Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Seks i polityka. Wchodzenie ludziom do łóżek od zawsze kusi rządzących ROZMOWA

Redakcja
Z dr. Tomaszem Słupikiem z Zakładu Teorii Polityki i Myśli Politycznej UŚ, rozmawiamy o tym, czy rewolucja seksualna to warunek zakorzenienia demokracji, czy mądry władca powinien „poluzować” obyczaje, skoro ogranicza inne wolności obywatelskie oraz czy program „Rodzina 500 plus" to przykład biopolityki?

Pokusą władzy jest to, że polityka chce wchodzić ludziom - dosłownie - do łóżka?
Oczywiście, że tak. Michel Foucault (francuski myśliciel - przyp. red.) w swojej „Historii seksualności” wyraźnie pokazuje, jak to wyglądało już od starożytności. Grecy i Rzymianie w tej materii - mówiąc dzisiejszym językiem - byli dość libertyńscy i tolerancyjni, natomiast kontrola seksualności zaczyna się w chrześcijaństwie. Ale to „zaglądanie ludziom do łóżek” nie jest domeną tylko religii. Foucault podaje przykład XVII-wiecznej Francji, ale również innych radykalnych momentów w historii, jak rewolucja bolszewicka. Bolszewicy - poza elitą, która w jakimś stopniu mogła być rozpasana seksualnie - wprowadzali ascetyczną moralność proletariacką. Zresztą w PRL mieliśmy z tym do czynienia. Michalina Wisłocka (autorka „Sztuki kochania” - przyp. red.) robiła taką furorę, bo siermiężny PRL sprowadzał seks do „buzi, goździka i Dnia Kobiet”. Oczywiście lud pracujący miast i wsi robił swoje. Moralność sobie, a rzeczywistość sobie. W PRL o seksualności nigdy nie rozmawialiśmy poważnie. Poza tym Polska do dzisiaj nie przeszła tego, co przeszedł Zachód, czyli rewolucji seksualnej 1968 roku.

Gdyby przed panem stanęło kilka osób, czy na podstawie tego, w jaki sposób wypowiadają się o seksualności, umiałby pan zdefiniować, w jakim systemie politycznym żyją?
Myślę, że tak. Spójrzmy choćby na polskie partie, które mają etykietę liberalnych - w oficjalnej debacie publicznej są bardzo zachowawcze. Na przykład Platforma Obywatelska i kwestia związków partnerskich. Pewnie Donald Tusk był wobec nich obojętny czy nawet nastawiony pozytywnie, ale kalkulował politycznie, czy opłaca mu się w tej kwestii iść na otwartą wojnę z Kościołem. Nie opłacało się, bo z badań wynikło, że większość polskiego społeczeństwa jest konserwatywna. Zresztą w Polsce mamy do czynienia z ciekawą sytuacją. W badaniach socjologicznych młodzi ludzie powtarzają: rodzina i tradycyjne wartości. Oczywiście rewolucja 1968 roku przyniosła także masę negatywnych zjawisk, ale w Polsce nie mieliśmy do czynienia z rewolucją obyczajową na taką skalę. „Sztuka kochania” pokazuje naszą prowincjonalność.

Czytał pan ?
Pewnie w liceum tak…

Pytam, bo ja osobiście nie przebrnęłam do końca. Odnoszę wrażenie, że jest hermetyczna.
W tamtych czasach, wydaje mi się, że ze „Sztuką kochania” było tak, jak w pewnym momencie z „gazetkami z rozebranymi paniami”. Poza ludźmi, którzy wyjeżdżali na Zachód - a ich była garstka - w całej masie społeczeństwa, Wisłocka pełniła rolę takiej prekursorki. Z tego, co pamiętam, porady seksualne publikował później w gazetach prof. Lew-Starowicz. Były bardzo stonowane.

W książce Shereen El Feki „Seks i cytadela, czyli życie intymne w arabskim świecie przemian” pada ciekawa opinia: demokracja nie zakorzeni się m.in. w Egipcie i państwach regionu, póki nie dojdzie tam do transformacji we wszystkich sferach życia, w tym seksualności. Drogą do demokracji jest rewolucja seksualna?
Myślę, że w tym względzie starożytni Grecy mieli najzdrowsze podejście, dlatego, że mieli otwarte umysły na wiele spraw: od fizyki po seksualność. Oni traktowali seks jako część świata. Oglądali przyrodę, więc skoro człowiek jest częścią przyrody, to trudno go reglamentować, represjonować czy ograniczać, skoro - po pierwsze dotyczy gatunku, a po drugie sprawia przyjemność. Wracając do świata islamu, bo nie świata arabskiego, który w podejściu do seksualności był niegdyś dużo bardziej subtelny niż Europa - mniej więcej od XI do XIII w. utknął w martwym punkcie. Po pierwsze dlatego, że nie doszło tam do oddzielenia państwa od religii, co w Europie się udało, a po drugie - nie opracowano narzędzi nowoczesnej nauki. Na Zachodzie reformacja mocno osłabiła rolę Kościoła, potem były kolejne rewolucje, kolejne zmiany. W świecie islamu rzeczywiście jest to problem. Połowę społeczeństwa stanowią kobiety, które są tam dyskryminowane, ich seksualność jest reglamentowana i deprecjonowana. Pytanie, czy nie jest to mieszanka wybuchowa i kiedy dojdzie tam do rewolucji kobiet?

CZYTAJCIE DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Z kolei Aldous Huxley we wstępie do „Nowego wspaniałego świata” napisał, że im bardziej ograniczana jest wolność gospodarcza i polityczna, tym - w ramach rekompensaty - mądry władca powinien poszerzać wolność seksualną. Historia pokazała, że raczej tak się nie dzieje.
Uwielbiam Huxleya, bo był wspaniałym pisarzem. Ale tutaj zasadniczo się pomylił. Jeśli zrobimy przegląd różnych satrapów, i tych wcześniejszych, i tych późniejszych, od Iranu przez kraje arabskie, po nasz PRL, Związek Sowiecki, NRD, moralności socjalistyczne, to jest to nieprawda. Ale Huxley, jako geniusz miał rację: jeśli „przykręcamy śrubę” w jednej sferze, to powinniśmy ją poluzować w drugiej. To mechanizm znany już od Niccolò Machiavellego (autor „Księcia”. Przedstawił w nim zbiór porad, jak powinien postępować skuteczny władca - przyp. red.). Jak zaczynamy reglamentować politykę czy dostęp do informacji, to popuszczamy obyczaje. Zadziwiające jest to, że większość satrapów nie idzie tym śladem, a przecież wielu z nich chwali się, że czytało Machiavellego. Zatem Huxley w teorii ma rację, ale jeśli porównamy to z rzeczywistością, to niekoniecznie. Niedaleko mamy Białoruś. Czy widzimy tam jakiekolwiek rozpasanie seksualne albo parady gejów w centrum Mińska? Wielu świetnych pisarzy się myliło. Może poza Orwellem.

No właśnie Orwell i jego „Rok 1984”. Jak czyta się „Nowy wspaniały świat” albo Orwella, to już na pierwszych kartach poruszany jest wątek seksualności. O ile Huxley pisze o wielopartnerstwie, „każdy ma należeć do każdego”, to seks u Orwella sprowadzony jest do „produkowania dziecka” i spełnienia w ten sposób „obowiązku wobec Partii”.
Może to porównanie jest trochę na wyrost, ale możemy to zestawić z mechanizmami opisanymi już w „Państwie” Platona. Jednoznacznie wskazywał, że w idealnym państwie mądrzy mężczyźni mają łączyć się z mądrymi kobietami, że będzie im odbierane potomstwo, ponieważ wyższe warstwy w społeczeństwie mają poświęcić się obronie państwa, a nie „zawracać sobie głowy” wychowaniem dzieci. Coś w tym jest, że taki styl rządzenia jest pokusą dyktatora.

I Huxley, i Orwell - choć dochodzą do tych wniosków na różne sposoby - stwierdzają, że tam, gdzie pojawiają się emocje i uczucia w intymnych relacjach międzyludzkich, istnieje ryzyko zachwiania ładu społecznego, który został skrzętnie stworzony „ku szczęśliwości ogółu".
Nawet nie chodzi o to, żeby kontrolować emocje, ale o trzymanie ich w ryzach. Stąd słynna teza Machiavellego, że ludzie muszą władcę albo kochać (wystarczy spojrzeć na kult władców - od faraonów po Stalina), albo się go bać (więc należy stosować narzędzia dyscyplinowania - np. gułag).

Zdaniem Foucaulta w kapitalizmie wzrastają represje wobec seksu. Tymczasem u podstaw kapitalizmu stoi wolność gospodarcza, więc i większa swoboda w ogóle.
Wytłumaczenie jest proste: zamiast się kochać, trzeba pracować. Kapitalizm jest maszynką, nastawioną na zarabianie pieniędzy. Jakkolwiek pięknie byśmy nie mówili o społecznej odpowiedzialności biznesu, to zawsze na końcu jest zysk, a człowiek jest niewielkim trybikiem w tej maszynie. Skoro człowiek musi pracować, to przecież nie będzie marnował czasu na przyjemności. W tej kwestii Foucault nic wielkiego nie odkrył, rozwinął po prostu myśl Marksa.

500 plus jest biopolityką?
Jasne, to tego klasyczny przykład. Foucault ze swojej perspektywy powiedziałby, że jest to biowładza, ponieważ kontrola reprodukcji jest kontrolą populacji, a ci, którzy mają do tego narzędzia, są w stanie skutecznie zarządzać społeczeństwem.

Niezbyt dobrze to brzmi. Jak polityczna inżynieria biologiczna.
Rzeczywiście to pojęcie trochę skrzeczy, ale pamiętajmy, że służy do opisania rzeczywistości i taką pełni rolę. Nie chcę, żeby Czytelnicy odnieśli wrażenie, że drwię z tego programu. Chcąc skategoryzować program „Rodzina 500 plus”, można powiedzieć, że jest to przykład biopolityki. Polityka prorodzinna to właśnie przejaw biowładzy.

Jakie skutki stosowania biowładzy dostrzega Foucault?
Raczej jako zagrożenie. Po jego różnych doświadczeniach i opisywaniu społeczeństwa jako jednej wielkiej represji, marzyło mu się społeczeństwo wyzwolone. Wiemy, że to utopia. Ale był geniuszem i zdawał sobie sprawę, że bez władzy nie jesteśmy w stanie przetrwać.

ZOBACZCIE FILM. Życie intymne polityków:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!