Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skarby znalezione przy śmietniku i dary rozdeptane ze złości

Jan Dziadul
Jan Dziadul
Jan Dziadul
Jestem coraz bardziej i bardziej bogaty, choć „dzieciotwórczy” program 500+ nas ominął. Wystarczy wyjść na spacer z psem.

Już tajały resztki śniegu poprzedniej zimy, kiedy Penelopa zaczęła grzebać w brudnej zaspie. Moim oczom ukazały się: błękitno-biała sosjerka w formie łabędzia i śliczna cukierniczka z tegoż kompletu. Dołączyłem się do grzebania, skutkiem czego wydobyłem z zaspy trzy cacane filiżaneczki i talerzyki przecudnej, choć niebędącej już na topie, urody. „Bunzlauer Keramik”- informowały spody. Uległem sentymentom moich dziewczyn i wróciłem po resztę skarbów. Ktoś postanowił wyrzucić swoje dzieciństwo i rodzinną historię, zamiast przekazać dalej - ale dało się sporo posklejać, co czyniliśmy z dużą frajdą.

Kilka wieczorów później wróciłem ze spaceru z rzeźbionym fotelem w doskonałym stanie - kąpiel pod prysznicem ukazała jego walory w pełnym blasku. Wiosną wzbogaciliśmy się o 30-litrowy szklany słój. Niby nic wielkiego, ale miał kryształową zakrętkę, jakiej w życiu jeszcze nie widziałem. Lato przyniosło nam mosiężne żelazko z duszą i zegar, który - po dopieszczeniu - bije co jakiś czas. Jesienią córka przygarnęła szmacianą lalkę i dużego pluszowego misia, a żona 2-metrową lampę z abażurem pamiętającym marszałka - nie tego, tylko tamtego. Pięknym, doszorowanym dywanem, pejzażem w starej ramie i przyjaznym lustrem uradowała się niezasobna serdeczna przyjaciółka.

Pamiętam jak przed laty w Krościenku nad Dunajcem pewna rodzina, która zeszła z gór, żeby żyć w mieście, paliła w ognisku rodzinne zaszłości: drewniane kijanki, zdartą do niemożliwości pralkę-tarkę, cepy, jarzma do ciągnięcia pługów i bron przez bydło... Wstydliwe obciążenie przeszłych pokoleń. Trochę uratowaliśmy. Żyją bezpiecznie na stryszku. Wzrost zamożności widać też w innych obszarach.
Parę dni przed Wigilią, a było już po ćmoku, zastukał mężczyzna z prośbą o jedzenie dla dzieci i siebie - albo pieniądze. Z pieniędzmi cieniutko, więc żona zapakowała do torby: mąkę, cukier, dwie cytryny, sześć jajek, struclę z makiem, puszkę z tuńczykiem, kawałek kiełbasy i coś tam jeszcze. Ja przekazywałem tobołek i wydało mi się, że skądś faceta znam. Stąd świąteczne życzenia.

Rankiem na ścieżce przy torach wszystko leżało - z wyjątkiem kiełbasy i tuńczyka. Worki z mąką i cukrem rozdarte, jakby ze złości. Cytryny zdeptane, tak samo jak ciasto. Dwa jajka udało się odnieść do domu. Powiedziałem sobie - nigdy więcej. Pewnie do następnego razu.

Zresztą, podobną przygodę przeżyliśmy w poprzednich latach z ubraniami, które teraz zwyczajowo oddajemy do parafii św. Michała. Tam panie zajmujące się pomocą dla bliźnich wiedzą, co i komu przekazać dalej. Może takie małe kroczki rozjaśnią choć krzynkę czyjeś szare, niewesołe dni?

A wszystkim życzę w 2017 roku jeszcze większych bogactw, tylko nie niszczcie dotychczasowych. Się przydadzą.

Dzieci śpiewają kolędy. Kliknij i posłuchaj

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Skarby znalezione przy śmietniku i dary rozdeptane ze złości - Dziennik Zachodni