Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podwórko na Zamkowej we wrześniu 1939 roku. Tutaj Rafał Kocik narodził się po raz drugi. Długo jednak odpędzał upiory przeszłości

grażyna kuźnik
Obrona wieży spadochronowej. Obraz nieznanego autora.
Obrona wieży spadochronowej. Obraz nieznanego autora. Śląska Biblioteka Cyfrowa
Chorągiew Śląska ZHP w tym roku szukała dla siebie patrona, po kampanii programowej i konsultacji z hufcami uznała, że przyjmie imię Bohaterskich Harcerzy Września 1939 roku. Rafał Kocik był jednym z nich, dlatego harcerze postanowili poszukać jego śladów, Zajął się tymi druh Bartłomiej Zbączyniak, z komisji historycznej Chorągwi, instruktor z Hufca ZHP Lubliniec, z zamiłowania historyk. Harcerz Rafał Kocik jako jedyny przeżył egzekucję ludności na placu Zamkowym w Katowicach, 4 września 1938 roku. Wydostał się cudem spod stosu zabitych, o czym długo nie mógł mówić. Po wojnie o śląskich harcerzach należało milczeć lub snuć o nich mity; Kocik ze swoją prawdą był niewygodny dla obu stron. Dzisiaj właśnie on interesuje współczesnych harcerzy.

Harcerz Rafał Kocik jako jedyny przeżył egzekucję ludności na placu Zamkowym w Katowicach, 4 września 1938 roku. Wydostał się cudem spod stosu zabitych, o czym długo nie mógł mówić. Po wojnie o śląskich harcerzach należało milczeć lub snuć o nich mity; Kocik ze swoją prawdą był niewygodny dla obu stron. Dzisiaj właśnie on interesuje współczesnych harcerzy. Druh Bartłomiej Zbączyniak z komisji historycznej Chorągwi Śląskiej ZHP stara się odtworzyć jego zapomniane losy.

- Chorągiew Śląska w tym roku szukała dla siebie patrona, po kampanii programowej i konsultacji z hufcami uznała, że przyjmie imię Bohaterskich Harcerzy Września 1939 roku. Rafał Kocik był jednym z nich, dlatego postanowiłem poszukać jego śladów - mówi druh Zbączyniak, instruktor z Hufca ZHP Lubliniec, z zamiłowania historyk.

Kocik nie jest łatwym bohaterem. Był przedwojennym harcerzem, którego jedni Niemcy chcieli rozstrzelać, ale inni go ratowali, więźniem Auschwitz, potem żołnierzem wysłanym do walk z UPA, wreszcie cenionym fachowcem. Ktoś z rodziny powiedział o nim: - W końcu odpędził od siebie upiory przeszłości i poświęcił się pracy elektryka, dając ludziom światło.

I wciąż nie wiadomo

Rafał Kocik nie pasował do wizji, jaką stworzył Kazimierz Gołba w wydanej wkrótce po wojnie książce "Wieża spadochronowa". Opisał w niej młodziutkich polskich harcerzy, powstrzymujących z wieży w Parku Kościuszki atak Wehrmachtu. Obrona miała trwać długo, harcerze i harcerki według Gołby ostrzelali nawet niemiecki samolot, który musiał zawrócić. Później harcerze zaatakowani bezpośrednio, spadali z wieży lub byli z niej przez wroga zrzucani.

Tej opowieści Kocik nie podważał, ale jej nie potwierdzał. Do myślenia daje jego reakcja na obraz, który nieznany autor namalował dla chorzowskiego Ośrodka Harcerskiego. Dzieło robi silne wrażenie, przedstawia dramat ginących na platformie harcerzy w mundurkach, harcerkę, która bezradnie trzyma za rękę umierającego chłopca, nadlatujący samolot. W sierpniu 1969 roku na łamach "Trybuny Robotniczej" ukazał się artykuł Tadeusza Wielgolawskiego, w którym autor opisał, że Kocik na widok obrazu kręci głową i powtarza "nie, nie". Ale autor nie wnika w to, co się nie zgadza.

Z artykułu wynika, że Kocik wniósł na wieżę dwie taśmy do ckm-u. On sam w relacji dla prokuratury w 1967 roku o tym nie wspomina. Zeznaje: "W czasie nocy na 4 września walka nieco przycichła, ale już we wczesnych godzinach rannych znowu się wzmogła. Patrolowałem całą noc i z mojego patrolu został zabity jeden żołnierz. Następnie dojechaliśmy do wieży spadochronowej, która byłą obsadzona przez harcerzy i dwóch żołnierzy. Z parku udałem się ku placowi Wolności". Tam spotkał się ze swoim przeznaczeniem.

Do dzisiaj nie wiadomo na pewno, kto strzelał z wieży spadochronowej. W pracy "Katowice we wrześniu 1939 roku" Grzegorz Bębnik z IPN stwierdził: "Bezsprzeczne jest jedynie to, że ktoś bronił się na katowickiej wieży spadochronowej, ktoś obsługiwał zainstalowany na niej karabin maszynowy. Ktoś wreszcie zginął, gdy oddziały Wehrmachtu i Freikorps Ebbinghaus łamaly stawiany im opór. Nie wiemy jednak, kim byli obrońcy, jak znaleźli się na wieży, czy wypelniali czyjś rozkaz czy może stanęli na posterunku z własnej inicjatywy."

Relacja Kocika o obronie Katowic jest konkretna, pozbawiona patosu, ale także wstrząsająca. Młodzi ludzie mogą dobrze go zrozumieć. To chłopak, który po prostu uważał, że 1 września 1939 roku nie mógł postąpić inaczej.

Najmłodszy drużynowy

Druh Bartek Zbączyniak ustalił, że rodzina Kocików przyjechała do Chorzowa z Wielkopolski w latach 30. XX wieku. Rafał Kocik urodził się w 1920 roku we Wrześni, miasta znanego ze strajku polskich dzieci. Rodzice zmieniali jednak miejsca pobytu, jego ojciec Władysław, cieśla z zawodu, brał udział w powstaniu wielkopolskim.

Siostrzeniec Rafała Marek Wróbel opowiadał Dziennikowi Zachodniemu: - Mój dziadek Władysław Kocik przyjechał na Śląsk z Środy Wielkopolskiej za lepszą pracą, babcia Stefania była guwernantką. Swoje dzieci, moją mamę Helenę i wujka Rafała, wychowali bardzo patriotycznie.

Kocikowie zamieszkali na Klimzowcu; w 1939 roku, jak podaje sam Rafał w zeznaniu dla Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich, mieszkali przy ulicy Bogedaina 18. W 1934 roku chłopak skończył Szkołę Powszechną nr 3, podejmuje dorywczą pracę, kształci się samodzielnie. Na szkoły nie ma pieniędzy. Rodzinie źle się powodzi, ojciec chorował po wypadku w kopalni "Kró", rodzinę utrzymywał głównie z renty i pracy w biedaszybach. W artykułach w PRL podawano, że ojciec komunizował, ale wiadomo tylko, że to Rafała przyłapała policja, gdy dekorował ulicę z okazji 1 Maja. Za karę musiał rąbać drewno na opał dla chorzowskiego komisariatu.

Chłopak działał w harcerstwie, został najmłodszym drużynowym w Chorzowie, w XIV Młodszej Drużynie Harcerskiej im Kazimierza Pułaskiego. Zajmował się młodzieżą, która żyła w takiej samej biedzie jak on, ale była bardzo patriotycznie wychowana. Kiedy w 1939 roku chcieli wyjechać na obóz do Jeleśni, harcerze z Klimzowca ciułali grosze ze sprzedaży złomu.

Kocik zeznawał, że w sierpniu 1939 roku przebywał na obozie harcerskim w Jeleśni. ale ze względu na naprężoną sytuację polityczną, obóz zlikwidowano. Wrócił do Chorzowa, gdzie dowiedział się, że w katowickim Parku Kościuszki starsi harcerze przechodzą szkolenie sanitarne. Tam zastał go wybuch wojny.

Podwórko na Zamkowej

3 września polski żołnierz prosi, żeby harcerze zbierali się centrum Katowic, przy Teatrze. Ale to już klęska. Na ulicach miasta chłopak widzi martwe konie, porozbijane dwukołowe biedki wojskowe, trupy cywilów i żołnierzy. Zatrzymuje go jakiś chorąży i pyta: "Harcerzyku, idziesz z nami czy zostajesz?". Kocik zostaje.

Patroluje odcinek od ulicy Gliwickiej do Załęskiej Hałdy, szosę kochłowicką do parku Kościuszki i ulicę Kościuszki do rynku. Obrońcy to cywilni patrioci, Kocik przyznaje, że "broń mieli raczej muzealną, a często nie było do niej nawet amunicji. Najsilniejsze ostrzeliwania były w okolicy Domu Powstańca".

Nie ma nadziei, ranny polski żołnierz, któremu pomaga i jakaś kobieta proszą Kocika, żeby wracał do domu, do mamy. Polka przyniosła mu cywilne ubranie i poradziła, żeby wyszedł z piwnicy, kiedy "ludzie będą witać niemieckie wojsko". Tak zrobił, ale dwóch chłopaków z Hitlerjugend rozpoznaje bezbłędnie Polaków. Niemcy gromadzą podejrzanych o "strzały zza węgła" na podwórzu przy ulicy Gliwickiej, przy rozlewni piwa.

Stamtąd całą grupa musi iść do konsulatu niemieckiego, gdzie spisywano dane zatrzymanych, chociaż prawie nikt nie miał dokumentów. Kocik też podał fałszywe nazwisko. Potem pod karabinami wyszli na Zamkową, na niewielkie podwórze. Kocik zeznawał: "Kiedy zamknięto za nami bramę, zrozumiałem, że już nie ma wyjścia.” Grupa liczyła około 40 osób, składała się z wojskowych, powstańców i harcerzy, były dziewczęta, najmłodsze liczyły około 14 lat. Zatrzymano też staruszkę i kilku starszych mężczyzn. Wszyscy zachowywali się bardzo godnie.

W końcu spokojny

Gdy Kocik słyszy, że wermachtowcy przeładowują broń, błyskawicznie pada na ziemię. Opowiadał: "Inne osoby upadły na mnie i zbroczyły mnie swoją krwią. Wówczas jeszcze nie byłem ranny". Po chwili wprowadzono drugą grupę, kolejna egzekucja, dostaje w rękę i pierś. Niemcy próbują chłopaka dobić, uderzenie kuli osłabia jednak harcerski kalendarz, który miał w kieszeni.

Odtąd los chce, żeby nie zginął. Gdy nocą odzyskuje przytomność, przedostaje się przez mur i wchodzi do najbliższego budynku, a patrole omijają strych, gdzie się ukrywa. Żona niemieckiego dozorcy daje mu opatrunki i odciąga męża, który chce go wydać, kończy się na zrzuceniu ze schodów. Na ulicy Kocik spotyka polskie dziewczęta, zabierają go do mieszkania na ulicy Mickiewicza, opatrują i karmią. Proszą, żeby uciekał do Krakowa, ale on chciał wracać do rodziców. Po drodze spotyka starszego Niemca z niemieckim krzyżem żelaznym, który wskazuje mu drogę, gdzie nie strzelają. A w domu sąsiadka Friebel ratuje go z rąk folksdojczów.

Niemcy mają go jednak na oku, on i siostra Helena trafiają w 1940 roku do Auschwitz. Helenie udaje się szybciej wyjść, ale Rafał zostaje w obozie koncentracyjnym do 1945 roku, wyzwolenia doczeka w Mauthausen. Rodzina mówi, że przeżycia bardzo go zmieniły, minęły lata, zanim mógł spokojnie o nich mówić. Zmarł w 1992 roku, już zapomniany, nie zapraszany na spotkania z młodzieżą.

Nie przeocz

Druh Zbączyniak nie mógł odnaleźć jego grobu i zakończyć swoich poszukiwań. W końcu jednak mu się udało.

- Rafał Kocik odszedł na wieczną wartę 18 września 1992 roku i został pochowany na cmentarzu parafialnym Bazyliki pw. NMP w Dąbrowie Górniczej – oznajmia harcerz.

Bliscy wspominali, że ostatnie lata jego życia były spokojne. Odszedł pogodzony ze światem, przekonany, że na świecie jest więcej dobra niż zła. Potwierdza to Joachim Kiolbassa, syn niemieckiego oficera, który odezwał się do DZ z bardzo daleka. Opowiedział, że po wojnie Rafał Kocik uratował jego matkę Niemkę, która ukrywała się po ucieczce z więzienia. To był Śląsk, para miała romans i chociaż nie doszło do ślubu, Joachim miał jak najlepsze wspomnienia o niedoszłym ojczymie. Śledził jego losy, wiedział, że Rafał Kocik nie znał nienawiści.

Wyznał: - Jego los patriotycznego polskiego harcerza, który chciał stanąć w obronie napadniętej ojczyzny i za to zapłacił latami strachu, bólu i głodu, który wprawdzie został ocalony, ale z okaleczoną duszą i długo z utraconą wiarą w ludzi, w końcu jednak odzyskaną, zasługuje na moją serdeczną i naszą pamięć.

Musisz to wiedzieć

od 12 lat
Wideo

Niedzielne uroczystości odpustowe ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera