Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po wypadku na gokarcie Ola Hubner jest sparaliżowana. Fundacja ma propozycje, by zmienić prawo

Jacek Bombor
Jacek Bombor
Krzysztof Sałajczyk, Prezes zarządu Fundacji Pomocna Dłoń Po Wypadku
Krzysztof Sałajczyk, Prezes zarządu Fundacji Pomocna Dłoń Po Wypadku Jacek Bombor
Prezes fundacji z Rybnika, która opiekuje się 21-letnią Olą Hubner z Wodzisławia, która uległa tragicznemu wypadkowi na torze kartingowym i jest sparaliżowana od szyi w dół, chce zmiany prawa dotyczącego funkcjonowania takich miejsc.

Kilka dni temu napisał w tej sprawie petycję do Witolda Bańki, Ministra Sportu i Turystyki.

Przypomnijmy. W listopadzie 2017 w Zwardoniu w woj. śląskim napęd gokarta wciągnął szalik 21-letniej kobiety. Szalik zacisnął się na jej szyi, złamał kręgosłup. W wyniku tego wypadku Ola została sparaliżowana od szyi w dół.

- Tor, na którym doszło do wypadku był objęty ubezpieczeniem OC na kwotę 500 tys. zł, podczas gdy potrzeby związane z leczeniem, rehabilitacją i opieką są ogromne, nie wspominając o kwocie zadośćuczynienia - pisze w liście Krzysztof Sałajczyk, Prezes zarządu Fundacji Pomocna Dłoń Po Wypadku.

Sam również w przeszłości uległ bardzo poważnemu wypadkowi. Lekarze dawali mu zaledwie 1 procent szans na przeżycie. Nasza gazeta opisywała jego niezwykłą historię w 2010 roku. Operacja 24-letniego wówczas Krzysztofa trafiła na czołówki gazet i programów informacyjnych. Był pierwszym w Polsce pacjentem, któremu w szpitalu św. Barbary w Sosnowcu zespolono za pomocą tytanowej listwy trzy złamane żebra. Pacjent miał zmiażdżoną klatkę piersiową, stłuczone narządy wewnętrzne, ale nowatorski zabieg uratował mu życie. Dziś Krzysztof sam pomaga osobom po ciężkich wypadkach.

W liście do ministra przyznaje, że wypadek Oli w Zwardoniu nie jest odosobniony.

- Zaledwie rok wcześniej doszło do podobnego wypadku na torze kartingowym w Augustowie. Włosy 17-letniej Patrycji zostały wciągnięte również przez element napędowy, w wyniku czego została oskalpowana - przypomina Sałajczyk.

W petycji proponuje wprowadzenie jasnych przepisów regulujących funkcjonowanie torów kartingowych. Chce, aby tory objąć wysokim, obowiązkowym ubezpieczeniem, bo dziś właściciele na tym oszczędzają. Sałajczyk proponuje też, by osoby, które wykupują przejazd gokartem na torze, musiały obowiązkowo przejść stosowne szkolenie, dotyczące zasad bezpieczeństwa na torze.

- Obsługa toru kartingowego też powinna przejść obowiązkowe szkolenia w zakresie standardów bezpieczeństwa w sporcie kartingowym, prowadzone np. przez instruktorów z Polskiego Związku Motorowego - proponuje Sałajczyk.

Chce też, by każdy tor wyposażyć w kombinezony, które zakrywałyby całe ciało użytkownika, rękawice chroniące dłonie, kaski z atestem. - Takie rozwiązania od lat są stosowane w Europie Zachodniej - przypomina.

Także same gokarty używane na torze, a w szczególności ich napęd, powinny być zabezpieczone osłonami, tak, żeby nie miały styczności z częściami ruchomymi garderoby.

12 listopada 2017 roku
Ola Hübner z Wodzisławia Śląskiego uległa wypadkowi na torze kartingowym 12 listopada. 21-latka świętowała tam z chłopakiem i Mateuszem, drugą rocznicę znajomości. Szal został wkręcony w napęd i złamał jej kręgosłup. Obecnie 21-latka jest poddawana intensywnej rehabilitacji w ośrodku w Porąbce. Już oddycha samodzielnie - bez pomocy respiratora. - Zaczyna poruszać opuszkami palców, mamy nadzieję, że uda się przywrócić chociaż częściową władzę w rękach. Jesteśmy dobrej myśli - mówi Krzysztof Sałajczyk. Śledztwo w sprawie wypadku prowadzi Prokuratura Rejonowa w Żywcu, na razie nikomu nie przedstawiono zarzutów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Po wypadku na gokarcie Ola Hubner jest sparaliżowana. Fundacja ma propozycje, by zmienić prawo - Plus Dziennik Zachodni