Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziadul: Nowi Ślązacy, czyli odmienne stany świadomości

Jan Dziadul
Jan Dziadul
Jan Dziadul
Na zaproszenie „Fabryki Silesia” (i sąsiada z dołu strony) uczestniczyłem w poszukiwaniach i samoidentyfikacji „Nowych Ślązaków”. Propozycja o tyle intrygująca, co karkołomna, bo według jakich kryteriów wyłuskiwać ich (nas) z tłumu i na Ślązaków pasować - chrztem mianując nową sól tej ziemi, co czarną już nie jest?

Wszak od pewnego czasu gdzieniegdzie pętla owego kryterium śląskości wyraźnie się zacieśniła: otóż, jeżeli zasypiasz z autonomią na ustach, a gwarą i narodowością w duszy, to ani chybi jesteś prawdziwym Ślązakiem, tym z korzeniami przednimi, czyli Starym Ślązakiem.

To nic, że twoja znękana śląska dusza budzi się zlana potem i zalękniona pyta - czy aby na pewno jest prawdziwie śląska? Czy aby wystarczająco? Bo jeśli śpisz zdrowo i robisz swoje, nie zawracając sobie zbytnio głowy powyższym dylematem - toś zaprzaniec. Możesz sobie flaki wypruwać i nucić nieśmiało, niemal bezgłośnie: „mój jest ten kawałek podłogi” - wszystko na nic. Nie mieścisz się w kanonie.

O autonomii nie śnię, a język i narodowość pozostawiam - według uznania - budzącym się. Czy w tym stanie świadomości znajdę w sobie Nowego Ślązaka? Ale logika i doświadczenia wieków podpowiadają, że na patriotyzm lokalny składają się i przymioty starych, i powiew świeżości, który wnoszą przybysze pukający do drzwi swego nowego domu. Na tym przecież polega rozwój i cywilizacja - stare miesza się z nowym, wnosząc urozmaicenie, udoskonalenie, ale i przystosowanie do istniejących tradycji, dając w efekcie miksturę o lepszym, ciekawszym i bardziej pociągającym smaku. Barbarzyńcy muszą być w ogrodzie, aby go upiększyć.

Śląskim neofitą być! - coś takiego wpadło mi do głowy, kiedy wyliczałem cechy tych rychtig prawdziwych. A nie zaprzeczycie, że to: śląska religijność, uczciwość, pracowitość, zaradność, rodzinność, pedantyczność, przywiązanie do kawałka małej ojczyzny i okolicy, czystość w obejściu i w sobie…

W tym momencie przez ramię zerknęła żona z lwowskiej rodziny, co rozsiadła się po 1945 roku w Bytomiu, Zabrzu, Gliwicach i okolicach. Zapytała z nutą szyderską: „A cóż to za szczególne cechy, które różnią ich od nas? No, może poza przesadną pedantycznością”… Obwieściła, że pokusi się o zestawienie prawdziwych Ślązaków w takim oto kontekście: religijny - jak…; rodzinny - jak…; pracowity - jak… itd. Ciekawe, kto jej to opublikuje?

Gdybym szukał w mojej rodzinie Nowej Ślązaczki, to w żonie nie znajdę, choć tu urodzona. Sąsiadów lubi, ale kompleksów nie ma. Na określanie jej podobnych - małpy, która popsuła śląski zegarek - dostaje napadu śmiechu. Rodzina przytaszczyła bowiem ze Lwowa takie cacka - poza książkowymi zaczynami bibliotek Politechniki Śląskiej i Akademii Medycznej - jak choćby gabinet dentystyczny sprowadzony tuż przed wrześniem 1939 r. z USA, kiedy III Rzesza objęta była już embargiem na nowe technologie. Kto pamięta Bytom i ulicę Sądową 5 - to pamięta. Podobnie jak cała ta rozczulająco łatwowierna grupa przesiedleńcza - nie rozpakowywała manatków, bo przecież niedługo miała wracać z powrotem do swego lwowskiego domu. Ot, taka chwilowa, prowizoryczna przesiadka w nieznanym poniemieckim miasteczku.
Prowizorki, jak wiadomo, trwają najdłużej, czasem na zawsze. Wtopili się w śląski krajobraz, zasymilowali, choć ci starzy wciąż ukradkiem ronią łzę za swoim ukochanym miastem. Przywieźli ze sobą, oprócz polskości i wszystkiego, co lepsze i gorsze, także chronometry, jakich tu na oczy nikt nie widział.

W żonie i tubylczych córkach nie znajdę więc Nowych Ślązaków, choć predyspozycje by nawet miały. Tylko tej pedantyczności za cholerę. Uprawiają tu „swój kawałek ogrodu” i chociaż zapuszczają się na rubieże - zawsze wracają do domu. Jak kto pyta, to mówią, że są Polkami mieszkającymi na Śląsku. Jak kto drąży i dopomina się o więcej - śmieją się i kręcą głowami. Śląskość, która woła o autonomię, język czy narodowość - to dla nich drugi brzeg tej samej rzeki, do którego nie widzą potrzeby dobijać.

Ja też nie mam problemu z identyfikacją. Jestem Ślązakiem, ponieważ już 40 lat mieszkam na Śląsku. Polakiem-Ślązakiem, tak bym to ujął. Drugiemu brzegowi przyglądam się ciekawie, siedzę z lunetą na swoim siemianowickim przyczółku, jednym kibicuję, innym mniej lub wcale. Jak jest święto - wieszam polską fanę. Jak mi ją obsrają gołębie - piorę z czułością. Jak się kto dziwi, że wieszam - nucę pod nosem bluesa. Jak kto z dalekiej, obcej galaktyki rzuci przez zęby: „p... się Polsko”, poczekam, aż znajdzie się bliżej. Jak kto powie: „spieprzaj dziadu” - przyłożę i wrócę na swoje pozycje, do domu. Do moich śląskich Siemianowic.

Kim tu jestem? Odpowiada za mnie dr Zofia Oslislo-Piekarska: „Dla mnie Nowym Ślązakiem jest ten, kto dobrze się czuje na Śląsku, kto wybrał to miejsce, jako swoje miejsce życia i chce coś wartościowego dla tego regionu zrobić. To kategoria, która ma za zadanie nikogo nie wykluczać”.

Dopowiada Krzysztof Karwat: „Ja tak nazywam wszystkich tych, którzy chcą się identyfikować z tą ziemią, choć nie mają kwitów na to”. To mi pasuje, stąd samowolnie przyznaję sobie status: Polaka-Nowego Ślązaka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!