Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziadul: Poczęci w Kraju Rad, łączmy się! Jest nas niemało...

Jan Dziadul
Ilu jeszcze zostało na Śląsku dziadków z Wehrmachtu? Garstka. A nas, poczętych w ZSRR, ciągle miliony - jest w czym grzebać

Kumpel zaprosił mnie do Wrocławia na komisyjne zniszczenie dowodu osobistego z epoki PRL-u. No i na urodziny. Spotkanie z przyjaciółmi, z którymi przed laty zawracaliśmy bieg Odry - bezcenne, bo coraz mniej ich na tym padole.

Zapewniam, że z tym zielonym dowodem to żadne „jaja”. W rubryce „urodzony” było: 1951 r. Lwów, ZSRR. Więc fru, do kominka. Kumplowi ręce dygotały - niekoniecznie ze wzruszenia. Potem, przy wódeczce, przyznał z pewną dozą zażenowania, że to efekt Ryszarda Petru z Nowoczesnej. W świetle jupiterów ujawniono, że Rysiu, poczęty we Wrocławiu, jako dwunastoletni wyrostek pomieszkiwał całe dwa lata (1984-1986) w Dubnej pod Moskwą wraz z rodzicami, którzy pracowali w Ośrodku Badań Jądrowych. Siłą rzeczy musiał być pod okiem radzieckiego wywiadu (GRU) - a nikt chyba nie uwierzy, że z oficerami chodził na grzyby. No a jeśli na niego mają takie kwity, to co dopiero na nas - poczętych w Kraju Rad? Toż wrażą ideologię wyssaliśmy z mlekiem matki!

Byliśmy gówniarzami - bronię się, na wszelki wypadek. Za młodzi, żeby wpaść w ich sidła. - A „Salt” z Angeliną widziałeś?! - żachnął się gospodarz. Przeszkolą gówniarza, czipa wszczepią, uśpią na lata, a jak przyjdzie czas - obudzą dla swoich perfidnych celów! Zeszło na Lwów - to dzisiaj żaden obciach, jesteśmy teraz jak jedna przyjazna pięść, choć brak jej wołyńskich palców. Kumpel wzniósł toast za Lwów i za zdrowy rozsądek. Potem ja - za Majdan.

Tylko jak wymazać ZSRR z życiorysu? Tak na wszelki wypadek. Kumpel ma gorzej: był na praktykach studenckich w Kazachstanie, potem miesiące w leningradzkim instytucie. Niefrasobliwie dwa razy wysyłał rodzinę nad Morze Czarne. Teraz pluje sobie w brodę. - Jak udowodnisz, że nie wpadła w macki GRU? Pocieszam go, że wielu jeździło - wszystkich nie sprawdzą… Dla rozładowania napięcia przytoczyłem opowieść o babci spod Pszczyny, która pod koniec wojny nosiła do lasu jedzenie niemieckim żołnierzom. W latach stalinowskich dopadła ją sprawiedliwość. Richtig, nosiłam - ale to były nasze synki, z NRD.

Przypomniałem też o „dziadkach z Wehrmachtu”, których wytykano moim sąsiadom. Wszystko rozeszło się po kościach. Ale czy wnuków tych dziadków do takiej np. ABW przyjmują? - dopytywał zatroskany. - Sam mam parę lat do profesorskiej emerytury, poradzę, ale jak na moich najbliższych znajdą kwity? Poza tym, ilu jeszcze zostało na twoim Śląsku dziadków z Wehrmachtu? Garstka. A nas, poczętych w ZSRR, ciągle miliony - jest w czym grzebać.

Co prawda, to prawda. Z Wrocławia wracałem zmieszany, ale nie wstrząśnięty. Bo tak na chłopski rozum - za co piętnować dzieci rodziców zza Buga? Toż to pierwszy nieskażony miot, czysty jak łza. No chyba że GRU ze swoimi mackami… Wszedłem sam ze sobą w dyskurs, niczym Alicja w trakcie spadania do czarnej dziury. Bo jeśli matka urodziła się w II RP i też w papierach miała ZSRR, a dziadkowie jeszcze za cara Mikołaja II, czyli również w ZSRR - to znaczy, że teza była słuszna i ZSRR jest wieczny. Liczę na palcach. Mam trzy nieprzemyślane epizody z nim związane. Byłem z matką w rodzinnych stronach pod koniec lat 60. - jako licealista. Jechaliśmy z koszulami, wracaliśmy z pierścionkami. Zapewniam, że GRU to nie interesowało.

Po raz drugi - pociągiem przyjaźni. Wsiadłem w Warszawie - obudziłem się w Moskwie. Szczegółów nie pomnę. Potem lot do Tbilisi i wielkie gruzińskie wesele. Wino lało się z rogów - nie wypijesz, obrazisz. Służby mogły tam być, ale w mglistej pamięci pozostały raczej czarowne GRU-zinki. Trzeci raz szerokim torem przyjaźni: Katowice-Kijów-Odessa. Głowy za siebie nie dam, że GRU mnie nie osaczyło. Żona nigdy wschodniej granicy nie przekroczyła, choć rodzice urodzeni w radzieckim przedwojennym Lwowie (ojciec jeszcze za Franciszka Józefa). Starsza córka nie była dalej niż w Suwałkach, a druga w ogóle nie wie, że Związek Radziecki istniał, co doprowadza mnie do rozpaczy. Wynika, że tylko na mnie mogą coś znaleźć.

Do Katowic dojeżdżałem podszyty strachem. Dzwonię do żony: - Szukaj mego dowodu z PRL i spal, a popiół rozsyp w ogrodzie sąsiada! Ślubna konstatuje: - Wiedziałam, że w takim stanie wrócisz! A dowodu nie dam, bo w nim nasza historia. Pieczątka na wjazd do NRD. Urzędowa zgoda władz Katowic na produkty weselne: 20 kg mięsa i wędlin, 15 butelek wódki, asygnata na obrączki… I jeszcze potwierdzenia wielu innych ważnych w życiu spraw. Wszystko w jednej kupie.

Ten przecięty w rogu dowód to skarb! Kto wie, może się przyda, jak zaczną rozliczać… Inni brali na wesela po 50 kg, o wódce nie wspomnę - niech oni boją się CBA! Ja swoje: ale miejsce urodzenia - ZSRR! Co z tym zrobić: wygumkować, czy puścić z dymem?

Żona uparła się jednak, że nie da spalić dowodu. W ogniu musiałby też spłonąć dyplom studiów i dziesiątki różnych dokumentów z kartą repatriacyjną włącznie.

- I ty uważasz, że nikt nie dojdzie, żeś urodzony w Kraju Rad? - pyta z ironią, ale i z troską. - Jesteś sortem drugiej świeżości, z genem destrukcji jak z wisienką na torcie. Musicie się skrzyknąć i zjednoczyć. Stary dowód waszym znakiem. W stadzie zawsze raźniej. Milionów nie zastraszą…


*Studniówki 2016 Szalona zabawa maturzystów. Zobaczcie, co się dzieje ZDJĘCIA + WIDEO
*Abonament RTV na 2016: Ile kosztuje, kto nie musi płacić SPRAWDŹ
*Horoskop 2016 dla wszystkich znaków Zodiaku? Dowiedz się, co Cię czeka
*Jesteś Ślązakiem, czy Zagłębiakiem? Rozwiąż quiz
*1000 zł na dziecko: JAK DOSTAĆ BECIKOWE? ZOBACZ KROK PO KROKU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!