Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziadul: Phoenix silesiensis, czyli pod palmami na katowickim Rynku

Jan Dziadul
Jan Dziadul
Jan Dziadul arc.
O katowickich palmach było już tutaj głośno, ale muszę i swoje trzy grosze dołożyć, ponieważ mam do nich stosunek osobisty. Pierwszą palmę w życiu zobaczyłem pod koniec lat 50. poprzedniego wieku w Kudowie-Zdroju, gdzie nas losy rzuciły. Z elementarza, przy okazji nauki o Murzynku Bambo, dowiedziałem się, że te dziwne drzewa rozsiane po miasteczku, to palmy.

Uzdrowisko miało własną palmiarnię i jak tylko słońce wiosną przygrzało, to wystawiało piękne okazy w parku, przed sanatoriami i domami wczasowymi. Z pierwszymi mrozami chowano je do wielkiej szklarni. I nie była to, bynajmniej, namiastka egzotycznych krajów w siermiężnym socjalizmie. Tak było tutaj zawsze, a przynajmniej od połowy XIX wieku, kiedy palmiarnie stały się modne.

Kiedy zacząłem poznawać dolnośląski świat, okazało się, że - poza uzdrowiskami - palmiarnie były w każdym szanującym się mieście. Widziałem je choćby w Kłodzku i Wałbrzychu - nie mówiąc już o Wrocławiu, w Ogrodzie Botanicznym. Zniszczona w czasie wojny, szybko została odbudowana. Dzisiaj w ruinie, choć Wrocław myśli o nowej, okazałej. Bo palmiarnia - to obiekt kultury ogrodowej i miejskiej, dopełniająca krajobraz teatrów, filharmonii, muzeów i stadionów. Toteż ucieszyłem się, gdy palmy stanęły na katowickim Rynku (wartym już dużej litery). A że to miejsce jest kością niezgody od czasu, kiedy zaczęto Rynek przebudowywać (lub też budować od podstaw), wiadomo było, że palmy też wejdą do głów i czasami zaczną odbijać. Jakby policzyć, na 10 słów o Katowicach - 8 to wieszanie psów na Rynku. A gdzie teraz lepiej wieszać niż na palmach?

Tomy o Rynku na liściach palmowych można by zapisać. Dajmy na to Dom Prasy - malkontenci rwą włosy z oburzonych głów, że oto popsuto przestrzeń wraz z dziełem. A co to było za dzieło, ot seledynowo - sraczkowaty klocek z klitkami dla reżimowych gryzipiórków (miałem przez parę lat i swoje tam miejsce). Budynek w nowych szatach mi się podoba, choć niekoniecznie to, że katowiccy urzędnicy zajmują coraz więcej publicznej przestrzeni. Wiem, rzecz jasna, że chodzi o jakość obsługi mieszkańców - stąd żałuję, że katowiczaninem już nie jestem. Nie tak dawno publiczności i znawcom nie podobały się zielone żywe ekrany - do dupy, bo przesłaniają perspektywę Spodka. Dzisiaj ekrany są już OK, bo perspektywę Spodka przysłoni dopiero miejski publiczny sracz. Miałem dla niego swoją lokalizację (w podwórzu za Domem Prasy lub w piwnicach pod nim), ale już za późno na podpowiedzi.

Wracając do palm... Ta ze stołecznego Ronda de Gaulle’a wrosła w krajobraz jako Phoenix warszawiensis. Może i katowickie podobnie zapiszą się na Rynku? Jedno jest pewne - zawsze znajdą się ci, którzy stwierdzą, że palmy są jawną prowokacją, bo każdy wie, że u nas w Polsce przecież nie rosną, a tylko takie drzewa jak dąb, brzozy, wierzby czy świerki. A palma jest symbolem, no - wiadomo czego. Nawet jak nie odbija.

Jan Dziadul

*EURO 2016: Transmisje, relacje, zdjęcia i filmy wideo
*Słońce, palmy i sztuczna Rawa. Tylko się nie kąpcie! ZDJĘCIA + WIDEO
*Ranking Uczelni Wyższych Perspektywy 2016: Ale niesamowity skok śląskich szkół!
*Ile zarabiają pielęgniarki? Oto prawdziwe paski wynagrodzeń
*Nowy abonament RTV, czyli opłata audiowizualna z rachunkiem za prąd ZASADY, KWOTY, ZWOLNIENIA!
*WNIOSKI I DOKUMENTY na 500 zł na dziecko w ramach Programu Rodzina 500 PLUS

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dziadul: Phoenix silesiensis, czyli pod palmami na katowickim Rynku - Dziennik Zachodni