18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezcenny kapitał mamy w głowie

Redakcja
Z prof. Elżbietą Mączyńską, prezesem Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, wykładowcą Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, rozmawia Maria Zawała

Ekonomiści mówią, że na naszych oczach dokonuje się rewolucja gospodarcza i cywilizacyjna. Czy rzeczywiście mamy prawo odtrąbić koniec kapitalizmu?
To szerszy problem. Systemy gospodarcze nie zmieniają się z dnia na dzień. Podłożem zmian są rewolucyjne zmiany w technologiach. I to jest przyczyna obiektywna. Obecnie tempo przemian jest tak wielkie, że trudno nie zgodzić się z sugestywnym stwierdzeniem Ryszarda Kapuścińskiego, iż przeszłość nie staje się historią, lecz od razu archeologią, z którą już nie mamy żadnego emocjonalnego związku.W takich warunkach nie tylko przyszłość, ale i teraźniejszość jawią się jako coraz mniej przejrzyste i coraz bardziej chaotyczne, trudne do zrozumienia, zwłaszcza w sytuacji mnożących się w wyniku rozwoju nowoczesnych źródeł informacji i komunikacji społecznej. W konsekwencji niebywałego tempa przemian dokonują się głębokie i nieodwracalne zmiany wzorca (paradygmatu) cywilizacyjnego, kulturowego i wzorca rozwojowego. Wyraża się to w wypieraniu cywilizacji przemysłowej przez bliżej jeszcze niedodefiniowaną cywilizację postindustrialną.Następuje przechodzenie do nowego modelu - gospodarki opartej na wiedzy, modelu o wysokim stopniu usieciowienia, zwirtualizowanej wikinomii.

Dzięki nowym technologiom bezkarnie można eksploatować pracowników, bo w razie strajku można ich zastąpić, np. przez automatyczne kasy i po problemie

Dotyczy to w pełni także Polski. Stąd też na naszych oczach bezpowrotnie odchodzi pewna epoka. Jak określają to sugestywnie niektórzy ekonomiści, następuje przechodzenie od gospodarki opartej na węglu, a inni żartobliwie dodają, że także na wieprzowinie i wódce, do nowego wzorca gospodarki opartej na wiedzy. Rozległość i głębokość współczesnych przemian wywołuje przy tym ostre spory na temat charakteru kryzysu, jakiego doświadczył i wciąż jeszcze doświadcza świat, tego istnego gospodarczego trzęsienia ziemi. Pojawiają się m.in. kontrowersje na temat, czy kryzys ten może być uznany za typowy, genetyczny niejako przejaw cyklu koniunkturalnego, czyli nieodłącznego w gospodarce rynkowej zjawiska "wzlotów i upadków" i sinusoidalnego jej rozwoju. Coraz więcej ekonomistów przychyla się do opinii, że tak nie jest i uznaje, że jest to kryzys systemu, zarazem pierwszy kryzys globalizacji. Kryzys zawsze otwiera oczy i ten także bardzo wyraziście wykazał, jak wiele jest jeszcze do zrobienia w globalnych układach, by nie dopuszczać do tego typu dramatycznych turbulencji. Najistotniejsze jest jednak moim zdaniem to, że ten kryzys ma ścisły związek właśnie z dokonującym się w świecie przełomem technologiczno-cywilizacyjnym, czyli kurczeniem się w krajach wysoko rozwiniętych cywilizacji przemysłowej, cywilizacji kominów fabrycznych na rzecz nowego modelu gospodarki opartej na wiedzy.

Powiedziała pani, że opartej na wiedzy, ale przecież te poprzednie też jej do rozwoju potrzebowały?

Gospodarka oparta na wiedzy to kalka tłumaczenia z angielskiego. To dość niefortunne określenie i tak naprawdę nowa gospodarka jest jeszcze niedodefiniowana. Bo czyż poprzednie epoki nie bazowały na ludzkiej myśli? Oczywiście, bazowały. Nowość polega przede wszystkim na tym, że obecnie wiedza staje się uniwersalnym substytutem. W starym industrialnym modelu, by rozwinąć przedsiębiorstwo i osiągnąć jego wartość rynkową do poziomu rzędu kilkudziesięciu miliardów dolarów, potrzeba było w przeszłości niekiedy dwóch, a czasem trzech pokoleń przedsiębiorców. Dziś, korzystając z nowych technologii, można uzyskać taką wartość biznesu w kilka lat. Najbardziej spektakularnie dowodzi tego oszałamiająca historia wyszukiwarki Google. Jej twórcy, doktoranci Uniwersytetu Stanforda, Amerykanin Larry Page i Rosjanin Sergey Brin probowali najpierw sprzedać swój pomysł potentatom internetowym i to zaledwie za 100 tys. USD. Ponieważ jednak nie znaleźli kupca, w 1998 roku sami założyli własną firmę, korzystając na początku z pomieszczeń akademika, a następnie pożyczonego garażu. Obecnie wartość rynkowa tej wyszukiwarki oscyluje wokół 200 mld dolarów, jej właściciele, trzydziestokilkulatkowie, są multimiliarderami. To pokazuje, że w nowej gospodarce osoby nawet niewyposażone przez rodziców w firmy, spadki czy inne zasoby materialne, dysponując nowoczesną wiedzą i kwalifikacjami, mogą osiągać dzięki swoim pomysłom fortuny. Z punktu widzenia ekonomii, całkowicie inne mechanizmy funkcjonowania biznesu i dochodzenia do pomnażania wartości stały się możliwe właśnie dzięki technologiom informacyjnym, wirtualnym, że nie wspomnę o nanotechnologiach, które są kwintesencją tych przemian. Nawiasem mówiąc, mam na prywatny użytek własną definicję nanotechnologi: to jest coś, czego nie widać, a co może wszystko.
I jest przyszłością cywilizacji?
Skoro w superminiaturowym chipie można zawrzeć pełną informację o świecie, albo jak go nam wszczepią, świat będzie wiedział gdzie jesteśmy, to inaczej być nie może. Nowoczesne technologie, od których nie ma odwrotu, niosą jednak ze sobą kolosalny, wręcz trudno wyobrażalny potencjał rozwojowy gospodarki.

Przyzna pani, że takie wizje zamknięcia naszego życia w elektronicznym chipie z jednej strony fascynują, ale z drugiej wielce zasmucają.
Wszystkie nowości na początku budzą kontrowersje, obawy i to całkiem naturalne. Na szczęście jednak postępu technologicznego nie da się zatrzymać. Dowodzi tego chociażby historia cywilizowanego świata rozpatrywana z ekonomicznego punktu widzenia. Świat ewoluował. Cywilizacja rolna przyniosła feudalizm, zaś będąca wynikiem rewolucji przemysłowej cywilizacja przemysłowa przyniosła kapitalizm z późniejszymi różnymi jego odmianami. Zarazem zmiana ustroju gospodarczego łączyła się ze zmianą stratyfikacji społecznej i - co charakterystyczne - towarzyszyła temu zmiana typu przekazu, narzędzi i metod komunikacji społecznej. Feudałów zastąpili kapitaliści, zaś chłopów feudalnych - proletariat. Przekształcaniu feudalizmu w kapitalizm towarzyszyło przejście od epoki słowa pisanego ręcznie do epoki słowa drukowanego. Obecnie zaś, będąca wynikiem rewolucji informacyjnej cywilizacja postindustrialna, to era nowego środka komunikacji - języka cyfrowego. Kapitalizm króluje do dziś, ale wciąż ewoluuje. Tak naprawdę dziś nie ma już takich kapitalistów, jakich znamy chociażby z "Ziemi obiecanej". Industrialny kapitalizm właścicielski przekształcił się w kapitalizm menedżerski. Dziś biznesmeni za pomocą internetu mogą sterować globalnymi firmami, a nawet je zakładać nie ruszając się z domu. I do prowadzenia wielkiego biznesu nie potrzebują wielkich fabryk. Nowe technologie informacyjne sprzyjają rozwojowi "kapitalizmu kasynowego", z koncentracją na operacjach finansowych na giełdach papierów wartościowych i innych rynkach kapitałowych. Zatem kapitalizm kominów fabrycznych się kurczy, ewoluuje w inne formy.

Ale na razie są i nie zanosi się na to, że szybko znikną?

Fabryki oczywiście pozostaną, ale też ewoluują pod wpływem nowych technologii. W wielu krajach, zwłaszcza w Chinach powstają nowe, gigantyczne obiekty fabryczne. Dezindustrializacja nie oznacza przecież, że zniknie przemysł; przeciwnie wielkość produkcji przemysłowej w świecie wciąż rośnie. Ale zarazem na naszych oczach w wielu krajach, zwłaszcza rozwiniętych, kurczy się udział przemysłu w gospodarce ogółem. Udział ten kurczy się na rzecz innych działów, w tym przede wszystkim sektora usług. Ale oczywiście wciąż produkujemy coraz więcej, bo coraz więcej konsumujemy. Jednocześnie mnożą się inne, pozaprzemysłowe rodzaje działalności i aktywności gospodarczej, np. firmy konsultingowe, szkoleniowe, portale internetowe, powstają nowe uczelnie i inne instytucje wytwarzające produkty i usługi "oparte na wiedzy". Przy tym globalizacja, determinowana właśnie przez nowe technologie, dodatkowo przyspiesza tego typu zmiany struktury gospodarki. Materialna produkcja przenoszona jest bowiem tam, gdzie jest tania siła robocza. Jednak my, jako Polska, powoli przestajemy już być krajem taniej siły roboczej. Naszym przedsiębiorcom powoli zaczyna się już opłacać lokowanie interesów w innych krajach np. w Chinach, Rosji czy na Ukrainie. Oczywiście, ważne jest tu ryzyko polityczne, które mogą być barierą takich przemian.

Pani profesor mówi, że dziś prawdziwych kapitalistów już nie ma. Jednak gdy popatrzeć na sposób traktowania przez nich pracowników, odnosi się wrażenie, jakbyśmy przenieśli się w XIX wiek.
To jeden z dowodów na to, że nowe technologie wyprzedają zmiany mentalnościowe i zmiany w kulturowych wzorcach biznesowych oraz wzorcach zarządzania. Najnowocześniejsze technologie zderzają się zatem z przestarzałymi modelami prowadzenia biznesu, co jest hamulcem rozwoju. Ale zarazem nowe technologie wymuszają zmiany wzorców postępowania i stopniowo ograniczają możliwości eksploatatorskich podejść w odniesieniu do pracowników. Dzięki temu nie ma już zatem miejsca, a przynajmniej jest go coraz mniej, dla kapitalistów rodem z Ziemi Obiecanej, klasycznych kapitalistów krwiopijców. W świecie, w którym podstawowym środkiem produkcji jest wiedza, każdy kto posiada wymaganą wiedzę, może założyć swój własny biznes. Oznacza to, że do takich pracowników nie można już podchodzić tak, jak do prostej siły fizycznej. Trzeba się z nim inaczej obchodzić.
Inaczej, czyli jak?
Przede wszystkim trzeba tworzyć warunki dla kreatywności pracowników i optymalnego wykorzystania ich wiedzy, potencjału intelektualnego. A temu systemy eksploatatorskie nie sprzyjają. Jeśli, przykładowo, jest się właścicielem firmy informatycznej i w tym sensie kapitalistą, to oczywiste jest, że sama firma bez informatyków, programistów, choćby była pałacem ociekającym złotem nie przyniesie sukcesu. Stąd zasadność pytania profesora Thurowa: w jaki sposób system kapitalistyczny ma funkcjonować w erze potencjału intelektualnego, jeśli potencjał ten nie może być posiadany na własność? Kto zatem jest kapitalistą? Firma bez potencjału intelektualnego nie będzie funkcjonowała. A potencjał ten, czyli obecnie podstawowy kapitał, mamy w głowach. Jeśli pracodawca nie będzie nas należycie traktował, nisko opłacał, eksploatując od rana do nocy, to tacy pracownicy nie dość, że mogą odejść z firmy, to jeszcze mogą założyć własną, stwarzając tym samym konkurencję.

To chyba dopiero melodia przyszłości?
Fakt, to tylko możliwości, które nie zawsze przecież mogą się urzeczywistnić. Niestety, syndrom starego kapitalizmu, kapitalizmu "Ziemi obiecanej", ciągle u nas daje o sobie znać i rzeczywiście występują - wskazane przez panią - rozbieżności między nowymi technologiami a starą mentalnością. Niemało jest tego przejawów, zwłaszcza w krajach postkomunistycznych. Rynek wiele spraw reguluje, ale zarazem bezrobocie, także generowane m.in. w wyniku możliwości zastępowania ludzi przez komputery, sprawia, że wielu pracowników wciąż ma ograniczone pole manewru. Właściciele hipermarketów wciąż pozwalają sobie na eksploatatorskie traktowanie pracowników. To kolejny dowód, że ekonomia i gospodarka to nie western. W ekonomii zawsze muszą być postrzegane, i to w różnych aspektach i kontekstach, dwie strony: pozytywna, pożądana i niepożądana. Dotyczy to też technologii. Nawet najlepsze też mają swoją ciemną stronę, Dowodzą tego chociażby przestępstwa internetowe. Obecnie dzięki nowym technologiom pracownicy w coraz większym stopniu mogą być zastępowani poprzez nowe rozwiązania technologiczne. Umożliwiają one, w tym zwłaszcza nanotechnologie, np. eliminowanie niektórych stanowisk i zawodów. Są już np. na świecie sklepy bez kasjerek, a u nas także pojawiają się chipowe kasy samoobsługowe. To może rozzuchwalać niektórych, ale tylko krótkowzrocznie myślących pracodawców.

Czyli: siedź, pracuj i milcz, bo jeśli nie, to zastąpię cię czytnikiem czipów?
Coś w tym rodzaju. To się nazywa crowdsourcing. Termin ten użyty w 2006 r. przez publicystę i wydawcę amerykańskiego czasopisma Wired Magazine, Jeffa Howea, oznacza przesuwanie tradycyjnych obowiązków pracowników najemnych na inną grupę ludzi. W wyniku tego, my jako konsumenci, stajemy się prokonsumentami, czyli producentami i konsumentami w jednym. Na przykład w sklepie sami wybieram towary, ważymy, a na końcu liczymy i płacimy. Zatem dzięki nowym technologiom bezkarnie można eksploatować pracowników, bo w razie strajku można ich zstąpić przez automaty, m.in. automatyczne kasy i po problemie.

A więc czasem technologia przeciw człowiekowi? Ludzie kontra maszyny. Luddyzm już przerabialiśmy w historii?
Tak może się zdarzyć i zdarza się także współcześnie. Ale postępu to nie zatrzyma. Stąd tez ludzie wykształceni, dysponujący nowoczesną wiedzą, mogą łatwiej przystosowywać się do zmian. Natomiast osobom niewykształconym grozi wykluczenie społeczne. Zwłaszcza że dziś nawet sprzątaczka musi mieć pewną wiedzę lub przynajmniej wyobraźnię, inteligencję technologiczną, żeby w wyniku nieprawidłowego postępowania nie zniszczyć nowoczesnych, coraz bardziej technologicznie zaawansowanych narzędzi pracy i wyposażenia sprzątanych obiektów. To samo dotyczy np. pracy hydraulika. Naprawiając krany na fotokomórki, musi mieć solidną wiedzę.

Jednym słowem, bez wiedzy ani rusz...
Chciałabym jednak zwrócić uwagę na jeszcze coś innego, o czym pisze m.in. szwedzki badacz internetu Aleksander Brad. W epoce kapitalizmu industrialnego na samym czubku społecznej piramidy mieliśmy fabrykantów i bankierów, a na samym dole - proletariat. W epoce, która nadchodzi, na szczytach władzy znajduje się mała liczebnie, ale bajecznie bogata sieciowa netokracja. Podnóże społecznej piramidy zajmuje konsumtariat. Netokracja to osoby najwyżej wykształcone - osieciowani specjaliści. Często bogatsi od kapitalistów-właścicieli. Dolny kraniec drabiny społecznej to konsumptariat. Kiedyś proletariat walczył o życie i przetrwanie, czyli robotnik musiał zarobić, żeby jego rodzina nie wymarła z głodu. Konsumtariat zaś to klasa społeczna, która nie ma kwalifikacji i wiedzy niezbędnej do pozyskania pracy, nie ma tez umiejętności komputerowych, a zatem i możliwości korzystania z technologii informatycznych, w tym z internetu, a internet właśnie staje się podstawowym narzędziem pracy, ale tez ważnym wspomagaczem naszego życia w ogóle.
Klasyczny reprezentant konsumtariatu to osoba z pilotem do telewizora w ręku, może sobie leżeć na kanapie i klikać. A jak zbraknie środków na życie, to pójdzie do opieki społecznej lub po zasiłek dla bezrobotnych i zawsze jakieś środki dostanie. Dorzuci do tego coś Kościół, Czerwony Krzyż albo jakieś inne instytucje charytatywne. A jak opiszą media, to paczki popłyną z całego świata. Nie chciałabym tu nikogo denerwować, a tym bardziej obrażać, zwłaszcza wobec ogromnych kontrastów społecznych w Polsce i w świecie, ale średnio biorąc, jesteśmy już jako społeczeństwo znacznie bogatsi niż przed laty. Trudno tego nie zauważyć. U nas nieprawidłowości w systemie socjalnym i systemie zatrudnienia oraz emerytur sprawiają, że motywacje do pracy nie są dostatecznie silne. W skrajnym przypadku pracownik zawsze może powiedzieć, rzucam pracę i przechodzę na zasiłek, bo zbyt mało mi płacą.

Nierzadko bardziej niż praca opłaca się zasiłek, zwłaszcza jeśli może być uzupełniany poprzez dorabianie w szarej strefie. I tak się wciąż dzieje. Jest to jedna z przyczyn tego, że mamy w Polsce niespełna 60-procentowy wskaźnik zatrudnienia, czyli pracuje zaledwie trochę więcej niż połowa tych, którzy mogliby pracować. A przecież już starożytni przestrzegali, że bogactwo kraju od pracy zależy, gdy tylko lud pracę porzuci, bogactwo znika. Dlatego też Unia Europejska dąży do tego, by w latach 2014-2020 średni wskaźnik zatrudnienia wzrósł do 75 proc. Dla Polski to bardzo trudne wyzwanie. Jeszcze trudniejsze do spełnienia jest zalecenie UE, aby na badania i rozwój nowych technologii wydawać docelowo 3 proc. PKB. Obecnie wskaźnik ten w Polsce nie przekracza 0,5 proc. Bezsprzeczne jest jednak, że zwiększanie takich nakładów jest warunkiem niezbędnym budowania gospodarki opartej na wiedzy.

W warunkach niedostatku środków, żeby budować gospodarkę opartą na wiedzy, komuś trzeba będzie zabrać, żeby komuś dać. A na to się politycy chyba nie odważą?
Trafia pani w piętę Achilla polskiej rzeczywistości. Jednym z najgroźniejszych zjawisk w polskiej gospodarce jest syndrom cyklu wyborczego i związana z tym krótkowzroczność w polityce gospodarczej. Politycy myślą przede wszystkim o tym, żeby ich wybrano, a nie o tym, by uzdrawiać gospodarkę. W związku z tym, jako remedium w niektórych kręgach eksperckich pojawiają się idealistyczne propozycje, żeby wybrać taki rząd, który wiedziałby, że w następnej kadencji, za cztery lata absolutnie nie będzie startować w wyborach. Wtedy ministrowie, wolni od obawy przegranej w wyborach, przeprowadziliby wszystkie bolesne, ale niezbędne dla gospodarki reformy, jak choćby podniesienie wieku emerytalnego. To wymaga podejmowania decyzji z uwzględnieniem długookresowej, a nie krótkiej, wyborczej perspektywy. W dzisiejszych czasach niestety nie można niczego powiedzieć ze stuprocentową pewnością, dlatego kształtuje się nawet w ekonomii nowy nurt zwany ekonomią wiedzy niedoskonałej. Politycy uważają jednak, że skoro nie można przewidywać, to prognozowanie nie ma sensu. O tym, że takie rozumowanie jest błędne, dotkliwie przekonujemy się niemalże na co dzień, doświadczając nieprawidłowości np. w systemie funkcjonowania transportu, drogownictwa, przestrzennego zagospodarowania kraju, systemu zdrowia. Doświadczenia prognostycznie dojrzalszych od nas krajów dowodzą, że długookresowe strategie mają głęboki sens. Światowej sławy guru prognozowania Alvin Toffler wskazuje przy tym na potrzebę tzw. futuryzmu społecznego, czyli nakłaniania możliwie szerokich grup społecznych do refleksji nad przyszłością, nad tym, co nas może czekać.
Nic tak dobrze nie czyni teraźniejszości niż dobrze przemyślana przyszłość?
Oczywiście. A sprowadzając rzecz do praktyki, niedawna powódź pokazała, że należało o jej skutkach myśleć wiele lat temu. Podobne rozumowanie powinno nam towarzyszyć w myśleniu o finansowaniu nauki i wysokospecjalistycznych technologii. Wiedza umożliwia przeciwstawianie się powszechnej dziś i groźnej mcdonaldyzacji społeczeństw. Bezkrytyczne przejmowanie wzorców z USA jest źródłem wielu rozmaitych kłopotów. Niezbędna jest refleksja nad niepotrzebnymi elementami cywilizacji materialnej, którą Zachód wyeksportował na cały świat. Niemiecki filozof Peter Sloterdijk ironicznie konstatuje nawet, że prawdziwym bohaterem współczesności zachodniej i neoliberalizmu jest Harry Potter z wizją świata pozbawionego realnych granic. Warto może tu przypomnieć, że słowo Potter to w tłumaczeniu z ang. garncarz, czyli rzemieślnik wytwarzający puste naczynia.

Kierując się filozofią potterowską, rzesze ludzi chciały wyrwać się ze świata pracy od podstaw do "magii" świata arcybogactwa. Po co bowiem pracować całymi dniami, jeśli jednym pociągnięciem pióra, posługując się instrumentami finansowymi, derywatami można zarobić miliony nawet miliardy.

Kryzys globalny ma też swoje dobre strony. Pokazał, że na toksycznych innowacjach finansowych można co prawda szybko zarobić, ale zysk uzyskany nieprawidłowo daje krótką radość, a długie troski i w rezultacie katastrofę, czego przykładem jest chociażby bankructwo jednego z największych banków w USA Lehman Brothers. Kryzys wyraziście wykazał też, że gospodarka oparta głownie o sektor finansowy i pośrednictwa finansowego jest kolosem na glinianych nogach i tak naprawdę o poziomie rozwoju przesądza przede wszystkim sfera realna. Kryzys ujawnił słabości doktryny neoliberalnej i ryzyko z nią związane. Doktryna neoliberalna bowiem napędzała bezrefleksyjny konsumeryzm i pogoń za łatwym pieniądzem i bogactwem. W wyniku kryzysu zostało to obnażone. Kryzys przewartościował podejście do gospodarki. Istnieje szansa, że proporcje po kryzysie zostaną w gospodarce globalnej przywrócone.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!