Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szołysek: Szkolne tyty i lody

Marek Szołtysek
Moja najmłodsza córka poszła do pierwszej klasy, a mnie pierwszego września przypadł ten zaszczyt zaprowadzenia dziecka do szkoły. W sumie było fajnie. Zrobiłem parę zdjęć do rodzinnego albumu i wręczyłem mojemu pierwszakowi to coś, co na Śląsku jest absolutnie powszechnym zwyczajem - czyli tyta.

Ale właśnie z tą tytą - jak zauważyłem - niektórzy ludzie mają poważne problemy. PO PIERWSZE, tyta to zwyczaj śląski pochodzący od czasów niemieckiego szkolnictwa na Śląsku. Jest więc tyta germanizmem, tak samo jak śląskie słowo: gelynder (poręcz), byrna (żarówka) czy fuzekle (skarpetki). PO DRUGIE, niektórzy nie wiedzą jak to słowo odmieniać. Ślązoki bowiem mówią - Moje dziecko dostanie w szkole TYTA. Natomiast nie znający gwary odmieniają to po polsku i mówią - Moje dziecko dostanie w szkole TYTĘ. Niewielka różnica, ale pokazuje stopień zakorzenienia w śląskich tradycjach. PO TRZECIE niektórym mieszkańcom Śląska przez gardło nie chce przejść to regionalne słowo - tyta i zastępują je innym określeniem. Najczęściej jest to słowo - róg obfitości.

Jednak nauczycielka w szkole mojej córki, która witała ją kilka dni temu w pierwszej klasie, używała słowa - rożek. Rodzice zaś, którzy owego dnia przyprowadzili swe dzieci do szkoły i stali z tyłu klasy za ławkami - byli nieco zdziwieni. Dlaczego? Otóż dzieci idąc do tej pierwszej klasy, doskonale już wiedziały, że dostaną tyty, natomiast nauczycielka mówiła im, że za chwilę dostaną rożki. Dzieci więc naprawdę nie wiedziały co nauczycielka mówi. Ja nawet delikatnie wtrąciłem: Proszę może używać słowa - tyta, bo dzieci nie wiedzą o co chodzi z tymi rożkami. Powiedziałem to może zbyt cicho. Nauczycielka tego nie dosłyszała, albo nie chciała tego usłyszeć, może nie rozumiała o co chodzi, co się niedawno przyprowadziła na Śląsk? W każdym razie do końca tego spotkania używała słowa - rożek. Nie była to oczywiście żadna zbrodnia, ale regionalny zgrzyt i mieszanie dzieciom w głowach. Tak, bo moja córka słuchając tego wszystkiego doszła do wniosku, że oprócz tyty, to na rozpoczęcie szkolnej edukacji dostanie jeszcze za chwilę lody. Tak, lody, bo dzieci na pewien kształt lodów mówią - rożki.

Jaki z tego zdarzenia płynie śląski wniosek? Otóż mijają kolejne dziesięcioleci i choć śląskiej kultury już w szkołach nie wyśmiewają, to śląskie dzieci ciągle od pokoleń doświadczają tej samej odmienności, że w domu mama szykuje sznity, a potem dziecko w szkole zjada to jako kanapki. Tyty zaś w szkole mniej lub bardziej cudownie zamieniają się w rożki.

*Trąba powietrzna w Chorzowie ZOBACZ NOWE WIDEO I ZDJĘCIA
*Wakacje przedłużne. To prezent MEN dla uczniów
*Pielgrzymka kobiet do Piekar Ślaskich 2016 ZDJĘCIA + WIDEO
*Dzieci zasypiają w każdych warunkach NAJŚMIESZNIEJSZE FOTKI
*Sprawdzony i prosty przepis na leczo SPRÓBUJ I SIĘ PRZEKONAJ
*W pełni wyposażone mieszkanie w centrum Katowic może być Twoje! Dołącz do graczy loterii "Dziennika Zachodniego"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Szołysek: Szkolne tyty i lody - Dziennik Zachodni