Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziadul: Przychodzi trąba powietrzna i w sekundę przewraca, co chce

Jan Dziadul
W niedzielne popołudnie zabierałem się do felietonu o smokingu, który na powrót, niepostrzeżenie, po latach siermiężnych i słusznie minionych, wrócił do łask. Jako strój narodowy.

Sprawa tego wykwintnego odzienia tkwiła we mnie od czerwca. Z okazji 25-lecia Górnośląskiego Towarzystwa Lotniczego i 20-lecia Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej miałem przyjemność zostać zaproszonym na koncert NOSPR-u. Zagarnęła mnie fala facetów w smokingach - niczym elegancki tłum agentów Smithów z Matrixa. Patrzyłem z zawiścią na tych, którzy się w smokingu urodzili i protekcjonalnie na pozostałych spoglądali. Nie było nas dużo. Takich jak ja, w wieloletnich garniturach, można było policzyć na palcach.

Czułem boleśnie, że wielu facetów przepasanych hisz-pańskimi pasami spogląda na mnie ciut z góry - oto czarna owca w finezyjnym stadzie. Wstyd nawet zagadnąć o cokolwiek. „Patrz, ten facet na scenie nie ma butów” - doszedł mnie sceniczny szept smokingowca, wskazującego partnerce wyłaniającego się z czeluści kulisy Leszka Możdżera. Wymownie na siebie spojrzeli. Lepiej siedzieć cicho. Przysiągłem sobie, że sprawię sobie smoking. I nie będę pytał o cenę. Kazałem moim dziewczynom bacznie się rozglądać, co i jak do tego eleganckiego ubrania się nosi. No i mamy ostatnią sobotę. Żona wraca z zakupów i rzuca na stół pokaźny pakunek. „Wpadłam na chwilę do naszego sklepiku - masz swój nowy smoking!” Sklepik, też coś - pomyślałem, second-hand jak pół lotniskowca. „Dzisiaj wszystko z wieszaka po 5 złotych, do tego na wagę - smoking masz za 2 zł!” Wzruszyłem się. Śliczny, prawie nowy - i ze lśniącymi głębokim atłasem lampasami.

I tak w niedzielne popołudnie rozmarzony już widziałem się na różnych wybiegach, chwytałem spragnionym okiem łakome spojrzenia zachwyconych pań, kleciłem leniwie ten oto felieton o smokingu, już jako tradycyjnym polskim stroju - gdy nagle zrobiło się ciemno jak…

Drobny deszczyk za oknem w okamgnieniu zmienił się w ulewną ścianę, która z wyciem wichury zawinęła się w wirującą trąbę powietrzną! Było po 13.30. Wielkie brzozy w jednej chwili ruszyły w jakiś przedziwny, przeraźliwy tan, wykręcając się w różne strony, dom zadrżał, poszycie dachu jęknęło - zewsząd wycie i huk… A po kilku sekundach - cisza. Nasza siemianowicka ulica zaplata się wokół skweru, na którym jeszcze kilka minut wcześniej na rolkach i rowerach śmigała rozbrykana dzieciarnia. Na szczęście nagła ciemność przestraszyła je i umknęły bezpiecznie do domów parę sekund przed trąbą.
Wyglądamy. Ogromne wieloletnie drzewa powalone, splecione ze sobą rozpaczliwie, z ziemi sterczą powyrywane korzenie, fragment sąsiedniego dachu niczym wielki żagiel porwany wichurą poleciał nie wiadomo gdzie. Liczymy straty. Cieszymy się, że nikomu nic się nie stało. Po drugiej stronie wiatr powalił dwa wielkie świe-rki, których pnie o milimetry minęły zaparkowanego pod nimi citroena. U sąsiadki czereśnia powykręcana - leży na naszym płocie. U mnie (10 m) stoi z budkami i karmnikami dla ptaków. U sąsiada wyrwało olbrzymi orzech, ale plastikowy stolik koło niego nawet się nie przewrócił. I tak na przestrzeni 200 metrów na 200. Trąba szła, jak chciała. Straż przyjechała po godzinie - wcześniej usuwała drzewa z głównej ulicy. Strażacy mówią, że w Chorzowie jest masakra. I to wszystko. Sporo sprzątania gałęzi i budowlanej wełny - ale to wszystko.

Ruszają Polaków rozmowy: o tym, aby miasto wycięło wszystkie wysokie drzewa w o-kolicy, że najlepsza byłaby betonowa wylewka - profilaktycz-nie, bo klimat się ociepla i takich trąb będzie więcej - wie z całą pewnością jeden z sąsiadów. Dlaczego ma być więcej? Trochę już tu mieszkam, ale takie zjawisko atmosferyczne musnęło nas po raz pierwszy. Zresztą, nic nowego w tej części Europy: trąby były, są i będą - tłumaczę sąsiadowi. Nie wierzy. Ani ja - w gwałtowną zmianę klimatu. Bagatelizować nie można, ale i przesadzać z niebezpieczeństwem też nie ma co.

W lipcu 2002 r. byliśmy nad Jeziorem Nidzkim, na bindudze, od strony Puszczy Pis-kiej. W samo południe nagle zaczęło się ściemniać. Przez puszczę szły dziwne odgłosy, ale pojęcia nie mieliśmy, co się tam w środku dzieje. Potem były wieści, że pod Piszem trąba powie-trzna powaliła wielkie drzewa. Gnani dziennikarskim wścibstwem pojechaliśmy zobaczyć, co się stało. Przez Wiartel dotarliśmy do szosy Kolno-Pisz. A tam obraz nie do uwierzenia i nie do zapomnienia: po obu stronach szeroki pas położonych i poskręcanych w jednym kierunku drzew. Zaglądam do ówczesnych niusów: wichura zniszczyła 33 tys. hektarów, z tego 17 tys. całkowicie. Szła ławą, czasem o szerokości 15 km.

Potem mówiło się i pisało, że to front szkwałowy wespół z trąbami powietrznymi. Ów szkwałowy wał sunął 170 km/h. Byli ranni, ale to cud, że w tym żywiole tratującym drogi, lasy, wioski i jeziora - oprócz leśnych zwierzaków - nikt nie zginął.

PS Zdaniem strażaków, za zerwaniem płaskiego dachu przez wichurę stoją panele słoneczne, solidnie przymocowane do nowej konstrukcji. Zadziałały jak żagiel przy ostrym podmuchu.

*Trąba powietrzna w Chorzowie ZOBACZ NOWE WIDEO I ZDJĘCIA
*Wakacje przedłużne. To prezent MEN dla uczniów
*Pielgrzymka kobiet do Piekar Ślaskich 2016 ZDJĘCIA + WIDEO
*Dzieci zasypiają w każdych warunkach NAJŚMIESZNIEJSZE FOTKI
*Sprawdzony i prosty przepis na leczo SPRÓBUJ I SIĘ PRZEKONAJ
*W pełni wyposażone mieszkanie w centrum Katowic może być Twoje! Dołącz do graczy loterii "Dziennika Zachodniego"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!