Najnowsza akcja: zakaz handlu w niedziele. Wiadomo - dwie niedziele wolne od marca (od pojutrza dokładnie), spadek obrotów, najpewniej zatrudnienia, związki zawodowe niby zadowolone, ale już dostają zwrotne informacje, że nie tak miało być, bo ludzie mniej zarobią. Kto wie, czy za chwilę nie okaże się, że nie ma to sensu, bo wszyscy jęczą: sieci handlowe, pracownicy i klienci.
Nie stoję w pierwszym rzędzie krytyków tego rozwiązania. Już kiedyś się przyznałem, że mam pewne doświadczenie z Austrii (trochę Niemiec), gdzie Sonntagsruhe działa i ma się dobrze. Znaczy sklepy zamknięte, a lamentów brak.
Czy Sonntagsruhe ma się dobrze, bo Niemcy i Austriacy nie potrzebują w niedziele pieczywa i nigdy nie zapomnieli sosu do risotta na obiad? Oczywiście, nie - przepis ten ma się dobrze, bo biznes szybko zareagował i zasadniczo zdjął niemieckiej Frau Schmidt kłopot z głowy. Oto przy stacjach paliw działają małe piekarnie, a przy małych piekarniach małe delikatesy. Pod brandem wielkich sieci. Trochę to pewnie droższe - kilka małych sklepików w całej gminie niż jedna wielka hala pod miastem - ale ostatecznie w porządku, wszystko działa jak trzeba.
Uczciwie przyznajmy też jednak, że przeciętnej austriackiej czy niemieckiej rodzinie na prowincji od dawna nie przychodziłoby do głowy szwendać się w niedziele po sklepach, nawet gdyby były otwarte. Inna kultura, inne potrzeby. Raczej pan domu skoczy na polowanie lub golfa, a jego małżonka na kółko haftowania przy parafii. Żeby było jednak ciekawiej - toczy się w Wiedniu co jakiś czas dyskusja nad sensownością wolnych niedziel. Bo biznes naciska.
Polski biznes - tak myślę - też zareaguje. Już teraz Orlen rozszerza zakres działania, kto wie, jak będzie rozwijał sklepy przy stacjach paliw. Biedronka wydłuża godziny handlu w sobotę, a Tesco w poniedziałki po niedzieli otworzy kasy już w nocy. Carrefour z kolei uruchamia sklep internetowy, natomiast galerie handlowe będą otwarte (choć sklepy zamknięte), bo przecież działają kina, kawiarnie i restauracje...
No i dobrze, życie nie znosi próżni i jest jasne, że tak być musiało. Świat znów zagra politykom na nosie, którym wciąż wydaje się, że każdą sferę życia można uregulować przepisami.
Pewnie więc znajdę miejsce, gdzie w niedzielę zrobię z konieczności szybkie zakupy. Ale - przyznaję - cały czas będę się z tym czuł źle. Oj tak. Wolałbym jak jakiś Karl-Heinz Herrmann spod Recklinghausen myśleć w wolny dzień tylko o spotkaniu z kolegami w luksusowym klubie golfowym, a nie tam o jakichś zakupach kaszy, buraków i ziemniaków w dyskoncie. Ale - cóż - jeszcze długo tak dobrze mi raczej nie będzie.
CZYTAJCIE TEŻ:
Niedziele wolne od handlu: 11 marca sklepy zostaną zamknięte. Jak nie zakupy, to co?
PS Ciekawe komentarze po naszym zeszłotygodniowym stanowisku w sprawie metropolii śląskiej - wezwaliśmy polityków, by nie błaznowali i szybko przyjęli naturalną nazwę: metropolia śląska lub katowicka. Podobno oburzone tym władze Sosnowca martwią się o markę DZ w Zagłębiu.
PISALIŚMY:
Twaróg: Metropolia śląska lub metropolia katowicka. Tak trzeba nazywać naszą metropolię
Przypominam więc - walczymy z przerośniętym ego polityków, a mieszkańcy Zagłębia są nam bliscy, co więcej, codziennie pracujemy w Sosnowcu. Wypomina nam się też niedocenienie niejasnej roli władz Gliwic, które nie chcą Katowic w nazwie. Myślę jednak, że nadambitne Gliwice zamiast tak starać się o nomenklaturę metropolii, mają teraz coś ważniejszego do zrobienia w kwestii wizerunku miasta - uratowanie go po zadymach na stadionie Piasta.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
PROGRAM "Dobrze zaprojektowane" Red. Anny Dudzińskiej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
