Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Steller na zesłaniu. Jest nowy ślad deportacji [HISTORIA DZ]

Teresa Semik
Kemerowo, gdzie Paweł Steller został zesłany do niewolniczej pracy w 1945 roku. Rysunek ołówkiem
Kemerowo, gdzie Paweł Steller został zesłany do niewolniczej pracy w 1945 roku. Rysunek ołówkiem Muzeum Historii Katowic
Jest nowy ślad w sprawie deportacji Pawła Stellera, wybitnego śląskiego grafika i rysownika, do Związku Sowieckiego w 1945 roku. Czy przynależał do niemieckiego związku zawodowego?

Dr Dariusz Węgrzyn z katowickiego IPN odnalazł dokument z nazwiskami osób, które przebywały w obozach pracy w rejonie Kemerowa nad chińską granicą. Jest na niej również Paweł Steller, a w rubryce o powód wywózki znajduje się tylko krótka adnotacja: „DAF”.

Deutsche Arbeitsfront (DAF) to organizacja związkowa działająca pod nadzorem NSDAP, do której w czasie wojny zostali wcieleni wszyscy robotnicy niemieckich fabryk na Śląsku. Dla Sowietów w 1945 roku był to wystarczający powód, aby kogoś zesłać na Syberię do niewolniczej pracy za „współpracę z wrogiem”. Czy przynależność do DAF przesądziła o deportacji także śląskiego artysty?

- Pewności nie ma, jest tylko jakiś ślad - mówi dr Węgrzyn. - Póki nie poznamy teczki osobowej Pawła Stellera, a ta zapewne jest w Moskwie, nie dowiemy się, dlaczego został deportowany.

Dr Węgrzyn prowadzi bazę mieszkańców Górnego Śląska, którzy w 1945 roku zostali wywiezieni do Związku Sowieckiego jako żywe reparacje wojenne. Odnaleziony przez niego wykaz osób z obozów w okolicach Kemerowo znajduje się w Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie. To jest kopia dokumentu z moskiewskiego archiwum, którą wykonali w latach 90. polscy historycy wojskowości.

Paweł Steller był wybitnym drzeworytnikiem, uznanym w świecie. Gdy odbierał w 1937 roku złoty medal na Międzynarodowej Wystawie Grafiki w Paryżu, prasa francuska nazwała go „polskim Dürerem”. Rodzima krytyka mówiła o nim - „śląski Skoczylas”. Wystawiał w Paryżu, Padwie, Rzymie, Berlinie, Londynie, Atenach, Filadelfii, Nowym Jorku, Chicago, Ottawie. Był uczniem Władysława Skoczylasa, czołowego przedstawiciela drzeworytnictwa. Żył i pracował w Katowicach.

Urodził się w Hermanicach (dziś dzielnica Ustronia) na Śląsku Cieszyńskim, w polskiej tradycji. W górach szukał schronienia w czasie wojny. Mieszkał na zmianę w Hermanicach, we wsi Bielowicko i w swoim katowickim mieszkaniu. Podobno miał przecieki, że powinien się „ulotnić”. Pracował twórczo, ale nie wiadomo, czy był zatrudniony w jakiejś fabryce, co wymuszałoby przynależność do niemieckiego związku zawodowego. W ogóle niewiele wiemy o tym okresie życia Stellera. Szkoda, że Muzeum Historii Katowic, które ma sporą kolekcję prac artysty i poświęciło mu wystawę w roku Tragedii Górnośląskiej, nie zadbało, by tę wiedzę choć w niewielki sposób uzupełnić, uporządkować.

Marek Lyszczyna, współtwórca wystawy, odsyła do relacji rodziny, czyli syna Stellera. W 2006 roku Muzeum Historii Katowic wydało dwutomowy album poświęcony życiu i twórczości artysty, a o życiu wypowiada się właśnie syn Stefan, który wojnę spędził w Wiedniu. Twierdzi, że „niemieckie nazwisko ojca budziło respekt wśród Niemców”. Uważano go za spolszczonego Niemca, który da się nawrócić. Niemcy zamawiali u Stellera obrazy.
Niektóre źródła podają enigmatycznie, że współpracował z ruchem oporu. Syn twierdzi, że to matka została łączniczką AK, o czym nawet ojcu nie wspomniała. On sam dowiedział się o tym już po wszystkim.

Paweł Steller powrócił do Katowic tuż po wkroczeniu Armii Czerwonej. Kto i w jakich okolicznościach polecił mu zaprojektowanie pomnika wdzięczności Armii Czerwonej, który stanął na placu Wolności w Katowicach? W jednych źródłach znajdujemy informację, że otrzymał „urzędowe polecenie”, a nawet, że sam generał Aleksander Zawadzki wydał taki rozkaz, pozostawiając Stellerowi trzy dni na realizację monumentu. Taką informację upowszechnia Muzeum Historii Katowic, ale trudno uwierzyć w tę fatygę wojewody śląskiego. Mógł co najwyżej wydać polecenie swoim urzędnikom. Paweł Steller podjął pracę w Wydziale Propagandy i Kultury Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach. Tak wynika z zapisków jego syna. Nie wiadomo tylko, kiedy podjął tę pracę - przed pomnikiem, czy po jego realizacji.

W każdym razie wywiązał się z zadania. Zaprojektował obelisk prosty, kamienny z czerwoną gwiazdą na szczycie, ozdobiony wykutymi na cokole symbolami Związku Sowieckiego - sierpem i młotem. Jak podaje Dominika Czarnecka w książce „Pomniki wdzięczności Armii Czerwonej w Polsce Ludowej i w III RP”, był to jeden z pierwszych „pomników wdzięczności” Armii Czerwonej na ziemiach polskich, wzniesiony jeszcze w czasie II wojny. W latach 50. zastąpiono go bardziej okazałym, z żołnierzem radzieckim i polskim.

23 lutego 1945 roku Paweł Steller pewnie przyglądał się odsłonięciu monumentu, który zaprojektował. Kilka dni później został aresztowany. Okoliczności tego aresztowania też nie są zbadane i nawet w katalogu Muzeum Historii Katowic pojawiają się jedynie spekulacje. Jakoby 4 marca 1945 roku w domu Stellera „zjawił się żołnierz NKWD” i zabrał go do więzienia.

Oczywiście, mógł zjawić się żołnierz Armii Czerwonej albo funkcjonariusz Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych ZSRR, ale jeden? Kto w tym wojennym czasie chodził po mieście w pojedynkę?

Syn Stellera w albumowym wydawnictwie muzeum katowickiego pisze, że gdy wrócił z Wiednia, ojca już nie było. Od matki wie, że „4 marca 1945 roku został aresztowany przez NKWD i osadzony w więzieniu”. (...) „Mama opowiadała mi, że został aresztowany niedługo po tym, jak rozpoczął pracę w Wydziale Propagandy i Kultury przy Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach”.

Przesiedział miesiąc w katowickim areszcie przy ul. Mikołowskiej. Marek Lyszczyna, pracownik tegoż muzeum, snuje w jednym z artykułów spiskową teorię o byłym uczniu Stellera, który też został deportowany. I sami mamy się doszukiwać w tym jakiegoś związku. Doniósł na swojego profesora? Co ten uczeń mógł zrobić złego Stellerowi? Za to w katalogu Muzeum Historii Katowic jest już więcej na ten temat. W chwili aresztowania ten uczeń miał przy sobie adres Pawła Stellera zapisany przypadkowo, na jakiejś ulicy.
Upowszechniana jest też informacja, jakoby Steller został aresztowany z powodu kontaktów „ze szpiegiem obcego wywiadu”. Niczego w tamtej sytuacji wojennej wykluczyć się nie da, ale nie ma dowodów na potwierdzenie żadnej z tych teorii. To był czas rozliczeń i czas haniebnych zachowań. Mógł zdecydować donos na Stellera, ale równie dobrze przypadek.

Szkoda, że 70 lat po tych tragicznych wydarzeniach tak mało wiemy o losach jednego z najwybitniejszych śląskich artystów okresu międzywojennego. Muzeum Historii Katowic, finansowane z budżetu miasta, jest moralnie zobowiązane do poszukiwania prawdy. W dawnym mieszkaniu Stellerów mieści się dziś oddział tegoż muzeum - Dział Grafiki. W tym roku obchodzimy także 120. rocznicę urodził artysty.

Syberyjskie losy opisał sam Paweł Steller w obozowych rysunkach. 3 kwietnia 1945 roku w transporcie 180 więźniów wyruszył z Katowic koleją na Wschód. Za co i dokąd? - nikt do końca nie wiedział. Po trzech tygodniach dotarł do obozu 503 w Kemerowie, w Kuźnieckim Zagłębiu Węglowym.

Rysował portrety więźniów, strażników, syberyjski klimat, co pozwoliło mu przetrwać 20 miesięcy niewolniczego życia w głodzie i chłodzie. Na kawałkach papieru narysował ołówkiem około 2 tys. portretów. Tylko nieliczne przywiózł do Polski.

Dla młodego pokolenia Paweł Steller staje się artystą prawie zapomnianym, a to był wyjątkowo twórczy człowiek. Pozostawił po sobie ponad 10 500 prac. Powszechnie znane są jego portrety Korfantego, Ziętka, Piłsudskiego, Morcinka, Stanisława Ligonia, ale nie zawsze kojarzone z jego twórcą.

Uprawiał przede wszystkim grafikę warsztatową - drzeworyt i linoryt, ale także rysunek, akwarelę, nawet projektował witraże. Pracował jako nauczyciel rysunku i kaligrafii, m.in. w Śląskich Technicznych Zakładach Naukowych.

Za górami nie przestawał tęsknić. W 1960 roku kupił domek w Wiśle, gdzie spędzał wiele czasu. Inspirował go beskidzki krajobraz. Górale są częstym tematem jego twórczości. Nade wszystko ekspresyjne portrety ludzi starych, spracowanych. Rejestrował ich każdą bruzdę, każdą zmarszczkę. Podkreślał wiek i ten życiowy wysiłek. Prawie w ogóle nie interesowała go młodość.

Wilhelm Szewczyk tak pisał o tej twórczości: „Jego twarze ludzkie odznaczają się pewnymi cechami zbliżonymi do krajobrazu. Owe skupiska zmarszczek, załamania, oczy i usta - wszystko to traktował jak przyrodnik, ale przy tym udało mu się odtworzyć ludzkie cechy tego osobliwego krajobrazu”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!