Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Karwat: Bezsens reformy edukacji odczujemy najbardziej w gminach

Krzysztof Karwat
No i zaczęło się. Na razie w Bytomiu, choć na pewno podobnych protestów będzie więcej. W jednej z dzielnic miasta rodzice obawiają się zamknięcia szkoły podstawowej, do której chodzą ich dzieci. Inna, konkurencyjna grupa, domaga się reaktywowania podstawówki w miejscu, gdzie w ostatnich latach funkcjonowało liceum ogólnokształcące. Ognia z wodą nie pogodzisz.

Nie zazdroszczę prezydentowi i samorządowcom, bo chodzi o budynki względnie nowe i dobrze wyposażone. Jeden z nich właśnie został pięknie wyremontowany, drugi - budowano przez długie lata, więc straty będą tym bardziej bolesne, a dla społeczności lokalnej niezrozumiałe. Pretensje już są kierowane do władz miasta. W śródmieściu z kolei może dojść do zamknięcia gimnazjum ulokowanego w obiekcie poniemieckim, bo przecież ten typ szkół przestanie istnieć i z roku na rok budynki będą pustoszały, więc być może już teraz trzeba reagować.

Paradoks polega na tym, że w niejednym miejscu dojdzie do przymusowej rejonizacji, co może oznaczać konieczność dowożenia dzieci, a w innych - pozostaną przestrzenie niewykorzystane, więc generujące koszty. Nikt nie policzył, ile za to zapłacimy. Wiemy jedno: rachunki wystawią w Warszawie, a pieniądze pójdą z budżetów lokalnych, więc ich zabraknie na inne usługi komunalne.

Próbuję sobie wyobrazić, jak bardzo zyskałyby wszystkie szkoły, gdyby te strumienie pieniędzy przeznaczyć np. na zajęcia pozalekcyjne, obozy sportowe, wycieczki edukacyjne, uczestnictwo w kulturze, zespoły twórcze i artystyczne, dofinansowywanie obiadów, stypendia etc. Będzie inaczej. Zacznie się oszczędzanie na wszystkim.

Nikt też nie policzy tych wszystkich pieniędzy, swego czasu wydanych np. na tworzenie podręczników darmowych dla najmłodszych. Gigantyczny problem pojawi się zaś za dwa lata, gdy do konkurencji o miejsca w szkołach średnich staną dwa roczniki: ci po ósmej klasie i ci z definitywnie zamkniętych już wtedy gimnazjów.

Nie jest jasne, po co nam takie zmiany. Bo tak kiedyś było i „wyrośliśmy na porządnych ludzi”? Międzynarodowe badania pokazują, że gimnazja - choć początki były fatalne - znacząco podniosły poziom nauczania w Polsce. Poza tym dopuszczały elastyczność w kształtowaniu programów edukacyjnych, zachęcały do profilowania klas, czasem całych szkół. Nowy model - to już wiemy - stawia na centralizm, rezygnuje też z blokowania zajęć.

Z kręgów rządowych pada argument, że zwłaszcza w liceach solidna nauka zastępowana jest ćwiczeniem umiejętności rozwiązywania testów. Jest w tym ziarno prawdy, choć to tendencje globalne, więc nie należy wylewać dziecka z kąpielą. Można przecież było zachować gimnazja i wydłużyć edukację w szkołach dających maturę (przesuwając roczniki „w dół” i nie likwidując edukacji sześciolatków, bo to europejska norma).

Związek Nauczycielstwa Polskiego protestuje i grozi strajkiem. Nie jestem pewny, czy do niego dojdzie, bo dość łatwo rozbić solidarność zawodową. Nie wszyscy bowiem czują się zagrożeni. Są też tacy nauczyciele szkół podstawowych, którzy po cichutku liczą na wzmocnienie swoich pozycji i większe szanse na uzbieranie godzin, pozwalających utrzymać bądź uzyskać pełny etat. Starsi mogą nie chcieć ryzykować i „wychylać się”, pomni poprzednich reform i ich relatywnie krótkiego żywota, na który nie mają żadnego wpływu. Tym razem jednak bardzo trudno będzie „odkręcić” już zadekretowane zmiany, nawet za kilka lat.

Opozycja zapowiada, że dążyć będzie do referendum w tej sprawie. Rozumiem tę determinację pomieszaną z bezsilnością. Wątpię jednak w powodzenie akcji, także dlatego, że -w moim przekonaniu - instytucja referendum powinna być wykorzystywana wyłącznie w kwestiach ustrojowych, tzn. dotyczących wszystkich obywateli naszego kraju. To nie jest ten przypadek. Równie bezsensowny był wcześniejszy postulat, by w referendum decydowano o sześciolatkach (czyli pośrednio także o kształcie programów edukacyjnych). Od tego mamy parlament.

To jasne, że za wszystkie zawirowania (także organizacyjno-finansowe) odpowiadać będą samorządy. To na nie zwali się winę. Takie też będą odczucia rodziców i wychowawców, bo szkoła blisko, a stolica - daleko. Zresztą już słychać: samorządowe „kliki” nie poradzą. Świetna przygrywka do przyszłej kampanii wyborczej. Pasuje do niej też nieznany w Europie pomysł na dwukadencyjność władz wykonawczych w gminach. Prawo nie może działać wstecz? Ograniczone zostanie bierne prawo wyborcze? A kto zabroni?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Krzysztof Karwat: Bezsens reformy edukacji odczujemy najbardziej w gminach - Dziennik Zachodni