Powstaje list śląskich ginekologów przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego

- Nie jestem zwolennikiem aborcji zdrowej ciąży. Każda z pań, bez udziału lekarza, powinna mieć prawo o decydowaniu o losach swojej ciąży do jej 6 tygodnia, jeśli sama zapłaci za leki poronne. Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego skazuje kobiety i ich ciężko chore dzieci na niewyobrażalna traumę, cierpienie. Tak jak piszą panie i młode dziewczyny na plakatach, to zgotowanie im piekła - wyjaśniają inicjatorzy akcji, ginekolodzy prof. Krzysztof Nowosielski i dr Maciej Jędrzejko. Obecnie trwa redagowanie pisma i zbieranie pierwszych podpisów. Dr Jędrzejko wysłał już kilkadziesiąt esemesów do kolegów z informacją o liście i możliwości podpisania go. - Odzew pozytywny, był natychmiastowy - mówi dr Jędrzejko.

Poparcie listu przez środowisko medyczne byłoby ogromnym wsparciem dla protestujących kobiet, gdyż do tej pory wiele szpitali, choć mają taki obowiązek, odmawiało usunięcia ciąży z powodu nieodwracalnych wad płodu. Mimo iż praktycznie taki zabieg może odbyć się w każdym ze szpitali, w którym funkcjonuje oddział ginekologiczno-położniczy. Okazuje się jednak, że tylko 10 proc. szpitali w całym kraju wykonuje te zabiegi, zaś po ostatnim orzeczeniu TK niektóre placówki już się wycofują ze strachu przed konsekwencjami ze strony władzy. Niektóre szpitale, by zniechęcić kobiety do wykonania zabiegu wprowadzają, obok przewidzianych w ustawie antyaborcyjnej dodatkowe, wymogi bezpodstawy prawnej, takie jak np. konieczność uzyskania opinii co najmniej dwóch lekarzy specjalistów, opinii konsylium, czy ordynatora - wynika z danych Federacji na Rzecz Planowania Rodziny.

- Amerykańskie badanie Contraceptive CHOICE project wykazało, że darmowa antykoncepcja redukuje ilość aborcji o 70 proc. Matka po terminacji medycznej może zachodzić w kolejną ciążę już po 2 miesiącach, a po cesarskim cięciu dopiero po 12 -18 miesiącach - dodaje dr Jędrzejko.

Autorzy listu chcą podkreślić, że wyrok TK spowoduje lęk przed ciążą, zmniejszenie rodności i przyrost naturalny, a także doprowadzi do wzrostu aborcji nielegalnych, wzrostu z turystyki aborcyjnej i spadku zaufania do instytucji państwa.
Z oficjalnych danych wynika, że w Polsce są województwa, jak podkarpackie, gdzie (co oczywiście jest niemożliwe) nie doszło do żadnej legalnej aborcji. W sumie w 2019 roku odnotowano 1100 legalnych zabiegów.

Nieraz zrozpaczone kobiety jeździły po całym kraju, by usuwać ciążę, która mogła także zagrażać ich życiu. W województwie śląskim w 2019 roku legalnych aborcji było 128, co oznacza, że po mazowieckim (265) jesteśmy drugim regionem w Polsce pod względem wykonywania legalnych aborcji. Liczby te oznaczają też, że w warszawskich i śląskich szpitalach terminowały ciążę kobiety z innych województw.

Szacuje się, że każdego roku ok. 100-150 tys. kobiet i osób transpłciowych szuka na własną rękę sposobów na bezpieczne przerwanie niechcianej ciąży. Z innych powodów niż wymienione w tzw. ustawie antyaborcyjnej. Do tej pory można ją było przerwać, gdy ciąża była efektem gwałtu, gdy zagrażała życiu lub zdrowiu matki oraz z powodu wad płodu, uniemożliwiających życie dziecka po porodzie - co zakwestionował właśnie TK.

Rocznie rodzi się w Polsce ok. 8–10 tys. dzieci z przynajmniej jedną wadą wrodzoną. Około 20 proc. z nich to ciężkie przypadki – wady złożone, wielonarządowe. Aby wyrok TK zaczął obowiązywać, musi być najpierw ogłoszony w Dzienniku Ustaw.