z budżetu miasta muszą iść na zasypywanie tych ,,dziur” w budżecie miejskiego szpitala, a tak być nie powinno.

Wspomniała Pani na początku rozmowy o zbliżających się wyborach. Podobnie jak wielu kandydatów, prowadzi Pani kampanię na ulicach Częstochowy. Rozumiem, że najłatwiej rozmawia się ze swoimi zwolennikami, a jak przebiegają rozmowy z tymi, którzy są przeciw lub nie są przekonani?

Może trudno w to uwierzyć, ale dla mnie nie stanowi żadnej trudności rozmowa z przeciwnikami politycznymi i ich wyborcami. Naprawdę mam ogromny szacunek do każdego obywatela. Czy on jest zwolennikiem formacji, którą ja reprezentuję i z ramienia, której kandyduję, czy skrajnie różnej. Natomiast nie ma mojej zgody na to, żeby obrażać, obrzucać wulgaryzmami, epitetami, które wychodzą poza przyjęte standardy, bo i i takie się zdarzają na ulicach.

Udziela się ludziom ta atmosfera przedwyborczego napięcia?

Tak, udziela się. My czasami nie musimy nic robić. Zdarzały się sytuacje podczas tej kampanii, że staliśmy obok przedstawicieli przeciwnego obozu politycznego i wyborcy zaczynali się kłócić między sobą i byli gotowi się pobić. Byłam bardzo zdziwiona takimi sytuacjami. Ja zawsze powtarzam, że bardzo chętnie rozmawiam z każdym, bez względu na to, jaki reprezentuje szyld partyjny. Natomiast jeśli ktoś podchodzi do nas i wspiera nas, ale słyszę, czy widzę, że bardzo źle się zachowuje wobec kogoś, kto reprezentuje inne poglądy, zawsze reaguję. Święto demokracji ma to do siebie, że wszyscy powinniśmy mieć prawo do tego, żeby mówić, jakie mamy przekonania.

Do senatu obecnej kadencji wybrano 24 kobiety i 76 mężczyzn. Dysproporcja dość znaczna. Czy Pani zdaniem kobiet w senacie powinno być więcej?

Podczas toczącej się kampanii dużo się mówi o kobietach. Kobiety z różnych ugrupowań politycznych, także opozycyjnych, bardzo są aktywne i akcentują to, że warto stawiać na kobiety. Ja to popieram i wspieram całym sercem. Uważam, że kobiety wnoszą pewne atuty, których brakuje mężczyznom i działa to w drugą stronę. Wspomniał pan o podziale w ostatniej kadencji i moim zdaniem, źle te statystyki wyglądają. 24 kobiety to zdecydowanie za mało. Brakuje nam znacznie do choćby połowy. Słyszę jednak też w tej kampanii głosy, że: „Pani do senatu za młoda, za dynamiczna, za energiczna, za charyzmatyczna”. Mówi się, że izba wyższa, czyli senat, jest dla seniorów, dla statecznych poważnych dystyngowanych osób, głównie panów. Absolutnie się z tym nie zgadzam i dlatego, między innymi, zdecydowałam się wystartować do senatu, bo właśnie uważam, że tej izbie też potrzeba energii, też potrzeba takiej świeżości w pracy i działaniu, odmłodzenia i odświeżenia. Bardzo bym się cieszyła, gdyby udało się ten mandat pozyskać i właśnie z taką energią, którą jak słyszę, że wnoszę, wejść tam i i móc pracować. Pracuję w Radzie Miasta z wieloma grupami, w których większość stanowią kobiety i ja się świetnie dogaduję z kobietami. Uważam też, że każdy mężczyzna przy optymalnym wysiłku i najlepszej woli nie będzie w stanie zrozumieć do końca kobiety, tak jak może to zrobić druga kobieta. Oczywiście bardzo szanuję mężczyzn, którzy wspierają swoje małżonki i partnerki w codziennych obowiązkach, w codziennym życiu, funkcjonowaniu rodziny, ale doskonale wiemy, że to nadal w zdecydowanej większości głównie na kobietach spoczywa ciężar ponoszenia większości wysiłku codziennego funkcjonowania w życiu domowym. Dlatego warto postawić na kobiety.

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera