Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Twaróg: Kamera stop, cisza i pustka. Wtedy trzeba pomagać

Marek Twaróg
Dziennik Zachodni
Dramat na Zofiówce, pięć ofiar, długa akcja poszukiwawcza - znów zbudziły nas ze snu, że górnictwo to jak każde inne zajęcie, że jak każdy leci codziennie do pracy, tak i oni na kopalnię, że o co im w ogóle chodzi, gdy domagają się jakiegoś lepszego traktowania. W tym śnie tkwimy w najlepsze, cała Polska, która kopalnię zna tylko z obrazka, nas do niego kołysze. Nawet na Śląsku - przyznajmy - coraz trudniej znaleźć zrozumienie, gdy oni tłumaczą, że jednak ryzykują życie, że każdego dnia pracują w poczuciu nieprzewidywalności, że nie wiedzą, co przyniesie szychta.

Z tego snu z różną regularnością, niestety nierzadko, wyrywa nas kolejna tragedia. Był chop, ni ma chopa - jak pisał „Kyks” Skrzek. Znikają kolejni, kopalnia ich zabiera, ot tak, bez specjalnej zapowiedzi. Taki już los, jak na wojnie - konstatował Kyks. - A w doma wdowa z dzieckami płacze; został jeno górniczy znaczek.

Szukanie jakiegokolwiek sensu w nagłej śmierci, osieroceniu dzieci, tragedii i płaczu jest oczywiście jałowe. Lecz każda taka tragedia - ile już na Śląsku ich przeżywaliśmy - nie powinna nas uodparniać, nie powinna chłodzić emocji. Jedyne, co można teraz zrobić, i co naprawdę zależy tylko od nas, a nie od losu, fatum czy przeznaczenia - to pomoc.

Niech ten kolejny dramat skieruje naszą uwagę na Fundację Rodzin Górniczych. To nie jest łatwa działalność. Zainteresowanie wszystkich - od ogólnopolskich mediów, po ogólnopolskich polityków - tragediami na kopalni kończy się dokładnie wraz z zakończeniem akcji ratunkowej. Gdy gaśnie ostatnia lampa kamery, gdy odjeżdża ostatni wóz telewizyjny, kopalnia, ofiary na kopalni i rodziny ofiar na kopalni zostają same. Oczywiście, jest pomoc gruby i kolegów, prezydent czy premier da rentę, ale generalnie - do widzenia, do następnego razu. Polska usłyszy o osieroconych rodzinach dopiero przy kolejnej katastrofie, gdy zagubiony reporter przypomni sobie, że był już na Zofiówce w 2018 roku, a wcześniej w 2005…

Miałem kiedyś okazję być nieco bliżej tej organizacji i - doprawdy - niewiele trudniejszych sytuacji w zawodowym życiu sobie przypominam niż ta, gdy uczestniczyłem w spotkaniu z wdowami po górnikach, sierotami po górnikach, niekiedy nawet rodzicami górników. Oczywiście, ja ledwo dotknąłem tego środowiska, nie mam żadnej legitymacji, by je diagnozować, lecz pamiętam niezwykłe wręcz poczucie wspólnoty losów. Opowiadali, jak na nowo szukają radości życia, jak cieszą się, że dzieci dorastają i że jakoś im się wiedzie, jak wspólnie szukają im pracy (niekiedy także na kopalni), jak organizują wyjazdy czy paczki na święta. Tam już wtedy nie było rozpaczy - czas jakoś zawsze leczy rany - ale była życiowa mądrość, wyciszenie, było wspólne pokonywanie smutku i strachu przed tym, co osamotnionej rodzinie zafunduje jeszcze świat.

Ostatni dramat na Zofiówce jest niewytłumaczalny. Dokładnie tak samo, jak każda wcześniejsza tragedia, nawet bowiem jeśli gdzieś znajdowano winnych, to przecież niczego to nie zmienia w naszym nierozumieniu nagłej śmierci. A tu jeszcze trudniej, wszak wszystko wskazuje na to, że to po prostu ślepy los, trzęsienie ziemi, ruch górotworu, który mógł zdarzyć się właściwie wszędzie i zawsze.

Pomyślmy o rodzinach górniczych i pomyślmy o tej fundacji. Jest to jakiś pomysł, by z tej niepotrzebnej ofiary, jaką złożyli młodzi górnicy, zrodziło się dobro.

Polecamy także:
Fundacja Rodzin Górniczych to pięć tysięcy wdów i sierot

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!