Paweł Smolorz: Metropolia niczyja?

Funkcjonujemy tak od zawsze, niezależnie od tego kto rządzi. Jedynie PiS odpuściło sobie pseudokonkursy na stanowiska, przez co rząd Beaty Szydło ściągnął na siebie nieszczęsnego Misiewicza. To doświadczenie pokazało, że lepiej udawać i siedzieć za winklem – jak to robiła PO - niż wystawiać całun niekompetencji na widok publiczny. Cóż, sprawdziła się prognoza, jest dokładnie tak samo jak za PO, tylko śmieszniej. PiS nie było i nie będzie piarowską ekstraklasą.

Po podpisaniu przez prezydenta ustawy metropolitarnej dla Śląska, regionalne elity wpadły w euforię. Nieco za wcześnie, bo jak uczy doświadczenie - niewiele zacnych idei na Śląsku nie skończyło się powiedzonkiem: „chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zwykle”.
Przeczytałem w „DZ” wywiad z Romanem Urbańczykiem. A ponieważ jednym z głównych zadań metropolii ma być organizacja wspólnej komunikacji, trudno przy tym było mi nie zwiędnąć. Szef KZK GOP, w megalomańskim zrywie rzucił, że kierowany przez niego Związek był „szkołą rodzenia dla metropolii”, w której samorządowcy „wypracowali sukcesy”, a sukcesem dla Pana Urbańczyka jest... ŚKUP. O zgrozo!

Wystarczy zerknąć za Przemszę. Władze tamtejszego małopolskiego miasteczka Jaworzno, nie mają ochoty uczestniczyć w projekcie śląskiej metropolii. Może dlatego, że ich komunikacja świetnie działa poza „sukcesami” KZK GOP-u. Jest tańsza, jeżdżą tam elektryczne autobusy, w których wystarczy karta do bankomatu, by w sekundę kupić bilet. Do tego miasto za system nic nie zapłaciło.

Niestety, metropolia śląska będzie skazana na porażkę, gdy stanie się „kołchozem” polityków, pełnym wątłej klasy menedżerów, wątłych sukcesów z pieniędzy wszystkich, a więc niczyich. Dmuchajmy na zimne.