Podobno zdjęcia nie kłamią. Rok 1969. Małgorzata Braunek jako Irena w filmie "Polowanie na muchy": ogromne ciemne okulary, wyszczerzone zęby. Groźna, zimna. Modliszka. Kilka lat później Izabela Łęcka w serialu "Lalka": wyniosła, samolubna, pogubiona. Mija 40 lat. Rok 2009. Barbara w "Domu nad rozlewiskiem". Spokojna, ciepła, mądra, z uśmiechem, który wzmacnia. Co było w tzw. międzyczasie? O tym opowiada sama Małgorzata Braunek w rozmowie z Arturem Cieślarem. Powstała z tego książka "Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko" .
Zacznijmy od wątków śląskich. W 1945 roku przystojny oficer kawalerii Władysław Braunek wracał z obozu jenieckiego i był przejazdem w Katowicach. Minął na schodach pewnej kamienicy piękną dziewczynę, Rutę. Był czerwiec. W listopadzie została jego żoną (ech, gdzież ci niegdysiejsi kawalerzyści!). Potem urodziła się Małgosia. Po kilku latach rodzina z Leszna przeprowadziła się do Bytomia, do luterańskiego domu matki. To tam przyszła gwiazda polskiego kina po raz pierwszy poszła do teatru, pierwszy raz wystąpiła na scenie i postanowiła… śpiewać jak Janis Joplin.
Przeprowadzka do Warszawy nie do końca uszczęśliwiła Gosię Braunek, toteż zawsze się cieszyła, kiedy "była pakowana do pociągu i wysyłana jak paczka na Śląsk". Miały lata, Gosia się nieszczęśliwie zakochała, radykalnie opuściła w nauce, a nawet postanowiła popełnić samobójstwo. Matka (ojciec już nie żył) spakowała zrozpaczoną nastolatkę i wysłała do Bytomia. I tu niespodzianka!
"Trafiłam na genialnego polonistę pana Ożoga, dla którego warto było rano wstawać do szkoły" - wyznaje aktorka. Rozmowy o literaturze i sztuce udowodniły jej, że lekcje nie muszą być katorgą, a nawet, że mogą zaostrzać apetyt na ludzi i świat. Została nawet "oddelegowana" na Warszawskie Konfrontacje Filmowe, żeby opowiadać potem klasie o nowościach wielkiego ekranu. Sielanka się skończyła, kiedy Braunek wróciła do Warszawy. Nowatorskiego profesora Ożoga zastąpiła zachłyśnięta socjalistyczną doktryną polonistka. No i zaczęły się schody...
Książka "Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko" to jest dobra opowieść. Nie pada tam ani jedno złe słowo. O żadnym z trzech mężów, o żadnym z krytyków filmowych, którzy kiedyś bezceremonialnie dokopywali jej np. za rolę Oleńki Billewiczówny w "Potopie" . O nikim. Może dlatego, że Małgorzata Braunek to nie tylko znana aktorka, to także zwierzchniczka Związku Buddyjskiego Kanzeon w Polsce. Ma tytuł rôshiego (czcigodny duchowy nauczyciel). Jest mistrzynią zen.
Nie znam się na buddyzmie. To dla mnie mentalne Himalaje. Dlatego "Jabłoni w ogrodzie…" nie czytałam tak, jak czyta się potencjalny przewodnik duchowy po filozofii Wschodu. Co prawda dowiedziałam się, że metoda Big Mind jest niezwykłą techniką dającą błyskawiczny wgląd w nieograniczoną naturę naszego umysłu, ale choć ogólny sens tej definicji łapię (z trudem niemałym), to nie przyswajam. Książkę przeczytałam więc trochę jak profan, czyli wprost. Nie żałuję.
Przede wszystkim dlatego, że Małgorzata Braunek nie stara się nikogo na siłę ani edukować, ani nawracać. Mówi za to ciekawie o sprawach fundamentalnych. O życiu, szczęściu, cierpieniu i śmierci.
CZYTAJ KONIECZNIE
Ksiązki. Mimo wszystko ZNAJDZIESZ TUTAJ
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?