Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karwat: Kto jeszcze rozumie górników? Oprócz nich samych...

Krzysztof Karwat
Krzysztof Karwat
Krzysztof Karwat arc.
Czternasta pensja? A co to takiego? Przecież każdy rok składa się tylko z dwunastu miesięcy. To relikt realnego socjalizmu i PRL-u

Ostatnie dni były tak bu-rzliwe w polskim parlamencie i w ogóle na głównych scenach politycznych, że aż odwróciły uwagę od poważnych napięć, jakie wstrząsają śląskim górnictwem. Nawet w naszym regionie komentarze są tylko letnie, a cóż dopiero mówić o „reszcie Polski”. Bo zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że co jakiś czas muszą wybuchać w tej branży nierozwiązywalne konflikty? Znieczuliliśmy się? A może po prostu - już nie rozumiemy, ba, nawet nie chcemy rozumieć, o co w tych sporach chodzi?

W negocjacjach między rządem a związkowcami z Kompanii Węglowej mowa była - rzecz jasna - przede wszystkim o pieniądzach. Spierano się o „czternastki”. Czy można się dziwić, że wielu Polaków - w najlepszym przypadku - zareagowało wzruszeniem ramion? Czternasta pensja? A co to takiego? Przecież każdy rok składa się tylko z dwunastu miesięcy. Skądinąd wiadomo - ta forma dodatkowego wynagradzania za pracę, nierespektująca rachunku ekonomicznego, to relikt realnego socjalizmu, który wcale nie był powszechny. W komunie nawet „trzynastek” nie wypłacano wszystkim pracobiorcom. Sam nieraz przekonywałem się o tym na własnej skórze...

To zadziwiające, że przez tyle lat nie urealniono systemu płac w górnictwie, nie przystosowano go do zasad rynkowych, że - na przykład - ciągle istotnym elementem wynagrodzeń (także emerytur) są deputaty. Idę o zakład, że wielu młodych Polaków może nawet tego słowa nie znać. Brzmi jak językowy archaizm, na dodatek obcego pochodzenia. Czy w jakiejkolwiek innej gałęzi przemysłu przydziela się jeszcze robotnikom, inżynierom i menedżerom kawałki tego, co wspólnie wyprodukują? To przecież anachronizm. Nie lepsze są „zwykłe” pieniądze?

Na Górnym Śląsku praktykę zastępowania „normalnej” płacy deputatami zastosowano w połowie XIX wieku. Wtedy był to pomysł rewolucyjny. Ale też „sprytny”. Taki Karol Godula na przykład, zwany „królem cynku”, właściciel licznych kopalń, hut i latyfundiów, w latach dekoniunktury wypychał swoje produkty rolne na rynek wewnętrzny; swoim gwarkom płacił właśnie deputatami, żywnością. Uzyskiwał w ten sposób łatwy zbyt na swoje towary, a niejako przy okazji - bywało - chronił robotników przed inflacją, głodem podczas epidemii chorób zakaźnych i przed… plagą pijaństwa. Nie ulega jednak wątpliwości, że taki system był wszelako zmodyfikowaną pozostałością po feudalizmie. Niby dawał jednostce bezpieczeństwo socjalne, to jednak ograniczał wolność osobistą.

Rzecz jasna, dziś żadnemu górnikowi do głowy nie przyjdzie, że deputat może być narzędziem zniewolenia. On jest przecież towarem, który najczęściej od razu wymieniany jest na pieniądz. I komu to przeszkadza? Ano wszystkim. Bo w XXI wieku, przynajmniej w Europie, za pracę płaci się pieniędzmi, a nie ich ersatzami czy zamiennikami. Odchodzenie od tej zasady jest wyrazem patologii gospodarczej. Zakłóca rachunek ekonomiczny, uniemożliwia zarządzającym prawidłowe liczenie zysków i strat. Pomijam fakt, że w powszechnym odbiorze społecznym deputat węglowy postrzegany jest jako niezasłużony „socjal”.

Ale nie dlatego dziwię się związkowcom, że nie chcą popuścić. Chodzi o coś znacznie poważniejszego niż poczucie sprawiedliwości czy niesprawiedliwości. Chodzi o miejsca pracy, o groźbę ich likwidacji, i to w masowej skali, a nawet o coś znacznie ważniejszego - o bezpieczeństwo energetyczne Polski. Wiadomo - z dnia na dzień, z roku na rok, nawet z dekady na dekadę nie uda się żadnemu polskiemu rządowi przebudować całego systemu energetycznego, który ciągle musi opierać się na węglu.

Liderzy związkowi - to oczywiste - bezbłędnie posiedli tę wiedzę, lecz co najmniej od paru lat czynią z niej niebezpieczny oręż, który służy szantażowi. I temu się dziwię. Czy nie boją się, że ich upór może doprowadzić do katastrofy całej firmy, także tej mającej dopiero powstać - Polskiej Grupy Górniczej? Dlaczego nie słuchają niezależnych ekspertów, którzy wieszczą niewyobrażalną klęskę, jeśli nie dojdzie do ustępstw płacowych. A przecież nie brakuje i takich, którzy uważają, że branży nie pomogą nawet te dotąd uzyskane kompromisy, bo już i tak jest za późno. Dziwię się związkowcom, że słysząc takie opinie, zatykają uszy. Uważają, że to ściema? Myślą, że znowu ich ktoś straszy?

Niedowiarkom warto przypomnieć, co stało się w Wielkiej Brytanii za czasów Margaret Thatcher, która nie zawahała się użyć najradykalniejszych środków do spacyfikowania zbuntowanych górników. Co, u nas tak źle nie będzie? Miejmy nadzieję. Powtarza się jednak istota tamtego konfliktu. Górnicy ze swoimi trwale nierentownymi kopalniami, do których miliardy trzeba będzie ciągle dopłacać, zostaną sami na placu boju. Nikt ich nie wesprze, bo nikt ich już nie będzie rozumiał. Jak w Anglii - nawet litości i współczucia nie doczekają.

Krzysztof Karwat

*WNIOSKI I DOKUMENTY na 500 zł na dziecko w ramach Programu Rodzina 500 PLUS
*Co za tragedia! Wybuch gazu zniszczył blok w Jaworznie. Czy to samobójstwo?
*Pomysły na Majówkę 2016: Ciekawe miejsca i wydarzenia ZOBACZ I SKORZYSTAJ
*Najlepsze prezenty na Komunię 2016: Dziecko będziei zachwycone
*Jesteś Ślązakiem, czy Zagłębiakiem? Rozwiąż quiz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Karwat: Kto jeszcze rozumie górników? Oprócz nich samych... - Dziennik Zachodni