Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po naszymu w Teksasie

Maria Pańczyk
Był to też czas moich dociekań, mojego doszukiwania się śląskości nie tylko we własnym życiorysie ale i w nacji z której się wywodzę. Z tego myślenia zrodził się konkurs, który nazwałam "Po naszymu czyli po śląsku", a który promował poprzez śląskie godanie ludzi o wyjątkowych osobowościach i talentach.

Przyjeżdżali na konkurs z całego wielkiego Śląska. Z Opolszczyzny, z Zaolzia, z Jaworzynki, z małych miasteczek i dużych miast. Było coraz śmielej, odważniej, coraz więcej skrywanych do tej pory spraw, historii, często bardzo intymnych ukazywali w swych opowieściach uczestnicy gwarowych zmagań. W tym czasie zaczęły do mnie dochodzić sygnały z daleka. O tym, że Ślązacy mieszkają w Teksasie wiedziałam od dawna. Na początku lat 90. dowiedziałam się, że mają nie tylko śląskie korzenie, ale są śląskojęzyczni. Oni, potomkowie pierwszych osadników sprzed 150 laty.

ZOBACZ PROGRAM I ŚWIATOWEGO ZJAZDU ŚLĄZAKÓW

CZYTAJ WIĘCEJ O ŚWIATOWYM ZJEŹDZIE ŚLĄZAKÓW, ODWIEDŹ NASZ SERWIS SPECJALNY

Skontaktowałam się wówczas z inż. Gerardem Kurzajem ze Sławięcic, którego brat ks. Franciszek Kurzaj pełnił od 1986 roku posługę kapłańską w Pannie Marii. A Panna Maria to najstarsza parafia w Teksasie, utworzona przez Ślązaków już w 1858 roku. Kontakt z ks. Kurzajem zaowocował zaproszeniem. W 1998 roku pierwszy raz poleciałam do Teksasu. Ksiądz Kurzaj, którego tam wszyscy nazywają Father Frank starał się pokazać mi wszystko i przedstawić jak najwięcej ludzi, którzy będąc czwartym a nawet piątym pokoleniem pierwszych osadników zachowali znajomość śląskiej mowy. To było coś fantastycznego móc rozmawiać po naszymu z ludźmi, którzy nigdy w Polsce nie byli, którzy znają ją tylko z opowieści czasami nawet nie rodziców a dziadków bądź pradziadków.

*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
W supermarkecie, w domu starców, przed kościołem, na weselu gwarzyłam po śląsku z ludźmi, których nazwiska nie pozostawiały wątpliwości skąd pochodzą ich przodkowie. Burda, Brol, Kotara, Winkler, Pieczka, Knopik, Mikosz, Nocoń, Pyka, Polok, Moczygemba to potomkowie tych, którzy w II połowie XIX wieku opuszczali swoje ojcowizny by szukać lepszego życia tam za wielką wodą. Trudne to były początki. Ziemi wprawdzie było w Teksasie pod dostatkiem, ale jej karczowanie i uprawa wymagały nadludzkich wysiłków. Starcia z Indianami, klimat i choroby dziesiątkowały szeregi tych, którym udało się przeżyć wyczerpującą podróż przez ocean. Jednak nawykli do ciężkiej pracy stopniowo powiększali swój stan posiadania. Każdemu następnemu pokoleniu było już łatwiej. Wspólnotowe życie, przywiązanie do tradycji i wiary przodków dawało poczucie bezpieczeństwa.

A język, którym posługiwali się w domach był gwarantem ciągłości pokoleniowej. I właśnie ten język, ta piękna archaiczna śląszczyzna wszechobecna w takich miejscowościach jak Kościuszko, Częstochowa, St. Hedwig, Bandera, Panna Maria czy San Antonio spowodowała, że w 1998 roku zorganizowałam tam pierwszy konkurs "Po naszymu czyli po śląksu w Teksasie" . Wygrały go Sally Schaefer z teksańskiej Częstochowy, Loretta Niestrój z Panny Marii i Magdalena Mutz z miejscowości Kościuszko. W nagrodę Sally Schaeffer przyleciała do Katowic i na konkursowej gali w Górnośląskim Centrum Kultury w Katowicach zaprezentowała się polskiej publiczności. Jej opowieść była entuzjastycznie przyjęta przed widownią.

*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
Czytelnicy znajdą ją na płycie dołączonej do tej publikacji. Sześć lat później na 150 lecie śląskiego osadnictwa na ziemi amerykańskiej do Teksasu wyjechała liczna grupa za Śląska, która uczestniczyła w rocznicowych uroczystościach. Z tej okazji zawiozłam do kościoła w Pannie Marii dzwon poświecony na dorocznej imprezie "Po naszymu czyli po śląsku" przez arcybiskupa Damiana Zimonia. Pierwszy dzwon dla tegoż kościoła ufundowali w 1858 roku również tarnogórzanie. Byli to pochodzący ze Starych Tarnowic Jan i Tekla Rzeppowie. Drugi odlany przez znanego polskiego ludwisarza inż. Zbigniewa Felczyńskiego z Taciszowa zawisł w specjalnie zbudowanej dzwonnicy przed kościołem w Pannie Marii, w grudniu 2004 roku.Zwieńczeniem rocznicowych obchodów był w San Antonio II konkurs "Po naszymu czyli po śląsku w Teksasie". Wygrała go w grudniu 2004 roku Adelina Ciumperlik z domu Urbańczyk urodzona w miejscowości Kościuszko.

Na jesieni tego roku znowu kolejna grupę Teksańczyków przywiezie do Polski ks. dr Franciszek Kurzaj. I zasiądą w czasie tzw. finału-finałów w sali Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu i będą się wsłuchiwać w swój język serca. A nagrodzony w tym konkursie tytułem Ślązoka nad Ślązokami uczestnik wyjedzie w nagrodę wraz z osoba towarzysząca do dalekiego Teksasu. I będzie poznawał ten egzotyczny kraj, w którym przyszło żyć kolejnym potomkom MocZwieńczeniem rocznicowych obchodów był w San Antonio II konkurs "Po naszymu czyli po śląsku w Teksasie". Wygrała go w grudniu 2004 roku Adelina Ciumperlik z domu Urbańczyk urodzona w miejscowości Kościuszko.
Na jesieni tego roku znowu kolejna grupę Teksańczyków przywiezie do Polski ks. dr Franciszek Kurzaj. I zasiądą w czasie tzw. finału-finałów w sali Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu i będą się wsłuchiwać w swój język serca. A nagrodzony w tym konkursie tytułem Ślązoka nad Ślązokami uczestnik wyjedzie w nagrodę wraz z osoba towarzysząca do dalekiego Teksasu. I będzie poznawał ten egzotyczny kraj, w którym przyszło żyć kolejnym potomkom Moczygembów.

*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
To był początek lat 90 - tych ubiegłego wieku, W mediach, które wówczas nie nazywano jeszcze mediami a raczej prasą, radiem i telewizją zaczęły się pojawiać artykuły, felietony, reportaże, które nieśmiało pokazywały naszą śląska odrębność. A to ktoś zauważył, że koło Gospodyń Wiejskich zorganizowało biesiadę w czasie, której darli pierze , bądź deptali kapustę. Gdzie indziej zorganizowali konkurs w rychtowaniu najlepszej wodzionki, a jeszcze gdzie indziej pani pozwoliła przynieść do szkoły stare sprzęty i nazywać je po śląsku. U szczytu sławy był też Radiowy Klub Masztalskich, emitowany z ogólnopolskiej anteny, w którym jako jedyna kobieta kreowałam w tym męskim gronie postać Maryjki.
Wówczas to Polska za sprawą wiców ze Śląska poznawała śląską gwarę mocno okaleczoną ze śląskości z uwagi na odbiorców.
Był to czas przecierania szlaków nie tylko dla gwary ale i naszej obyczajowości, mentalności, nawyków a przede wszystkim wartości. Jak grzyby po deszczu powstawały fundacje, stowarzyszenia, zespoły, kluby. Odradzał się Śląsk w każdej postaci. Pamiętam, że jako jedna z pierwszych posiadaczek samochodu "Cinquecento" zaapelowałam kiedyś z radiowej anteny aby stworzyć klub właścicieli tego jak się wówczas wydawało ekskluzywnego samochodu. Na lotnisko na Muchowcu w Katowicach zjechało kilkadziesiąt dumnych kierowców żółtych, czerwonych, i chyba seledynowych dwuśladów i dyskusjom na temat wyższości tych aut nad innymi nie było końca. Była grochówka, śląskie śpiewy, godki i podobno przyjaźnie, które się tam zawiązały trwają do dziś.

*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!