Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Opowieść wigilijna" Dickensa. Na czym polega jej fenomen kulturowy i literacki? Co ma wspólnego z Nikiszowcem? Rozmowa z prof. Z. Białasem

Magdalena Nowacka-Goik
Magdalena Nowacka-Goik
Profesor Zbigniew Białas jest wykładowcą na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Autor: „Korzeńca”, „Pudru i pyłu”, „Talu”, „Nebraski” i „Rutki” . Powieściopisarz i tłumacz, literaturoznawca, anglistą, profesor nauk humanistycznych.
Profesor Zbigniew Białas jest wykładowcą na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Autor: „Korzeńca”, „Pudru i pyłu”, „Talu”, „Nebraski” i „Rutki” . Powieściopisarz i tłumacz, literaturoznawca, anglistą, profesor nauk humanistycznych. Lucyna Nenow
Z czego wynika literacko-kulturowy fenomen „Opowieści wigilijnej” Charlesa Dickensa? Czy autor napisał ją, aby spłacić długi? Co łączy XIX-wieczny Londyn z katowickim Nikiszowcem? Rozmawiamy z powieściopisarzem i tłumaczem, literaturoznawcą anglistą, profesorem nauk humanistycznych Zbigniewem Białasem.

„Opowieść wigilijna” Charlesa Dickensa, mimo iż powstała w XIX wieku, stała się ponadczasowym fenomenem literacko-kulturowym, bez którego trudno nam wyobrazić sobie czas świąt Bożego Narodzenia. W czym tkwi sukces powieści, która była wielokrotnie przekładana, tłumaczona i ekranizowana, a nadal cieszy się zainteresowaniem?

- Na pewno to, że jest tak bardzo znana na całym świecie, jest zasługą zarówno samego Dickensa, jak i licznych ekranizacji, m.in. tych Disneyowskich. Ale wszystko oczywiście zaczęło się w 1843 roku, a stworzenie tej niewielkiej powieści ma swoje źródło w dwóch przyczynach. Dickens był człowiekiem szczególnie wrażliwym na los biedoty z jednej strony, a z drugiej bardzo na sercu leżał mu los dzieci. I te dwie grupy społeczne znalazły się w kręgu jego literackich zainteresowań, poświęcił im zresztą wiele miejsca w swojej twórczości. „Opowieść wigilijną” napisał w bardzo krótkim czasie i jest w niej skondensowany zarówno jego namysł nad ludzką krzywdą, jak i bardzo uniwersalny przekaz etyczny. Jest to o tyle istotne, że tak szeroki odbiór w światowej kulturze utwór ten zawdzięcza temu, iż pisarz nie wtłoczył go w sztywne ramy chrześcijańskie. Mamy tu raczej do czynienia z etyką uniwersalną, mówiącą o czynieniu dobra, pomocy, unikaniu bycia przyczyną cierpienia innych. Z dzisiejszej perspektywy może wydać się to nieco naiwne i mało wiarygodne - ta nagła przemiana głównego bohatera, skąpca Ebenezera Scrooge’a w dobrego człowieka - natomiast przesłanie jest czytelne dla wszystkich, bez względu na kulturę czy wyznawaną religię. Aktualne zawsze. I z tego właśnie wynika popularność i uniwersalizm tej noweli.

Często zdarza się jednak, że nawet genialne utwory nie od razu spotykają się z zainteresowaniem czytelników, bywa, iż zostają docenione dopiero w następnych pokoleniach. Tu jednak, jak byśmy to określili współcześnie, „Opowieść wigilijna” wskoczyła na pierwsze miejsce w rankingu odbiorców literatury już w tamtej epoce.

- Kiedy Dickens napisał swoją książkę, natychmiast się rozeszła, trzeba było szybko przygotowywać dodruk. Dickensa zdumiał sukces utworu; wielokrotnie pisał później inne powieści w klimacie świątecznym, na przykład „Świerszcza za kominem”, kierując się swoistym zmysłem marketingowym, ale już tego sukcesu nie powtórzył. Co ciekawe, poprzez tę nowelę pisarz w pewien sposób „wymyślił” Boże Narodzenie dla Anglii. Nie oznacza to, rzecz jasna, że wcześniej nie obchodzono świąt, ale współczesne tradycje i sposób spędzania Bożego Narodzenia są, o czym mówią badacze, pokłosiem europejskiego romantyzmu. Nie jest tak, że w ten sam sposób, jak obecnie obchodzimy Boże Narodzenie, spędzano je 300 czy 400 lat temu. Oczywiście kolędy śpiewano od średniowiecza, ale już choinkę wymyślili Niemcy w XVI wieku, zaś tradycja strojenia jej w innych krajach stała się popularna dopiero w wieku XIX. Wracając zaś do Anglii - zestaw potraw, tradycję jałmużny, dzielenia się, spopularyzował właśnie autor „Opowieści wigilijnej”. Opisał święta nie takie, jakie były, ale takie, jakie powinny być. Dał w zasadzie instrukcję, wskazał, co jest ważne, co jest istotą, tym „duchem”. To niejako wartość dodana, nieprzewidziana zasługa.

Podobno jednak napisał swój utwór, żeby spłacić długi karciane. Czyli takie podejście, mimo wspomnianej wrażliwości, nieco merkantylne…

- Cóż... w tamtych czasach, a i obecnie pewnie częściowo też tak jest, pisarze tworzyli książki niekoniecznie z potrzeby serca, natchnienia czy podpowiedzi muzy. Czasem przyświecały im bardzo przyziemne cele. Jeśli chodzi o Dickensa, faktycznie miał problemy finansowe, był w tym czasie mocno zadłużony, znał historie dłużników we własnej rodzinie, zresztą często pisał o tym problemie w swoich powieściach, choćby w „Davidzie Copperfieldzie”. Los dłużników w tej epoce był straszny, zwykle lądowali w ponurych więzieniach o surowym rygorze. Jeśli więc pisarz rzeczywiście miał długi karciane i wiedział, jakie mogą go spotkać konsekwencje, na pewno robił wszystko, aby jak najszybciej się z tym problemem uporać. I jak historia pokazuje, świetnie mu się to udało.
Ludzie nie tylko chcieli „Opowieść wigilijną” czytać, ale pragnęli też jej słuchać. Dickens jeździł więc po Anglii (a nawet poza jej granice) i osobiście czytał książkę na specjalnie organizowanych spotkaniach. Zyskał w ten sposób status porównywalny do współczesnych gwiazd muzycznych. Na te literackie spotkania przybywały tłumy, ludzie wzruszali się publicznie, płakali, okazywali emocje, nawet w sposób egzaltowany. Autor „Opowieści wigilijnej” był, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, świetnym performerem. Dzięki tej historii stał się majętnym człowiekiem i odcinał potem kupony…

Chociaż, o czym wspomnieliśmy na początku, współcześnie znamy wiele wersji tej książki, także przeznaczonych dla najmłodszych odbiorców, Dickens nie adresował jej bynajmniej do dzieci.

- Zdecydowanie nie! Te przerażające duchy, ilość spadających na ludzi hurtowo nieszczęść, straszne wizje przyszłości... U nas pisało się „ku pokrzepieniu serc”, a tam pisało się po to, aby skruszyć serca. Adresatami byli zdecydowanie dorośli czytelnicy. Pisarz, o czym mówiliśmy wcześniej, doskonale znał oblicza ludzkiej krzywdy i nędzę ciężko pracującej biedoty. On pisał więc w dużej mierze do i dla ludzi, którzy mieli pieniądze, apelował do takich typów skąpców, aby z życzliwością spojrzeli na tych uciśnionych i być może otworzyli swoje serca…

...i kieszenie. Czyli Dickens miał jednak szlachetną misję.

- Tak, bez wątpienia, aczkolwiek umiał też na tym zarobić. Pokuszę się o dygresję, że opowieści świąteczne z XIX wieku, nie tylko w Anglii, były zwyczajowo ponure, a czasami nawet przerażające. Pamiętam jeszcze ze swojego dzieciństwa „Dziadka do orzechów” E.T.A. Hoffmanna, którą to książkę, z bogatymi ilustracjami, jako świąteczny prezent kupili mi rodzice. A ja... zwyczajnie bałem się tej historii. I do dzisiaj nie oglądam baletu Piotra Czajkowskiego, który powstał na podstawie tej opowieści. Myślę, że podobnie jest w przypadku „Opowieści wigilijnej”, gdzie w oryginale zbyt mocno jest wyeksponowany element horroru, na to, aby czytali czy czytano oryginał najmłodszym. To jest przede wszystkim książka dla dorosłych, moralitet, który ma wstrząsnąć ich sumieniami. Inna kwestia, że powstało wiele wersji mniej przerażających, luźno opartych na oryginalnej historii, które są już adresowane do małego odbiorcy.

Baśnie Braci Grimm też nie należą, przynajmniej w oryginale, do sielankowych...

- Czy cenzor wydawca dopuszcza obecnie wrzucanie dzieci do pieca? Myślę, że dzisiaj tego typu literatura musi być jakoś modyfikowana, żeby była czytelna i zrozumiała dla współczesnego młodego odbiorcy. Nawet ta dla nieco starszych dzieci, choćby sięgając na półkę włoską - jako przykład podam „Serce” Edmunda de Amicisa. W sumie jednak, gdyby pokusić się o refleksję, to Dickens w porównaniu z niemieckimi pisarzami jest jeszcze dość łagodny.

W tym roku kultowa restauracja „Śląska Prohibicja”, mieszcząca się w Nikiszowcu, proponuje wśród swojej oferty świątecznej, która nie ogranicza się do kulinariów, właśnie wydanie specjalne „Opowieści wigilijnej” z bardzo ładnymi ilustracjami z motywem katowickiego Nikiszowca, stworzonymi przez Lilę Serafin. Pomysł na prezent z pewnością bardzo dobry. Czy XIX-wieczny Londyn możemy porównać z tym robotniczym, obecnie zabytkowym osiedlem, powstałym na początku XX wieku? Czy to już zbytnio posunięta licentia poetica?

- I tak, i nie. Bo jeśli to powieść z uniwersalnym przesłaniem, to znaczy, że można umieścić ją w dowolnym miejscu i się obroni. A z drugiej strony, dzisiejszy Nikiszowiec i Londyn z połowy XIX wieku, czy to architektonicznie, czy pod względem tkanki miejskiej, niekonieczne mają ze sobą wiele wspólnego. Ale zacznijmy od tego, że wyobraźmy sobie tamten Londyn. Przede wszystkim raczej nie będzie tam śniegu i mrozu. W Anglii jest tego jak na lekarstwo, zwykle zimą panuje londyńska mgła i pada deszcz. Co do ilustracji: zawsze były bardzo ważne, choćby z tego powodu, że XIX-wieczni autorzy pisali powieści w odcinkach dla prasy i zazwyczaj musiały im towarzyszyć odpowiednie obrazki. W każdej z powstałych w tamtym czasie powieści były więc szalenie istotne. Nawet u Disneya w filmie opartym na „Kubusiu Puchatku” wykorzystano ten sam rodzaj ilustracyjności, który znajdziemy w książce. Uważam więc, że „Opowieść wigilijna” powinna być ilustrowana, natomiast Nikiszowiec i Londyn...? Poszukajmy jednak podobieństw. Jeśli nie taka sama ilość śniegu, to na pewno taka sama ilość smogu i ciasna zabudowa, wąskie ulice. Londyn był w pewnym sensie robotniczy, ale był też arystokratyczny, artystyczny, bankowy i portowy. Panowały tu potężne kontrasty społeczne, a Nikiszowiec był bardzo jednorodny pod tym względem. W Nikiszowcu nie mamy odpowiednika Tamizy, ale jeśli puścić wodze fantazji, mogę sobie wyobrazić te dwa miejsca osnute smogiem, gęsto zaludnione, pełne ludzi w ciasnych ulicach. Przykryte śniegiem..., no niech będzie, ponieważ to bardzo pasuje do naszych wyobrażeń o nastroju świątecznym. Reasumując, taki akcent lokalny, jako ilustracja do „Opowieści wigilijnej” ma sens, oczywiście jeśli skupiamy się na uniwersalności tekstu i jego przesłania.

Ebenezer Scrooge zmienia się pod wpływem wizyt kolejnych duchów: Ducha Dawnych Świąt Bożego Narodzenia, Ducha Obecnych Świąt i Ducha Świąt Przyszłych. Czy to możliwe?

- Założenie tej przemiany, z dzisiejszej perspektywy, jest lekko naiwne, ale od biedy można duchy odebrać symbolicznie, metaforycznie. Natomiast postać Scrooge’a, skąpca pozbawionego empatii, doznającego nagłej przemiany, nie dlatego, że coś sam zrozumiał, czy że ktoś go przekonał, tylko dlatego, że się... wystraszył, budzi mieszane odczucia. Ebenezer zobaczył, jaki był, co dzieje się teraz i jaką cenę za to zapłaci. Pytanie brzmi: czy to jest prawdziwa przemiana wewnętrzna? Czy ona może nastąpić tak nagle? Oczywiście można się zmienić na lepsze, ale, moim zdaniem, raczej w wyniku dłuższego procesu, powiedzmy terapii, kiedy człowiek zaczyna rozumieć, co źle zrobił. Dickens skondensował to, co zazwyczaj zajmuje człowiekowi sporo czasu, i pokazał radykalną zmianę w człowieku. Powiedzmy, że czasem człowiek zaczyna się zastanawiać nad konsekwencjami swoich czynów i zmienia się w wyniku głębszego namysłu, ale to, moim zdaniem, jest nieco dłuższym procesem. Ja bym rozumiał sens tej powieści dla dzisiejszych czasów w ten sposób, że powinniśmy poddawać refleksji to, co robiliśmy, widzieć, jakie ma to konsekwencje w danej chwili i przewidzieć je w przyszłości, także dla nas. Ale niekoniecznie w jakimś eschatologicznym sensie. Ta niewielka książka może uczyć tego, jak ważna jest świadomość konsekwencji własnych czynów. Jeśli ten morał przyjmiemy, warto do tej historii wrócić, ale trzeba to zrobić z wiedzą, że pisarz dokonał pewnego skrótu, zabiegu, który dzisiaj wypadałoby interpretować inaczej. W przeciwnym razie książka będzie po prostu staroświecka i sentymentalna.

Jaką opowieść wigilijną mógłby stworzyć Zbigniew Białas w swoich książkach?

- U mnie z tym byłoby gorzej, ponieważ już w „Korzeńcu” mój bohater, redaktor Monsiorski, nie jest miłośnikiem świąt Bożego Narodzenia. Poza tym pozbawiony jestem impulsów moralizatorskich. Może gdybym miał takie długi karciane, jak Dickens, motywacja byłaby silniejsza…

Po jakie książki w klimacie przekazu, uwrażliwienia, które mamy w „Opowieści wigilijnej”, jeśli chodzi o klasyczną, dawną literaturę anglosaską, warto sięgnąć szczególnie właśnie teraz?

- Dickens zdecydowanie zmonopolizował anglosaską literaturę świąteczną. Wspomniałem wcześniej o „Świerszczu za kominem”, ale było tych opowieści więcej. Teologicznie i klimatycznie zawsze aktualne są „Opowieści z Narnii” C.S. Lewisa, katolickiego pisarza angielskiego. Jeśli ktoś lubi Agathę Christie, to najlepiej w tym czasie wybrać „Boże Narodzenie Herculesa Poirot”. W innych książkach Boże Narodzenie raczej nie stanowi centralnego wątku. Trzeba pamiętać, że święta anglikańskie różnią się od świąt katolickich, trwają zresztą krócej, właściwie jeden dzień. W jeden dzień to nawet nie zdążyłoby się przeczytać porządnej świątecznej powieści. Można natomiast znaleźć w poezji Williama Blake’a, szczególnie w „Pieśniach niewinności i doświadczenia”, podobny przekaz etyczny do tego, który prezentował Dickens. A ten przekaz - współczucie dla tych, którzy są biedni i wykorzystywani, empatia, wrażliwość na ludzką krzywdę - jest zawsze aktualny, zarówno w święta, jak i w dni powszednie.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

od 7 lat
Wideo

Jak wyprać kurtkę puchową?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera